piątek, 20 grudnia 2013

a za oknem Teatr

Teatr Nowy za oknem a ja tęsknię. za teatrem, za próbami, za tą cudowną adrenaliną. chociaż przecież jest ten nasz Teatr, taki na miarę, taki dla nas ważny. Ale czasem tak mi brakuje  tego wspólnego poszukiwania. Tego przepływu energii.
Aż do bólu, reż. Bartłomiej Wyszomirski

środa, 18 grudnia 2013

zwolnienia/ rekolekcyjne zatrzymania

Schodzi ze mnie zmęczenie. Podróże, emocje, dużo dziania się. Wspaniałego. Intensywnego. Ale eksploatującego. Nie mam siły. Zawieszam się. Robię coś, przerywam i siedzę przez kilka minut w stanie zawiechy, bo nie mam siły. To znaczy, że jeszcze nie jestem aż tak sprawna jak bym chciała. Ale to tylko maleńka niedogodność. Bo przecież żyję. Na max. Najpełniej jak się da:):):):) Dziś lista rzeczy do zrobienia " na wczoraj" leży przede mną i uśmiech się. I będzie ok:):):) Dziś Shiva na spacerze pokazała mi jak wygląda pies na ścieżce Zen;) stała przez pięć minut i wpatrywała się w jakieś żyjątko (???) które gdzieś w trawach swoje małe życie spędzało. Pięć minut całkowitego skupienia i bezruchu:):):) Nasz pies jest cudowny:):):)






Mój Mąż ma rękę w gipsie... Prawdziwy Facet, który jest jak skała i moja opoka w słabszym czasie czuje się źle. A przecież to nic nie zmienia, a wprost przeciwnie jeszcze bardziej widać jak jest dzielny i mocny. Oprócz tego chociaż minimalnie mogę poczuć to, w jaki sposób opiekował się mną w trakcie choroby. Tyle, że to drobinka, mała cząsteczka tego. Tym bardziej jestem mu wdzięczna. Mam szczęście. Mój Mąż jest najwspanialszym Mężczyzną na całym świecie:):):):):) Mój Mąż:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*






wtorek, 17 grudnia 2013

SZCZĘŚCIE. MOJE SZCZĘŚCIE.

Gdynia. Moja ukochana Gdynia. Moje miejsce na ziemi, gdzie jest przestrzeń, wolność, żywioł i tak wielu tak bliskich, tak ważnych Ludzi. Właśnie tam na zaproszenie Gdyńskiego Mostu Nadziei http://www.mostnadziei.pl/ dostałam jeden z największych prezentów. "Bóg jest kobietą o jednej piersi" w ramach corocznego, siódmego spotkania
 pt. "jak zdarza się szczęście". Gośćmi poprzednich byli Jerzy Stuhr, Krzysztof Kolberger, Pia Libicka. I teraz ja. Poczułam się zaszczycona. Totalnie:):):) I zaskoczona:):):) JW.:):):) Bo w takich momentach odzywa się Ania sprzed choroby i pyta, czy to na pewno o mnie chodzi?;);) A ja mogę odpowiedzieć: Tak:):):) I po prostu się cieszyć, że robię coś, co dla kogoś również może być ważne, komuś pomóc, coś zmienić. I tym bardziej, że robię to za pomocą mojego ukochanego Teatru. Jadąc po spektaklu przez Gdynię przeżyłam rzecz niezwykłą, moją prywatną podróż w czasie. Przez każde miejsce przez które przejeżdżaliśmy z Anną Marią biegnie ciąg wspomnień. Żywych. Ciągle istotnych. Poczułam, że Gdynia jest nadal bardzo ważnym miejscem w moim świecie. Ale również poczułam, chyba po raz pierwszy aż tak mocno, że ZWYCIĘŻYŁAM. ŻE WYGRAŁAM. ŻE wracając do Gdyni ze spektaklem, mimo, że jeszcze niepełnym, ale moim, na podstawie mojego tekstu, spektaklem, wobec którego prawie nikt nie zostaje obojętny, wracam tu, gdzie przed chorobą skończył się mój teratr, odniosłam ZWYCIĘSTWO. Bo nie poddałam się podczas choroby. Bo nie pozwoliłam rakowi zniszczyć teatru we mnie i mnie w teatrze. Bo pozwolił mi, właśnie rak, odnaleźć siebie pełniejszą, dojrzalszą i lepszą, zarówno jako człowieka jak i aktorkę, człowieka Teatru. I jakże piękne jest to, że mimo, że znó ten wyjazd organizacyjnie z mojej winy był wariacki, że Przyjaciele nasi i to niestety nie wszystcy otrzymali informację o nim w przed dzień, BYLI, wielu tak WAŻNYCH, PIĘKNYCH LUDZI. Przyjaciół. Przed spektaklem poczułam, że to niezwykły moment, że właśnie tym ludziom, którzy byli ze mną w trakcie leczenia w tak bezcenny, piękny sposób, dzięki którym poniekąd przeżyłam i żyję, właśnie im, właśnie tam, mogłam opowiedzieć o tym w ten sposób. I za to jestem wdzięczna. I za to, że mogłam tam być z moim Najukochańszym Mężem, Człowiekiem, który powoduje, że z dnia na dzień moje życie jest lepsze, piękniejsze i wymarzone:):):):) I jeszcze Małgosia, założyciel Gdyńskeigo Mostu Nadziei, tak piękna, tak mądra, wspaniała Kobieta, tak cudownie uświadamiająca nam, że to dopiero początek tej wspólnej przygody i że będzie się działo:):):)

http://www.pomorskie.eu/pl/zdrowie_i_pomoc_spoleczna/aktualnosci/2013/gdynia_spotkanie_jak_zdarza_sie_szczescie

Bardzo żałuję, że nie udało mi się spotkać ze wszystkimi Najbliższymi, część smsów nadal czeka na odpowiedź. Ale dzięki tym spotkaniom, które wyszqarpnęliśmy temu galopującemu czasowi, jestem znów szczęśliwsza:):):) że w naszym życiu jest Anna Maria, która wprowadziła do niego Justkę, Karoliny i Matkę Joannę od Lwów najwspanialsze, że Karola, Maciej i Mikołaj są najlepszym deserem, jaki dostajemy:):):) że Tupot Mew jest miejscem, gdzie gotowanie przechodzi płynnie w miłość i spełnione marzenia, że Groszki i Pingwiny i Humanusy są w nas bardzo bardzo mocno, że ciastka Natalki i Kuby uzależniają, muzyka Kuby kanaanowa daje radość i wiarę, że Viola i Krzysztof są stałymi w moim życiu, które muszą w nim być, żeby było dobre, że Dominic John nie tylko muzyką wnosi w nasze życie radość, że Ewa i Marta z Babcią i Kotami mają w naszych serduchach osobny pokój, że za Dominiką tęsknię bardziej niż myślę, a za Agę Gli dziękuję Tiszowi najbardziej jak umiem:):):) i za wszystkich, którzy  byli, bo wiem, że BYLI, a jest ich dużo więcej niż mogę wymarzyć, choć tylko myślą, bo nie mogli inaczej:*:*:*:*:*:*:*:*



I jeszcze a propos wspomnień Emili DZIĘKUJĘ:):):)



poniedziałek, 9 grudnia 2013

dobrze jest

A dziś dzień leniwca. Pierwszy raz od dawna pozwoliłam sobie na świadome nic nie-robienie. Chociaż już mnie ciągnęło do Turskiej i Waganowej (Aniu - dzięki:)). Dziś jest dobrze.
Jestem. W pełni. Totalnie.

W pędzie.
W poszukiwaniu.
W spełnianiu.
W odnajdywaniu.

Dzieje się w moim życiu szalenie dużo. Głównie dobrego. Warsztaty Horses Senses w najpiękniejszym prezencie od Agaty (mój Promyku, codziennie Ci jestem za nie wdzięczna), w ramach których dostałam od Petroneli, naszej końskiej trenerki, niezwykłą lekcję pokory, czułości, spokoju, dystansu, zatrzymania. Ona i Empatia spowodowały, że stanęłam w pędzie, który mnie zjadał i od środka i powodował, że szukając spełniennia i określenia doprowadziłam do sytuacji, w której z dnia na dzień było mnie mniej. A tam poczułam, że ktoś (Petronela)tak pięknie uczy mnie zatrzymania, umiejętności oddechu. Czyli życia. I mohe Rude wsparcie:):):) Kot pomocnik będący żywą metaforą wszystkich kryzysowych momentów w moim życiu.. Bo zawsze w ówczas otrzymuję to najcenniejsze, najpiękniejsze, życiodajne wsparcie i miłość. I to mnie rtrzyma i to powoduje, że moje życie jest pełne.
fot. Monika Belka

fot. Monika Belka

fot. Monika Belka

fot. Monika Belka


Kobiety. Amazonki. Z Buska Zdroju. Spotkanie, które uświadamia, że życie jest zjawiskowe, że jjesteśmy Obdarowani spotkaniem tak wspaniałych Ludzi jak Ula, Bożenka, reszta tych Pięknych, Wspaniałych Kobiet i obecni tam Mężczyźni. Życzliwość, ciepło i niesamowita siła. I takie przepiękne potwierdzenie, że Bóg jest kobietą mimo że niektóre z nich widziały go już kilka razy nadal jest dla nich ważny, spełnia swoją funkcję, ma Sens. Nasz spektakl. To przedziwne jak to wszystko się układa:):):) i za tydzień dokładnie 14. 12. będziemy z nim w mojej ukochanej Gdyni na zaproszenie Gdyńskeigo Mostu Nadziei. Totalny odjazd:):):):):):):):)

fot. Mariusz Musiał

fot. Mariusz Musiał

fot. Mariusz Musiał

I Piękno w najczystszej postaci. Ania Teodorowicz i Kasia Widmańska.Spełnienie moich fotograficznych marzeń, a właściwie ich poiczątek. Przepiękna sesja w ramach Projektu rako-TWÓRCZEGO. Marzenie:):):):)

I Anna Maria Biniecka, moje Słońce z Małgosią Gościmińskąrównież robiące niesamowitą sesyjną rzecz dla Projektu. Jestem mega szczęśliwa, że wokół mnie są tacy Czarodzieje.

Starachowice. Miejsce gdzie zaczyna się nowy rozdział. Justyna i Łukasz Gołda. I stał się cud. Spotkałam Ludzi, którzy są inspiracją motorem, nadzieją, że Projekt stanie się jeszcze bardziej realny i ważny. Ludzire pozwalający już samą swoją obecnością wierzyć, że wszystko można:):):):) i Bóg jest kobietą w Starachowicach:):):):) Bóg podróżny:):):):)

A w tej chwili wtracam z Łodzi. Jetsm szczęśliwą studentką, współstudentką PRZEFANTASTYCZNEGO ROKU, słuchaczka genialnej kadry:):):):) uwielbiam tańczyć, chociaż czuję dwa i pół roku przerwy chorobowej, Moje ciało i umysł niestety są specjalnej troski, ale dajemy radę:):):) Dziś zostałam dumną posiadaczką trzech pierwszych zaliczeń, choć dwa z nich na pewno będę chciała poprawiać:):):) Świadomie wybrane „prymusostwo”;) nie zgadza się na 4+;) będzie 5:):):) a co:):):) jako nienażarta wiedzy studentka będę miała same piątki:):):) taki kaprys:):):):)



poniedziałek, 28 października 2013

pułapki umysłu

pułapki umysłu. Wczoraj oglądałyśmy na Discowery Chanel program właśnie o pułapkach umysłu. dwa wymiary, trójwymiar. myślenie abstrakcyjne czy tysiąc innych rodzajów. i jak prosto wszystko przewidzieć. skąd właśnie tu i właśnie taka refleksja? bo pomimo ogromnej pracy włożonej w ciągu ostatnich dwóch lat w życie w zgodzie ze sobą, w wewnętrznej harmonii i poczuciu spokoju, znów wracam do pędu umysłu. Piszę o tym kolejny raz. Można stwierdzić, że takie przerabianie tego w nieskończoność nic nie wnosi. Mam nadzieję, że jest inaczej. Bo wiem, że muszę znaleźć klucz do właściwego sposobu myślenia. Do umiejętności wyciszenia się.

Ostatnio pierwszy raz w życiu zetknęłam się z taką ilością braku kompetencji, barku empatii i jakiejkolwiek próby zrozumienia. W dodatku w połączeniu z tendencją do lubowania się w absurdalnych intrygach jednej z sąsiadek dało to szalony wręcz efekt. Punktem wyjścia była wózkownia. Potem brak jakiejkolwiek informacji, załatwianie spraw "naokoło" przez nowych lokatorów, którzy trafili akurat na życzliwą sąsiadeczkę, która zaczęła kombinować i bruździć. I się zaczęło. Obecnie pierwszy raz nie potrafię opanować żółci i autentycznego obrzydzenia do mieszkańców dwóch mieszkań w naszej klatce. I znów: absurdalne. Oczywiście. Zdaję sobie sprawę, że to mnie osłabia ta złość, frustracja i gorycz. Że to ja tracę spokój i zdrowie. I tym bardziej zadziwia mnie, że NIE POTRAFIĘ SOBIE Z TYM JESZCZE PORADZIĆ. Faktem jest, że dzięki temu okazało się, że mamy wspaniałych pracowników administracji. Wykazujących nie tylko chęć pomocy, ale i zdecydowanie większy współczynnik empatii niż nasi sąsiedzi. Jak na razie sprawa w toku. Może uda nam się wreszcie zakończyć tą całą akcję zanim osiwiejęi znajdę dystans? Kolejną kwestią była kwestia dziekanatu i przeoczeń pań tam pracujących, które mogły kosztować mnie konieczność rezygnacji ze studiów. I tu również zadziwiający opór materii w zrozumieniu, że to nie jest błahostka, że to nie "takie sobie przeoczenie". I zastanawiam się czy to ze mną obecnie jest coś nie tak ( co również zdecydowanie biorę pod uwagę), czy to jakaś kumulacja wariactwa w powietrzu...

Oprócz tego to niemożliwe poczucie chaosu w głowie. Zmęczenie (bo wreszcie robię dużo rzeczy, za którymi tak tęskniłam), dodatkowe "atrakcje" w postaci sprzątania w wersji mega wózkowni, piwnicy w wyniku wyżej opisanych okoliczności (a obydwa sprzątanka to takie "porządki życiowe" ze względu na ilość rzeczy itd.), do tego dochodzące problemy w przestrzeni "na wyciągnięcie ręki", permanentny syf w domu, bo trafiło do nas duuuużo rzeczy do przejżenia, upchnięcia, wyrzucenia z przeglądanych pomieszczeń (czujemy się jak w prywatnym obozowisku dla uchodźców, a w nim ciężko zebrać myśli), zabieg, te wszystkie cholerne złe emocje, nad którymi nie panuję... i ta złość, że to wszystko tak właśnie wygląda.

Od wczoraj wieje. Moja Mama rzuciła żartem "wiatr zmian". Myślę, że tak. Boję się czy dobrych. Wiem, że dużo tu zależy ode mnie. Dziś mam nadzieję, że przełamuję impas. Zaczęłam koordynować sesję z Kasią Widmańską. Kasia jest cudowna z tą ogromną cierpliwością i moim chaosem. Mam nadzieję, że nadrobię. Bo udział Fotografki, która od tak dawna imponuje mi swoimi pracami i którą szanuję ogromnie jako Artystkę perfekcyjną w Projekcie jest dla mnie czymś mega ważnym i nieocenionym jako źródło radości. Nie chciałabym tego schrzanić. I jeszcze Dziewczyny, cudowne Kobiety, które zgłosiły swoją chęć udziału w sesji:):):) FANTASTYCZNE, ENERGETYCZNE, MĄDRE, PIĘKNE:):):):):):):):)

I dziś Agata. Cudowny Człowiek. Mądrość i dobroć. To tak ogromny zaszczyt, że tacy Ludzie są w moim życiu.

I Anna Maria, która swoimi zdjęciami powoduje, że łatwiej siebie lubić w czasie kiedy jest to trudniejsze. Moja Frau Avedon. Moja Czarodziejka za Obiektywem:*:*:*:*:* Przyjaciel i inspiracja:*:*:*:*:*:*



fot. Anna Maria Biniecka

fot. Anna Maria Biniecka

czwartek, 24 października 2013

taniec / tempo/ jest dobrze

Przez dwa lata najgorsze w leczeniu było "zatrzymanie w życiu", że tak to nieco patetycznie ujmę. A przynajmniej odczucie takiego "zatrzymania". Teraz uświadomiłam sobie jak bardzo udało mi się zapełnić tę pustkę wynikłą z choroby i z utraty wszystkiego, co było dla mnie przed nią ważne. Wszystkiego, co stanowiło oś działania. Ruchu.
Na początku września pisałam, że jesień jest trudna. Bo wszyscy wracają do teatrów, do pracy, do swoich działań. A ja nadal zostaję w punkcie zawieszenia. W punkcie: leczenie. I udało się:):):):) Mam teraz swoje punkty zaczepienia. Studia, Projekt rako-TWÓRCZY, od przyszłego tygodnia ruszamy z pracą nad spektaklem, piszę nadal nowy tekst, który zaczyna mieć ręce i nogi:) Jedyny problem to to, że mój organizm jednak jeszcze nie wrócił do hiperkondycji. Stąd 11 godzin zajęć dziennie, podróże, a po powrocie załatwienie choćby jednej sprawy staje się trudne. Zasypiam w każdej pozycji. Zaczynam mieć tyły. Muszę popracować nad organizacją. Bo zaczynam się spóźniać z rzeczami, które obiecałam zrobić. Ale tak strasznie trudno mi się myśli, kiedy czuję zmęczenie. Maruda, bo przecież wszystko to z fantastycznych powodów:)

Pedagogika tańca na AHE w Łodzi jest genialna. Świetna kadra, w przeciwieństwie do wielu szkół teatralnych pedagodzy nie muszą niczego nam udowadniać, ani starać się nauczyć nas wypaczonej znaczeniowo pokory. Bo wiedza, doświadczenie i szacunek, z jakim się do nas zwracają stanowią podstawę naprawdę niezwykłych spotkań. Na kolejne zjazdy czekamy jak na Dzień Dziecka:):):) Okazuje się, że nawet anatomia i biomechanika człowieka są fascynujące, kiedy pedagog opowiada o tym z tak piękną pasją i profesjonalizmem;););):):) Można? Można:):):):) Zajęcia praktyczne również są cudowne. Po pierwsze dają mocne podstawy zarówno praktyczne jak i merytoryczne w kwestii pedagogiki tańca. Po drugie, tu smutna refleksja, okazało się, że np lekcje klasyki mogą być prowadzone z kulturą, szacunkiem i na najwyższym poziomie. Pytanie tylko dlaczego tak bardzo jesteśmy przyzwyczajeni do innych standardów i dlaczego tak oczywiste wydawałoby się rzeczy nas dziwią? Oprócz tego przypomniałam sobie jak ogromną radość daje mi taniec:):):):):):)
Mój rok, cudna 10tka, też jest ogromnym źródłem radości:):):) jakże różnorodne doświadczenia, style, jak fantastyczni Ludzie:):):):)

Oprócz tego nie taka Łódź straszna jak ją malują:) I cudowny wieczór po zajęciach z Martą i jej Rodzicami. Takie momenty uświadamiają jak pękne jest spotkanie człowieka z człowiekiem. Moment kiedy trafia się do nieznanego domu i kiedy nie chce się z niego wychodzić. Bo każda minuta jest za krótka, żeby się nagadać, nasłuchać, nacieszyć tym czasem. Tata Marty opowiadał o swoich spotkaniach z Baduszkową. Kolejne potwierdzenie, że Pedagog nie musi nic udowadniać. Że nie musi poniżać. Że jeśli ma CO przekazać i robi to z szacunkiem, choćby nawet ostro i rygorystycznie, przekazuje najcenniejszy kapitał i staje się ważny na całe życie. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz tam wrócę:):):) bo na samą myśl o tym wieczorze paszcza cieszy mi się wszerz i wzdłuż:):):) Radocha:):):):):):)

Wczoraj miałam kolejną biopsję mammotomiczną. Od tygodnia byłam sztywna ze strachu, bo ostatnia była najbardziej bolesnym zabiegiem na przestrzeni całych dwóch lat leczenia. Wczoraj było nadspodziewanie dobrze. Zamiast ponad godziny trwało ok 20 minut, zamiast pięciokrotnie większej dawki znieczulenia, która ostatnio również nie przyniosła skutku, wczoraj wystarczyła podwójna:) NFZ odetchnął;)

Dziś staram się już zebrać, chociaż myślenie boli i szkodzi. Mam nadzieję, że wieczorem uda mi się wywiązać z dwóch zaległych zobowiązań w sensie działania. W końcu mi na nich też bardzo zależy, a nawet bardziej;)

i jeszcze Irena Turska i jej "W kręgu tańca". Zachwyt.


piątek, 18 października 2013

z chaosu powstałaś - w chaos nie wrócisz;)

nowe. z chaosu. w kierunku harmonii. zwalnianie. oddech

wróciłam w pewien sposób do punktu wyjścia. niechlubnie. zagubiłam cały spokój, stan umysłu - permanentny chaos. sama na sobie nie mogę polegać, bo gubię się w ilości rezczy, nad którymi powinnam panować, komunikacją, w której powinnam brać udział, sprawami, które przecież są ważne i chcę żeby biegły właściwie, w sposób, w który chcę. Bo przecież od dwóch lat tęskniłam za takim stanem rzeczy. Za tym szalonym pędem, za dzianiem się, dzianiem, rozwojem, stawaniem się, przepotwarzaniem. A teraz czuję, że to wszystko znów mnie prowadzi, a nie, że to ja mam pełną kontrolę. To do zmiany. Bo czuję, że zawodzę siebie, bo nie wyciągnęłam wniosków, bo kumuluję złe emocje, bo jestem tym sfrustrowana zamast cieszyć się każdym momenytem tak jak chcę. Świadomie i w pełni. Bo wiem, że nie jestem na tyle na ile bym chciała być obecna w życiu moich najbliższych, przyjaciół, którzy tyle energii i siły mi dają. I tego wsparcia i oparcia bezcennego w trudniejszych momentach, a teraz czuję, że w tym chaosie ja dla nich nie potrafię być choćby w pełni obecna, bo nawet rozmawiając, czuję chaos, zagonienie, spadek uważności i koncentracji. Szukam do tego, do siebie takiej znów klucza. Dziś pierwsze olśnienia. I work in progress;):)

W niedzielę Agata i Łukasz spełnili jedno z moich największych marzeń. Dzięki nim pierwszy raz jechałam sama na moim wymarzonym MOTOCYKLU!!!!!! Jaki CZAD!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Dla takich momentów absolutnie warto żyć:):):) i ci PRZECUDOWNI LUDZIE - monopoliści w kwestii spełniania moich marzeń:*:*:*:*:*:*:*:*:* bo resztę wieczoru spędziłam in nomine w Kosmosie (sic!;)) dzięki nim wprawiając się w fotodziałaniach:*:*:*:*:*:*:*:*:* co prawda jeszcze nie zgrane efekty, ale może przynajmniej kilka "pierwszych-kotów-za-płoty";) wyjdzie:):):)

reszta tygodnia to właśnie moje notatki. Seb stwierdził, że nie przypuszczał, że pedagogika tańca ma tyle wspólnego z filozofią, o czym świadczy SZAAALONAAAA ilość materiałów, które jak się okazało mamy do przygotowania;).  uffffffffff...:)

dziś kolejny tour z BlaBlaCar kierowcą:):):) trafiłąm na studentów ze szkoły lotniczej:) ludzie z Pasją są niezwykli. fantastyczni:)

teraz Łódź. Drugi raz:) kwatery pracownicze z fantastyczną fakturą na ścianach, obrazem ze SŁOŃCEM na ścianie i możliwością zrobienia herbaty całkowicie mnie satysfakcjonują:):) piętro niżej panowie mieszkający tu już od jakiegoś czasu, niezwykle życzliwi i usłużni, włącznie z zaprowadzeniem mnie pod samiusieńką Biedronkę - urocze:) Mam tylko nadzieję, że jutro mój umysł stanie na wysokości zadania i będzie chłonął nie tylko wiedzę, ale tą piękną radość życia, którą gdzieś ostatnio gubi. :)

fot. Agata Kulik/ Łukasz Kulik


niedziela, 13 października 2013

refleksje

dużo do przemyślenia. "Gry ekstremalne" były chyba najdziwniejszym doświadczeniem teatralnym jakiego doświadczyłam w życiu. Niezwykłe. Piękny spektakl, świetna praca, przepiękny materiał. I to, że byliśmy tam razem. Z Sebastianem. Tak jak w trakcie choroby. Że mogliśmy to przeżyć razem, wspólnie. Bez niego to nie byłoby takie same. Byłoby niepełne. A było zbyt ważne, żeby stracić tę "wspolność odbioru". Najlepszą recenzją była cisza, w jakiej widzowie słuchali. Ta piękna cisza, która jest najlepszym miernikiem, że to, co dzieje się na scenie jest ważne. I płacz. Taki ludzki. Będący reakcją na emocje, jakie dostawaliśmy, na rzeczywiśtość, z którą przyszło nam się zmierzyć. Moją odporność "pokonał" monolog księdza o umieraniu. Konkretny. Bez sentymentu. Tak głęboki i prawdziwy. Mój strach przed śmiercią, ostatnio taki bezczelny w swoich aktywnościach, nie dał mu rady. Choć myślę, że właśnie z takm przewodnikiem najlepiej można przejść na tamtą stronę za Tęczowy Most. Oprócz samego spektaklu piękna wystawa "Pięknołyse". I wspaniałe Kobiety, które pozowały do tych zdjęć. Bardzo trudny, bardzo ważny wieczór. Bardzo piękny. I Asia. Człowiek, którego piękno, wrażliwość i siła powodują, że jest najpiękniejszym CZŁOWIEKIEM-SŁOŃCEM. Dzięki niej, ten teatralny spektakl jest tak ważny, tak prawdziwy, tak piękny.
Na szczęście kilka godzin z Joanną, Sebastianem, Juleczką, z zaskakującą wyprawą w Himalaje, mambo o prawie-poranku i mistrzostwem sałaty i najlepszego francuskiego sera "trochę" wypełnia wszystkie rysy i zadrapania lepiej niż wszystkie magiczne eliksry i zaklęcia:):):)czysta magia:):):)
dziś kolejne dziania się, próby opanowania mojego wewnętrznego chaosu, który zaczyna mi już bardzo przeszkazać, bo mam poczucie, że tracę dużo z tego co się dzieje, że pędzę na złamanie karku bez świadomości, bez korzystania z doświadzcenia ostatnich dwóch lat, które mówi, że wolniej, spokojniej i ze świadomością każdej chwili głębiej, pełniej i piękniej się żyje. A ja tak właśnie chcę.

sobota, 12 października 2013

PREMIERA

Dziś premiera "Gier ekstremalnych" Asi . Jedziemy. I następuje przedziwny fenomen, że pierwszy raz czuję stres przed NIE- moją premierą. Zastanawiam się czy to ze względu na temat (tekst jest oparty na dramacie studentki Labolatorium Dramatu, która również walczyła z rakiem, ona niestety przegrała...), czy dlatego, że czuję, że Asia mi biska bardzo bardzo. Cieszę się ogromnie, że dziś tam będziemy, Jest to dla mnie wydarzenie absolutnie nieporównywalne z niczym. Przedziwne to i do końca dla mnie niezrozumiałe ta ilość emocji. Boję się też tego, że tak bardzo brak mi czasem Teatru. Tego instytucjonalnego, zespołowego, z repertuarem, który czas trzyma w pewnych ramach, z próbami, z adrenaliną i poszukiwaniem podczas nich. Boję się tego, że znów poczuję, jak bardzo ten brak boli w konfrontacji z Teatrem mówiącym o czymś ważnym i mówiącym o tym pięknie (bo w to nie wątpię skoro wychodzi to spod ręki Asi). Boję się tego, że ten brak w zestawieniu z tematem i tym ciągłym strachem przed tym, że w końcu przegram z rakiem, bo ten strach tak głęboko gdzieś jest, dziś wieczorem może mnie po prostu rozjechać. Ale cóż... jest ryzyko- jest zabawa. Trochę to jak rosyjska ruletka, ale myślę, że najważniejsze, że tam będziemy, że będę mogła się z tym zmierzyć. Że mam nadzieję, że znów zwyciężę.

piątek, 11 października 2013

szczęście

Jestem szczęśliwa. Szczęściara. Bo w moim życiu są Ludzie, którzy czynią je najpiękniejszym. Powodują, że marzenia są realne, bliskie i możliwe do spełnienia. A w końcu spełnione. Agata i Łukasz. Moja Dobra Wróżka i Dobry Wróżek:):):):):):):):):) dzięki nim wszystko jest bliższe i bardziej możliwe. A z nimi lepsze, piękniejsze:):):) Michał, który jest naszym ulubionym Królikiem, niestraszny mu nasz chaos i JEST ku naszej ogromnej nieustającej radości. Olga, Agata, Aseńka. Dziś czuję ogromne zmęczenie, ale jestem szczęśliwa. Bo moje życie jest pełne i spełnione. Dzięki Ludziom, którzy w nim są. I to jest piękne.


źródło: internet

czwartek, 10 października 2013

dzianie się:)

dzianie się. dzieje się, działo, będzie się działo. dzianie. ruch. czynny udział w życiu.

osiągnęłam znów to, o czym marzyłam w każdym momencie stagnacji wywołanej chorobą. odczucie życia. życiodajną mobilność. żyję. działam.

4-5.10.2013 r.

XVI Pielgrzymka Kobiet Po Mastektomii w Częstochowie
Dwa spektakle "Boga, który jest kobietą o jednej piersi". Jakże różne. Jakże niezwykłe jako doświadczenie.

Pierwszy w Młodzieżowym Domu Kultury na Łukasińskiego, który POLECAM WSZYSTKIM. Jest niesamowity. Infrastruktura, sprzęt, możliwości. Widownia ogromna. Akustyka doskonala. Park reflektorowy i możliwości techniczne lepsze niż w niektórych teatrach instytucjonalnych. Imponujące. A przede wszystkim CUDOWNI LUDZIE. Technika, dla którejnie ma rzeczy niemożliwych, wszystko jest do zrobienia od ręki. Szacunek. Dla nich. Również dzięki temu cudowny spektakl. Owszem, jak zawsze z pewnym poczuciem, że można więcej, że inaczej. Ale poszliśmy do przodu. Po spektaklu usłyszeliśmy właśnie od jednego z Panów technicznych "Ostro. Nie - za ostro?". Myślę, że w tym kontekście i w tym sposobie pytania jest to, co każdy z nas chce usłyszeć po zagranym spektaklu, w którym chce mówić o czymś ważnym. Poza tym forma, jaką przyjęliśmy dla tych spektakli jest także nowym doświadczeniem dla nas. Mój Mąż i jego muzyczna magia jak zwykle mi imponuje. Tu doszła elektronika w dużej ilości. Jako środek wyrazu. I moim zdaniem to trafiony wyraz. Teraz pójdziemy dalej. Ale to będzie zupełnie już inna historia, bo z Asią. I dobrze, bo zostaliśmy zaproszeni do kolejnych miejsc. To piękne, bo spotkania, które towarzyszą tym naszym spektaklom są piękne.
Natomiast dzień drugi był totalną katastrofą poczynając od jakichś totalnych nieporozumień, po kwestie różne inne, które można określić jednym słowem armageddon. KOSZMAR. Zwieńczeniem wszystkiego był drugi spektakl, w którym część Amazonek pokazała anty-klasę. Nigdy nie poczułam się tak zniesmaczona, urażona, obrzygana. Niezwykłe było to, że tam, że tak, że wogóle. Na szczęście były tam również Kobiety, dla których naprawdę warto było tam być właśnie tam, właśnie wtedy. I jeszcze Anna Maria, która jak zwykle rozświetla świat. I spełnia marzenia:):):) Martulku, Ewuniu - jeśli to czytacie, wiecie, że to także dzięki Wam:*:*:*:*:*
Potem wreszcie Łódź.
Czasem jest tak, że mamy bardzo mocne przeświadczenie, że coś jest takie a nie inne, mimo, że oparte jest właściwie tylko na zasłyszanych informacjach. Tak było z Łodzią. Po prostu jej się bałam. Trafiłam natomiast do miasta, które wieczorem mnie urzekło. Poza tym cudowne tagliatelle ze szpinakiem i wino domowe vis a vis mojego hotelu dopełniły poczucia absolutnego spokoju:):):) Jak to mówi bohaterka "Boga" "jak ja czasem uwielbiam być sama";).
Spotkania. Przepiękne. Nieoczekiwane. Pan Taksówkarz okazał się być muzykiem przekwalifikowanym ze względów życiowych. Kiedyś grał na waltorni. Słychać ciągle miłość do muzyki - cudowny. Zagadaliśmy się i okazało się, że moja nowa uczelnia jest "wielobudynkowa" i nie mam pojęcia co ani gdzie. No i wówczas mój cudowny pan Kierowca stwierdził, że przecież i tak kończy już zmianę i nie licząc mi ani złotówki więcej woził mnie pomiędzy lokacjami starając się wraz ze mną ogarnąć narastające poczucie chaosu. Dzięki takim spotkaniom mój świat jest piękny. I ta waltornia:):):) mam nadzieję, że jeszcze nie raz się miniemy:):):)
Pedagogika tańca. I absolutnie nie żałuję wyboru. Świetny kierunek, fantastyczni wykładowcy, świetna grupa. Nie przypuszczałam, że historia tańca aż tak mnie urzeknie. I cudowny Alexander Azarkiewicz pełniący funkcję prodziekana. Szacunek w stosunku do tańca i ludzi. Chylę czoła.
Resztę można podsumować jako genialną zupę grzybową, camember z żurawiną czyli jak być szczęśliwym w Clakierze przy Teatrze Wielkim, cudowne BlaBlaCar i szybki powrót do domu:):):)
Po powrocie miałam odpocząć... No i ruszyłam...z PROJEKTEM rako-TWÓRCZYM

https://www.facebook.com/projekt.rako.tworczy

http://magaray83.wix.com/annaiwasiuta#!untitled/c8u

WRESZCIE:):):) Od dwóch lat prawie powstawała idea, kroczek po kroczku powstawały konkretne działania przerywane długimi gorszymi czasami chorobowymi. I teraz mam nadzieję, że razem z przecudowną Kasią Widmańską ruszymy z pierwszą sesją:):):) Bo od tego zaczynamy. I jestem szczęśliwa, bo dostałam już przecudowne sygnały i informacje, że warto, że są niesamowici Ludzie którzy chcą go współtworzyć. I równie wspaniali, którzy znajdują w tej idei coś, co im pomoże w czasie leczenia. A przecież o to chodzi:):):)

Dziś dzień onkologiczny. Mam już termin kolejnej biopsji mammotomicznej. Może uda się bez mastektomii, chociaż dwa lata temu tez miała być tylko lumpektomia, a okazało się, że ten niezłośliwy guzek jest najbardziej złośliwy w swoim G3. Zobaczymy. Najważniejsze, że już jakieś konkrety. I że nie będę jak na razie zarywać studiów z powodu leczenia, bo tego żałowałabym najbardziej. Krótko mówiąc:) JEST fajnie:):):):)FAJNIE:):):)chociaż na samą myśl o związanym z tym zabiegiem bólem już mentalnie jestem w najbliższym monopolowym po mocne pół litra... szkoda, że to tak nie działa...eh.

A dziś otrzymaliśmy przepiękny prezent od Asi w postaci możliwości współuczestnictwa w jej premierze tak ważnej i tak na pewno pięknej. Bardzo, bardzo się cieszę. I z tego również, że będziemy tam razem z Sebastianem. Bo dzięki temu będzie pełniejsze i piękniejsze.


A dziś Poirot:):):) uczę się odpoczywać:):):) I Bednarek ze swoją "Ciszą", która od kilku dni daje mi dużo tej tak potrzebnej w chaosie ciszy i harmonii.

wtorek, 1 października 2013

studentessa:)

zaspałam.

stwierdziłam, że nie będę się stresować czymś na co i tak już nie mam wpływu. no i zadziałała magia harmonii i spokoju. na onkologię zawiozła mnie Ciocia. od razu zawiozłyśmy naa terapię zajęciową moją starą Yamahę, a Ciocia poznała Panią Zosię:):):) dwie skarbnice sposobów upiększania świata:):):)

potem szybka wizyta u dr M. i nadspodziewanie, bo tylko po tylko po 2,5 a nie jak to czasem bywało po 5-6 godzinach weszłam do mojego Doktora i być może w przyszły czwartek jakieś konkrety zostaną podane:):):)

kolejny pozytyw: nie mam raka płuc:):):)ufff:):):)


czyli wszystko wskazuje na to, że jeśli pozbędziemy się guzkóww drugiej piersi zostanę całkowicie "odraczona":):):) podoba mi się taka opcja:):):)

zaczęłam czytać "Magdę, miłość i raka". jak na razie jest mi z tą książką po prostu dobrze. jak na razie, i nie sądzę, żeby się to zmieniło, uważam, że dobrze, że JEST. bo jakoś sam "łeb do słońca" ciągnie:):):)

w domu siesta wymuszona, aczkolwiek przecudowna ze zwierzyńcem i "Królową niewidzialnych jeźdźców" Marty Tomaszewskiej, która to w formie audiobooka przypomina mi jedną z moich ukochanych książek z dzieciństwa:):):) i nadal mnie zachwyca:):):)

i wreszcie info dnia: telefon z Łodzi. Pani mówi, że moja "rekrutacyjna" specjalizacja, tj. rehabilitacja tancerzy i choreoterapia nie rusza z powodu zbyt małej liczby chętnych, ale proponuje mi pedagogikę tańca. Ależ oczywiście, ależ tak:):):):) Z dziką radością:):):) Tym sposobem zaczynam naukę od absencji, bo gramy "Boga" w Częstochowie w piątek i sobotę, ale w niedzielę MAM PIERWSZY DZIEŃ ZAJĘĆ NA MOICH NOWYCH STUDIACH!!!!!! JESTEM PRZESZCZĘŚLIWA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

I jeszcze Kuba i Natalia wisienkę na torcie tych cudowności mi ofiarowali w postaci cudnej muzy w zestawie z pamięcią i morzem ciepła. Seb wrócił, z Shivą oglądałyśmy okoliczne pola i lasy przez pryzmat jesieni na spacerze i jednoznacznie jestem SZCZĘŚLIWA:*:*:*:*:*:*:*:*



poniedziałek, 30 września 2013

motion emotion:)

jazda bez trzymanki. tak to czuję. mam poczucie, że nawet na chwilę ten pęd się nie wyłącza. w zasadzie to dobrze. Dobrze wówczas, kiedy mam w sobie harmonię i spokój. Wówczas to kreatywne. Bo intensywne. W przeciwnym razie to chaos i destrukcja. Obecnie zaczynam znów stabilizować działania, emocje, siebie.

Wczoraj Motion Trio. Takie niesamowite to ich granie, takie pierwotne, namiętne, że aż momentami o zmysłowość, o erotyzm zakrawało. Aż onieśmielające. Ale bardzo inspirujące. Uwodzą. Po prostu.

Wczoraj zaczęliśmy intensywnie próbować "Boga". Praca w związku czasem bywa trudna. Ale oprócz tego Seb jak zawsze znów mi zaimponował. Jest niesamowity. Jest artystą. Imponującym. Dzięki niemu monodram staje się pełniejszy. A poza tym pomaga mi przełamać pewne bariery, które wynikają z braku pewności, bo takie pojawiają się w momencie, kiedy długo nie mam kontaktu ze sceną, z materią żywego tekstu. Mam szczęście, że mogę pracować z tak zdolnym muzykiem.

A dziś od rana akcja STUDA. Miałam już studiować Kształcenie muzyczno-ruchowe(taniec-rytmikę orffoską- choreoterapię) w Warszawie, kiedy okazało się, że popełnili błąd formalny w akceptacji moich dokumentów i nic z tego. więc mam nadzieję, że maxymalnie za dwa dni okaże się jednak, że jestem studentką łódzkiej choreoterapii i rehabilitacji tancerzy:):):)trzymajcie kciuki:):):):):):):):):):):) Oczywiście wszystko zależy czy dostanę dofinansowanie z MOPRu, ale składając dokumenty dowiedziałam się, że w zeszłym semestrze wszyscy dostali, więc mam nadzieję:):):):) chcę, żeby to był piękny rok:):):) więc będzie:):):)

Mama i Sebastian byli dziś nieocenieni w papierologii rekrutacyjnej. Jak pięknie można powiedzieć "kocham Cię" poprzez formularz egzaminacyjny?:):):)

fot. Anna Iwasiuta-Dudek

fot. Anna Iwasiuta-Dudek


sobota, 28 września 2013

poszukiwanie

Memorial to Miles. Coroczne święto jazzu w kieleckim wydaniu jest zachwycające. Dziś Tres B, świeże, spełnione, piękne i Nils Petersen Molvaer w elektronicznych labiryntach. Inspirujące. Po ciemku robiłam notatki do monodramu. Jutro próbujemy. Boję się tego, bo czuję się nieokreślona, wiem, że jeste postawiona przed koniecznością szkukania. Sama zawsze tego stanu poszukiwania poszukuję. Jest tą najważniejszą wartością dodaną. Nadrzędną. Ale w tej swojej całkowitej dowolności i tym zobligowaniem do OKREŚLENIA SIĘ, przeraża. A równocześnie czuję adrenalinę. Szkoda, że jestem tak zmęczona, bo najchętniej jeszcze dziś zrobiłabym próbę. Jutro. Spokój. Myśl.


Odebrałam dziś książkę Magda, miłość, rak. Czekam czytania. To super prezent dla siebie samej.:):):)

A wcześniej mega śniadanie z Ciocią Gagą:):):):) farciarze z nas:):):):) za każdym razem uczą mnie na nowo piękna rodziny. wdzięczność.

czwartek, 26 września 2013

bo deszcze są jeszcze zamknięte w jednej kropli...

deszcz. taki prawdziwie jesienny deszcz. i dobrze. dziś nawet mi nie przeszkadza, a wprost przeciwnie daje mi jakąś taką przyjemność tym swoim padaniem, szarością, tą deszczową muzyką.
wczoraj był dzień, jakich wiele w życiu nie przeżyłam, tak pełen agresji, nienawiści, złości i gniewu, które eksplodowały w moim umyśle jak fajerwerki. tak że aż momentami brakowało słów i myśli, żeby się w tej beczce prochu odnaleźć. dziwny czas. dziwne emocje. i zgodnie z prawem przyciągania take właśnie emocje przyciągam. np. sąsiedzi z dołu, którzy zaskarbili sobie morze mojej nienawiści, bo wczoraj to nie była irytacja czy złość. przecież to absurdalne w ten sposób czuć. nie chcę tak tracić energii, w ten sposób. chcę harmonii. ale żeby ją osiągnąć muszę zacząć od siebie. myślę, że to symptom wspomnianego przeze mnie wcześniej początku sezonu. wszyscy coś zaczynają, do czegoś wracają. a ja mam dwie opcje, albo być wielką wygraną jeśli znajdę siłę, żeby realizować kolejne cele i marzenia, być świetnym, profesjonalnym wolnym strzelcem, albo wielką przegraną, jeśli pozwolę się sobie zgubić, stracić siłę, poddać się. my choice;)

Na szczęście jest mój Mąż, który jakimś cudem jeszcze mnie nie rzucił mimo tych moich chimer i armaggedonów, są ci Najbliźsi. Dianka, moje Słoneczko, które w najciemniejszych momentach mi rozświetla świat. Asia, taka dzielna, mądra i godna szacunku Kobieta Teatru i wspaniały Człowiek, Dominika, Azja, Grysz, Wszyscy inni Cudowni:*:*:*:*:*:*:)

Uszas wklej mi się kocifutrem w nogę z miłością. Czas zacząć porządki, bo wczoraj wykonując wyrok na naszym mieniu zgromadzonym w wózkowni, teraz mamy dom przypominaący wielopoziomowe obozowisko dla bezdomnych lub uchodźców. chaos-chaos-chaos....jak zmieścić 10 lat w przedmiotach i meblach, nagle przywrócone powierzchni użytkowej plus 3 osob w otoczeniu przedmiotów codziennego użytku w jednym mieszkaniu? dzisiaj muszę tę zagadkę rozwiązać i jeśli to zrobię to zamiana żelaza w złoto będzie dla mnie dziecinną zabawką;)

wczoraj wysłałam papiery na studia:)
czekam:)
źródło: internet

poniedziałek, 23 września 2013

jazz i felinoterapia

po pierwsze: internetowa rejestracja na studia nr 1 rozpoczęta:) jutro poczta tradycyjna w pełnym znaczeniu tego słowa i ostateczne rozwiązywanie zagadnienień wątpliwych dotyczących drugiego ewentualnego kierunku. Jutro mam nadzieję wszystko się wyjaśni, wyślę dokumenty i od października wrócę do cudownego etapu kształcenia:):):) bardzo bardzo mi tego brak:):):) jeszcze tylko MOPR mam nadzieję stanie się częściowym fundatorem tego jakże oczekiwanego etapu w moim życiu i witaj przygodo:):):)

dziś od rana walczę sama ze sobą. staram się nie poddawać tym okropnym negatywnym emocjom, które aż mnie duszą. po jasnej stronie są moi Znajomi i Przyjaciele, którzy dają mi niemożliwie wręcz dużo ciepła i dobra i bez nich już bym się tą żółcią udusiła. po drugiej stronie są np moi nowi sąsiedzi, którzy wytoczyli ciężkie działa przeciwko naszym rzeczom zgromadzonym w wózkowni po niespodziewanym powrocie do Kielc dwa lata temu. oczywiście, mają prawo oczekiwać, że dostaną to, co im się jak najbardziej należy czyli miejsce na wózek. ale dlaczego zamiast do nas trafiają najpierw do sąsiadki , z którą knują wyrzucanie rzeczy zamiast po ludzku przedstawić sprawę? a potem mimo, że ustalamy już, że oddamy Cezarowi co cesarskie, a sąsiadom co sąsiedzkie, dziś słyszę: już administracja, już to już sramto. i wiem, że chęć powrzucania kocich ekskrementów do skrzynki pocztowej nie stawia mnie w najlepszym świetle, ale czuję TAKĄ ZŁOŚĆ, że Boże broń jakiegokolwiek spotkania. Bo czuję się od jakiegoś czasu jak bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem. znów marudzę. nie lubię marudzić.

dobrze, że jest jazz... i koty... to powoduje, że świat jeszcze nie zwariował. przynajmniej dla mnie. jeszcze...

niedziela, 22 września 2013

ateizm teatralny

dziś dzień kreatywny. na przykład zapoczątkowałabym serię dowcipów o sfrustrowanych aktorach. gdybym oczywiście była aż tak kreatywna. albo na przykład wspięłabym się na wyżyny sztuki filozoficznej, zadając pytanie, kto może być bardziej wątpiący (tu akurat nie w Boga, ale w w sensie zagadnienia "wątpliwości") niż ateista? jakże absurdalna odpowiedź: bezrobotny, sfrustrowany aktor. Idąc dalej, tym samym torem: jakie zjawisko zaskakuje żenadą i żałosnością swoją w sposób niebywale nie-finezyjny i budzący niesmak? bezrobotny aktor po powrocie ze spektaklu, w którym "nie gra", wywnętrzający się bezosobowej przestrzeni internetu. to antyteza ody do radości, antybajka o mądrości życia i najdobitniejszy dowód, jak mało może zostać z ważnych doświadczeń, z których to wyciągniętych wniosków tak dumna jestem przecież. Może to słabszy moment, może wyłażą zagłuszane tym hurraoptymizmem demony. a może to po prostu szczyt hipokryzji, który sobie skroiłam na miarę. grunt, że narastająca od kilku dni frustracja i gorycz dziś, właśnie w teatrze, osiągnęły apogeum. uświadomiłam sobie czując to fizycznie, kolejny raz, że to strasznie boli ten brak teatru. i to wszystko co robię sama, wiem, że nie słusznie, że pod wpływem emocji obecnie tak to odbieram, ale tak strasznie wydaje mi się niepełne. tak bardzo brakuje mi pracy w zespole, dialogowania z partnerem, wspólnego szukania sensu i istoty teatru. dziś jeden z aktorów obchodził 35-lecie pracy scenicznej. fakt, nie wiem czy ja tego w ogóle dożyję, bo może mnie ten pieprzony rak  wpier****li dużo szybciej, ale tak strasznie źle mi z tym, tak odranicznie mam dosyć mądrości prawdziwej, a jakże już odpychającej, że: "przecież lekarze na razie odradzali" ,"nie wiadomo co z drugim zabiegiem". bo ja obecnie jestem świetna. świetna w czekaniu. świetna w życiu w próżni. świetna w nieustannym łudzeniu się, że już zaraz wrócę do pracy w teatrze. mam dość tego ciągłego układania samej tego wszystkiego. żebrania, żeby ktoś chciał ze mną coś zrobić, żeby wszedł w projekt, żeby poświęcił mi czas. i nie jest to brak wdzięcznośći do tych WSZYSTKICH WSPANIAŁYCH LUDZI, którzy w tym ze mną są. bo jestem im NIEBOTYCZNIE WDZIĘCZNA. i tylko dzięki nim w tych wszystkich wariactwach się trzymam. ale jestem już tak strasznie zmęczona. sfrustrowana. i tak potwornie boli ten brak. i nie ma dla mnie absolutnie znaczenia racjonalizm, bo leczenie, bo czas, bo cierpliwość. ja już nie mam na to siły. i wiem, że te moje wpisy są coraz gorsze. ale mam poczucie, że brakuje mi siły, żeby uwierzyć. mimo, że wiem, że warto, że to tylko kwestia czasu...

piątek, 20 września 2013

konserwa i reakcje chemiczne



mój mózg przypomina zbyt długo leżącą na słońcu starą konserwę. konsystencja: fuj. zawartość: blee. stan ogólny:...... I jeszcze napis w odnośniku: data przydatności : pier***le, nie jadę.  Dziś jest dzień dziwów i braku cudów. Dziś jest ostateczne uświadomienie sobie, że w moim życiu nie tylko pojawiają się cudowni Ludzie, ale także ci, którzy byli cudowni, a przynajmniej tak było w moim odbiorze (ale co ja tam wiem), odchodzą z niego. Wypadają z niego z hukiem. Nawet jeśli konwersujemy konwencjonalnie, bo przecież jesteśmy ludźmi cywilizowanymi (imponują mi ludzie nie skażeni konwenansem). To boli, bo jest związane z zawodem, z rozczarowaniem. I tak bardzo zabiera spokój i harmonię. To jedno. Drugie to temat związany ze szczytną inicjatywą, w którą się niebawem włączamy. Wspaniale. To zaszczyt. Bo nie inaczej. Byłam PRZE-SZCZĘ-ŚLI-WA. Dopóki nie poczułam się wychu****na (uprzejmie proszę o wybaczenie moją dzisiejszą wulgarność). Jak cudownie jest uświadomić sobie totalny brak empatii i tzw. solidarności wśród inwalidów, wśród chorych, wśród pewnej docelowej grupy. Ciśnienie mi skacze. Bo do niedawna byłam absolutnie chętna do robienia w tym kontekście różnych rzeczy za darmo. Tak po prostu. Bo ja również dostałam ogrom dobrego, bezinteresownego wsparcia. Ale w momencie kiedy okazuje się, że ja owsze, na pewno coś zrobię, bo to przecież pewnik, bo taka fajna i zaangażowana jestem, mimo, że wiem, że strona organizacyjna zna od strony praktycznej stypendium ZUSu i inne taki, ale i tak jest w stanie znaleźć środki na opłacenie innych gości, tak po prostu, bo ma być Święto Lasu, to proszę o wybaczenie, ale czuję się wyrzygana. Bo przecież można znaleźć fundusze, tylko po co skoro frajerka taka honorowa i wszystko zrozumie. I tym bardziej mi przykro, bo wydarzenie związane z ważnymi sprawami, bo ma się tam mówić o sprawach ważnych. Bo ma być pięknie. Tylko dlaczego czuję się jak obywatel drugiej kategorii kiedy na mnie ma się opierać całe show? Ciągle myślę, że pewna naiwność jest zaletą i nie chcę jej tracić. W takich momentach jednak czuję straszny smutek i frustrację. Bo dlaczego? Oczywiście zaczynam czuć wyrzuty sumienia, bo moja wewnętrzna Grzeczna Dziewczynka, jeszcze nie do końca usunięta mimo choroby, krzyczy, że jak tak można, że przecież oni napewno nie ze zlej woli, że przecież pewnie się czepiam. Być może. I wiem, że przed chorobą na pewno pozwoliłabym na taką sytuację. Teraz wiem, że nie chcę. Chcę szacunku.

czwartek, 19 września 2013

ona - on - kontrast i skarpetki w paski;)

Tak wiele od rana się wydarzyło. Moja pierwsza internetowa rozmowa z Gosią. Jestem taka szczęśliwa, że ją poznałam. Tyle piękna, tyle energii, tyle siły. Takie cudowne podejście do choroby. Tak bardzo dziękuję, bo dzięki takim spotkaniom mam właśnie tę siłę, żeby walczyć, zwyciężać i cieszyć się każdym dniem.Kolejne przecudowne rozmowy, które wnoszą w moje życie tę dynamikę dzięki której jest ono takie jakie jest. Dla mnie bezcenne.

Wczoraj w nocy zaczęłam pisać. Trudne. Nigdy nie mierzyłam się z takim materiałem. Kolejny raz uświadamiam sobie, że pomiędzy mężczyzną a kobietą jest ogromna różnica. Piękna, ale ogromna. A uchwycenie jej w słowach w dialogu jest dla mnie na razie trudniejsze niż Kilimandżaro. Ale wierzę, że z upływem czasu i pracy będzie coraz pełniejsze i że ludzie, którzy to kiedyś zobaczą znajdą w tym coś dla siebie ważnego. Bo chcę, żeby to było "po coś". A z tego co wiem, z tych słów, które dostałam, myślę, że warto. Na razie poznaję ją i jego i słucham o czym mówią, o czym myślą, dlaczego wszystko tak się skończy i jak się zaczyna.

Kolejny tomograf komputerowy. Już ich więcej nie chcę. Nie dość, że zgubiłam kulkę od kolczyka, to jeszcze przy podawaniu kontrastu moje żyły zupełnie się zbuntowały. Przesięki. Masakra. Po raz pierwszy od dawna wydawałam nieartykułowane dźwięki. A byłam przekonana, że oswoiłam już ból i ten absurdalnie niski próg odporności na ból. Niestety. Tu nie udało mi się siłą umysłu osiągnąć wszystkiego co chcę. Ale lewitować też JESZCZE nie potrafię:):):)

źródło: internet

środa, 18 września 2013

trzy zęby w kontekście buddyjskim:):):)

Dziś dzień z serii tych za które jestem wdzięczna. Telefon od Moniki, taki niespodziewany i cudowny, kolejny raz potwierdził, że "Bóg, który jest kobietą o jednej piersi" nieustannie funkcjonuje w środowisku Amazonek, że rezonuje, że jest ważny. To dla mnie prezent, właśnie taka świadomość. Daje niesamowitą energię. Rozmawiałyśmy o kolejnym tekście, do którego zbieram się od dłuższego czasu. I pomyślałam, że czasem rzeczy wypierane nie są złe. Także one mają swój sens. Swój czas i miejsce. Takie moje olśnienia.

Dziś Grysz i Leszek kolejny raz uświadomili mi jak dużą część mojego serducha zajmują. Jestem wdzięczna, kolejny raz Wdzięczna, że w moim życiu są tacy Ludzie:):):) i Nika Mi:):):) i Marta z Ewą:):):) Dianuszek:):):) I Agata z Łukaszem i .... ci wszyscy najbliżsi, których tu nie wymienię, bo to mija się z celem, bo i tak ich wszystkich tu nie wymienię. tylko tyle, że DZIĘKUJĘ:*

a dla równowagi trzy zęby leczone dziś u dentystki za bajońską sumę prawie semestru tańszych studiów (DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM, KTÓRZY BRALIŚCIE UDZIAŁ W KONCERTACH I IMPREZACH DLA MNIE, BO DZIĘKI WAM, BĘDĘ MIEĆ MIĘDZY INNYMI KOMPLET ZĘBÓW, CHOĆBY NIE WIEM JAK TRYWIALNIE TO BRZMIAŁO:):):) ZA TO TEŻ DZIĘKUJĘ:):):):)

i jeszcze te cudowne moje-własne-qusi-buddyjskie refleksje, a tak naprawdę dające mi tak bardzo uniwersalne odczucie Boskości w zdarzeniach, chronologii, temporalności i kompatybilności wszystkiego co się dzieje ze mną, we mnie, z moim życiem. Za to także jestem wdzięczna i bardzo dziękuję. Bo dzięki takim dniom czuję absolutne poczucie Sensu.

wtorek, 17 września 2013

karmelowa jesień

jesień.  nie wiem obecnie jaki mam do niej stosunek, chociaż oscyluje gdzieś w okolicach ambiwalentnego. od rana próbuję, na razie ze skutkiem pozytywnym COŚ ROBIĆ. Metodą małych kroczków śniadanie, pranie, koty, zarza postaram się odpowiedzieć na pytania Oli (chylę czoła za cierpliwość). Od wczoraj zaczynają mi się wreszcie krystalizować pytania do wywiadów do książki rako-TWÓRCZEJ. Od dawna zbieram się, żeby opisać cały projekt jak najbardziej konkretnie i szukać koordynatorów jego poszczególnych części. Dlaczego mi to tak powoli idzie? Czy dlatego, że to taki ogrom materiału? Znów czuję zmęczenie, niedoleczenie, Seb w Krakowie... a ja mam ochotę na zupę pomidorową i tartę ze szpinakiem... ciekawe czy ten szczyt też zdobędę...Na szczęście jest karmelowe latte. Dziś słodzone, znaczy, że akumulatory do naładowania.

poniedziałek, 16 września 2013

radioactive

jesień? zmęczenie? nie wiem o co chodzi. mam mega doła. nic mi się nie chce. nie udaje mi się na niczym dłużej skoncentrować. chyba znów oduczyłam się odpoczywać. a może to kolejny atak frustracji? choreoterapia w Lublinie nie rusza. Zbyt mało chętnych. Zastanawiam się nad arteterapią w Warszawie albo rehabilitacją tancerzy i chjoreoterapią w Łodzi. Ale tu okazuje się, że finansowa strona studiowania jest delikatnie mówiąc, /niezachęcająca. Może jakieś zniżki dla inwalidów, ale to dopiero jutro będę mogła sprawdzić. Może to i dobrze. Chwila czasu do wsłuchania się w siebie i mam nadzieję podjęcia dobrej decyzji. Chcę, żeby ten rok był po coś, żeby był konstruktywny. rozwojowy. Potrzebuję rozwoju. Organicznie.

sobota, 14 września 2013

niby nic

niby nic. niby wszystko dobrze. cudowny dzień z Mamą. etap 2 z 3 wyboru studiów. prasowanie. kryminalne seriale- moja miłość;) a gdzieś w tym wszystkim czai się jakaś frustracja, jakiś chaos, takie "wywrócenie-na-lewą-stronę". dziwne. nie lubę.

Czuję zmęczenie.

upiekłam pierwszy od miliona lat świetlnych biszkopt z czarną porzeczką. nieco zbyt suchy, ale Odiemu musi wyjątkowo smakować, bo już dwa razy starał się mimochodem go podrżreć;)

Za Sebem tęsknię. Ale doszliśmy do wniusku, że dobrze, że nie pojechałam z nimi do pięknego miasta na W. bo na pewno wrócilibyśmy z kolejnym zwierzakiem, a to nawet na moje standardy, nieco zbyt extrawagancki pomysł;)

Zaczyna kiełkować kolejny rozdział bajki o Mo. Jak zwykle jestem bardzo ciekawa co się wydarzy.

i mam nieodpartą chęć na Alicję w Krainie czarów i po drugiej stronie lustra:)

dziwny dzień. ale nic dziwnego, skoro pytając Mo o to, co jej się śni, słyszy się: zielone, smażone, muchomory;)

źródło: internet

piątek, 13 września 2013

imperatyw tańca

czuję deficyt tańca. ruchu. przenikania. formułowania myśli poprzez ciało. zamykania dżwięku ruchu.poczucia mięśni, odczucia ciała. fizycznej zmysłowości. fizycznej muzyki. tego wszystkiego zaczyna mi brakować. Warsztaty PTwM otworzyły mnie na nowo w sferze ekspresji ruchowej, w sferze tańca. Uświadomiły mi kolejny raz to, co zawdzięczam również warsztatom w Instytucie Grotowskiego, a co tak łatwo potrafili wykorzenić i wypaczyć niektórzy wykładowcy SWA, a mianowicie cudowną organiczność i naturalność ruchu. Jrgo prostotę w sensie powstawania, jeśli pochodzi z ciała, ze świadomości, z emocji. A równocześnie jego złożoność i wielopłaszczyznowość, dzięki której staje się, nawet w najprostszym, choćby dziecięcym wydaniu, dziełem sztuki. Chcę tańczyć. Chcę szukać, chcę mieć z tego radość. Na warsztatach PTwM pierwszy raz od czasu szkoły poczułam, że MAM warsztat, że nawet jeśli ma on liczne braki po pięciu latach sporadycznego korzystania z niego, to JEST. Bo na nowo znalazłam radość tańczenia. Plastyki ruchu. To przepiękne odczucie.

Dzień sprzątania i prasowani plus wizyta u lekarza jako wyraz buntu w stosunku do choróbska. Nieco przeszarżowałam i jest mi niedobrze ze zmęczenia, ale mam poczucie, że działam, że konsekwentnie realizuje plan aktywny:):):) Seb pojechał na targi akwarystyczne do Wrocławia. Tęsknię....To dobrze, bo w takich momentach jeszcze bardziej czuję jak jest mi bliski i potrzebny:*


środa, 11 września 2013

byle pamiętać o oddechu....




nie ma mnie. w głowie mam chaos. znów zaczynam funkcjonować wg starych wzorców. Dużo & Szybko. To dobrze. To z wyboru. Tak to rozumiem. Ale w gruncie rzeczy wiem, że to nieprawda, że chcę tak bardzo dużo, ale nie daję rady. Nie sprostam takiemu tempu.

Ale zaczynam dostrzegać pewną prawidłowość. Wrzesień. Dzieci idą do szkoły. SWA zaczyna zajęcia. Teatry zaczynają sezon. Wszyscy coś zaczynają, nawet jeśli to poszukiwanie nowego miejsca, teatru, miłości. A ja? Znów żyję w zawieszeniu. Miłość mam, najwspanialszą, bo bez Seba już dawno nie ogarnęłabym siebie, sytuacji, wszystkiego. Jest moją skałą, opoką, fundamentem. Ale jeśli chodzi o resztę znów jestem w zawieszeniu. Juro mam trzeci w ciągu trzech tygodni TK lub MR. Znów szopka z żyłami, które nie współpracują nawet przy przepłukiwaniu solą fizjologiczną. Pełna jazda bez trzymanki. Na razie wiem, że nie mam raka wątroby o radości:):):) teraz płuca, druga pierś i kilka znaków zapytania. Jak zabawa to zabawa:) I wszystko fajnie, tylko znów żyję z tygodnia na tydzień, bo przecież nie zaplanuję nic dopóki się nie dowiem co i jak. Chociaż nie. Wiem, że do końca tygodnia muszę wysłać zaległego maila z dokumentami, dokumenty na choreoterapię i ew. na jakąś uczelnię w Kielcach, do ok 20go chcę już być w Krakowie, potem początek października Częstochowa. Mam nadzieję, że uda nam się z Anną Marią pierwszą sesję do Projektu zrobić, ruszyć pomału z książką i w drugiej połowie października do połowy listopada ku mojej największej radości zacząć pracę nad monodramem z Asią:):):):):):):):) Nie wspominając o stronie ostatecznym zebraniu dwu - trzy osobowego teamu nadzorującego Projekt od strony organizacyjnej i zrobieniu do końca strony. Duuuuużo tego. A gdzie miejsce na kontynuację warsztatów PTwM?

I dlaczego przy tym wszystkim JESTEM OD PONAD TYGODNIA CHOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOORAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA?????????????????????? OKROPNIE, ZAKICHANIE, ZAKASZLANIE, FUJ I BLEEE?????? Tu też gdyby nie Seb nie ogarnęłabym się nawet w kwestii chorowania.... W dodatku zamulam komunikacyjnie, ie odpisuję na maile i smsy. Telefon mi w tym pomaga, bo nie odbiera i nie wysyła części wiadomości, czego absolutnie nie rozumiem. eh...

ODDECH. TYLKO ODDECH. muszę pamiętać o oddechu i wszystko będzie dobrze.


żródło: internet

niedziela, 1 września 2013

uciekanie

Pierwszy raz biegałam. Zbierałam się do tego od miesięcy. Dziś zaczęłam. Teraz jeszcze uciekam przed myślami. Staram się zgubić pustkę i dezintegrację, która mnie coraz bardziej wypełnia. Pustka. Fuj. Myślałam, że uda mi się już funkcjonować bez tych wspomagaczy i stabilizatorów. Ale wszystko, co się dzieje, nie nie wszystko, to dotyczy jednej, dwóch płaszczyzn mojego życia. Ważnych. Jutro muszę to zacząć składać do kupy. I kontynuować bieganie. Ale mam nadzieję, że jako kolejny odcinek do celu, a nie jako ucieczkę. Bo nie chcę uciekać. Wyrosłam z tego, a przynajmniej staram się codziennie wyrastać. Przecież jestem już dużą dziewczynką - jak to mówi kobieta w Bogu, który jest kobietą o jednej piersi.

Dziwny dzień




Jaki to dziś dziwny dzień. W nocy, drugi lub trzeci raz w życiu, obudził mnie śmiech przez sen...;) Taka totalna fizyczna głupawka na styku snu i rzeczywistości;) A dziś z jednej strony mam poczucie, że wszystko jest  dobrze, a z drugiej tzw. zjazd psychiczny. Moja emocjonalna niestabilność doprowadza mnie czasem do całkowitej dezorientacji. Zaczęłam kolejną bajkę o Mo. Ciekawość. I znów to samo. Tyle rzeczy chcę zrobić, z drugiej strony jestem zmęczona. Chcę czytać, oglądać kryminalne seriale, pisać, kończyć notatki z Summer School, zaplanować choćby wrzesień. Moja kolorowa kotka patrzy na mnie w bardzo enigmatyczny sposób. Młodsza kocia latorośl okupuje moje stopy, a trzecia zmonopolizowała parapet. Spokój. Chyba muszę wziąć z nich przykład.

sobota, 31 sierpnia 2013

rodzina i rodzina zyskana z wyboru:)

Zjazd rodzinny Sebastianowej familii. Niebywałe.Cudowni ludzie, wielu wspaniałych ludzi. Ogrom ciepła, dobroci, cudownych rozmów, gry w nogę w kałużach i cudownego żarcia:):):) zawsze o tym marzyłam:):):) i ta niezwykła życzliwość i szacunek wzajemny i do świata. Chylę czoła z wyrazami szacunku. Są potęgą pod tym względem. Nie miałam do czynienia z tak dużymi rodzinami tak pięknie kultywującymi rodzinną tradycję i więzi. I już wiem, że mam niedosyt:):):)

Rodzina z wyboru. Nie wiem, czy wszyscy, o których myślę, w tej kategorii przyjęliby to z radością (sic!;)), ale ja jestem szczęśliwa, że mam taką Rodzinę z wyboru. Moi Przyjaciele. Ludzie, którzy codziennie dają mi tak wiele ciepła, inspiracji, dobra, obecności, wsparcia. Są dla mnie nieustannym zadziwieniem, że otrzymuję taki DAR. Bo to Dar (masz rację Patryku:)). Wdzięczność i poczucie siły, bo wiem, że z Wami przetrwam wszystko. Nawet najtrudniejsze. Dziękuję.

Od kilku dni mam trochę słabszy czas. Czuję, że w niektórych najważniejszych kwestiach jestem potworną hipokrytką. Tworzę pozory wspaniałości czegoś, co w moim życiu momentami rozpada się z hukiem. Z powodu drobiazgów. A waśnie, że nie drobiazgów. Ale tracę jasność, klarowność sytuacji. Znów mam ten cholerny atawistyczny odruch ucieczki. Zostawić, wyjechać, odciąć się. I tylko w nielicznych chwilach widzę, że przecież jestem szczęściarą. Że mam więcej niż mogę wymarzyć. Że takie sytuacje tylko w bajkach. I powstaje pytanie, czy ja tworzę obraz zewnętrzny tej bajki na potrzeby swoje i "na wynos"? Dziś przyszedł mi do głowy pomysł, żeby wyjechać z psem na dwa tygodnie nad moje ukochane morze, żeby tam zebrać myśli. Myślę, że to najlepsze wyjście. Tylko jak to pogodzić z koniecznością wizyty na onkologii w tym tygodniu, z potrzebą kontynuacji warsztatów, które staram się zainicjować, z potrzebą wyjazdu do Krakowa, z tyloma innym rzeczami, które tworzą mój obecny kosmos w chaosie na użytek prywatny????

Dziś, 31. 08.2013 r. mijają dokładnie dwa lata od mojego wyjazdu z Gdyni. Miałam świetną firmę przeprowadzkową... A Uszas, która jechała w samochodzie z Sebą i naszym Panem Przewoźnikiem prawie przez całą drogę miauczała. Chociaż jest ostoją spokoju i podróże znosiła dobrze. Dwa lata. Bardzo dziwne dwa lata. Bardzo ważne dwa lata. Zaczynamy trzeci. Show must go on jak to mówią klasycy;););)


wtorek, 27 sierpnia 2013

kolejny cudowny dzień za mną:*:*:*:*

z archiwum Polskiego Teatru w Moskwie
Summer School 2013

z archiwum Polskiego Teatru w Moskwie
Summer School 2013

z archiwum Polskiego Teatru w Moskwie
Summer School 2013
Kolejny cudowny dzień za mną:):):) Ostatnie zajęcia z Qubą przed jego poprawką za nami. Jestem dobrej myśli:):) Poza tym to świetny młody człowiek. Mam nadzieję, że nigdy więcej nie będzie miał poprawki. Dziś kolejne cudowne maile, telefony smsy:):):) Mam tak cudownych Ludzi wokół siebie. Jestem wdzięczna za to codziennie bardziej. Nasza grupa PTwM cudownie aktywna. To daje power:):):) Jutro od rana mój rezonans wątroby i chemioterapia naszej przyjaciółki. Hej ho Hej ho po życie by się szło;););) niebawem będziemy z Sebem odnawiać kolejny raz przysięgę małżeńską i przy okazji formalności zarezerwowaliśmy termin na przyszły rok. Poza tym planuję dwa dni odpoczynku a po nich mam TYYYYLE pomysłów do realizacji, że już się sama nie mogę doczekać, bo wiem, że będzie CUDOWNIE. Więc nowe odcinki rakowego serialu są wręcz nie na miejscu;););) mam ważniejsze rzeczy na głowie;););) więc módllta się za mnie Kochani, żebyśmy mieli jeszcze czas na morze trunków, na 1001 nocy do przegadania, na miliardy cudownych wspólnych chwil na scenie, na kilometry najcudowniejszych podróży,tatuaże, genialne gotowania, na cudowne spotkania, na miłość, na marzenia, prędkość, motocykle, kolory, zapachy i wiatr:):):) za to trzymam kciuki i Was o to proszę, bo obiecuję, że będzie fajnie:*:*:*:*:*:*:*:*

historyczna histeria i muzykoterapia;)

Dziś ostatnie spotkanie poprawkowe z Qubą. Od rana pracujemy nad nim z Jasienicą w wersji audialnej;) zmęczenie zmęczenie zmęczenie.... nie lubię zmęczenia.... chcę działać. chociaż takie momenty pomagają mi zebrać myśli. To dobrze, bo znaczy, że jest co zbierać:););)


Moja cudowna Grupa Summer School PTwM ma kolejną radochę: filmik- prezent od rosyjskiej strony i zbiór muzy warsztatowej:):):)


muzyka z Summer School


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

no i się doigrałam...

zmęczenie kompletne... czuję się jak inwalida... eh. czasem jednak okazuje się, że mój organizm nie nadąża czasem za myślą, za działaniem, za spełnieniem... wyraźnie mnie dziś poinformował, że zamierza odpocząć... no cóż, daję mu tydzień:):):):) a moja cudowna grupa z Summer School tak pięknie mnie motywuje do działania!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! koniecznie musimy kontynuować warsztaty choćby na własną rękę:):):będzie się działo:):):)

)

niedziela, 25 sierpnia 2013

Polski Teatr w Moskwie / przełamywanie granic/ warsztaty z Amazonkami / czyli summa summarum jestem w najpiękniejszym pędzie:)

W moim życiu dzieje się tak wiele, że nie zostaje miejsca na zatrzymanie i zapisanie tego wszystkiego. Nawet nie wiem o czym pisałam, a o czym jeszcze nie:) zastanawiam się czy ten nieustanny pęd dziania się, wydarzeń, spotkań z Ludźmi, nowych doświadczeń, czy to nie świadczy o tym, że znów gonię, pędzę, że nie zostawiam miejsca na oddech, na zdrowie. Ale wówczas przychodzi refleksja, że dzięki tej gęstości życia właśnie czuję je najpełniej, że to moja własna terapia zajęciowa. Najskuteczniejsza.

Teledysk Krysi w reż. Krzysztofa K. Bezcenne, piękne doświadczenie. Z Sebem w dodatku. Razem. I o rzeczach najważniejszych.

Teledysk Dominica. Piękno do potęgi i znów taka ważna lekcja zawodu. Wdzięczność.

Bezcenne warsztaty w ramach Summer School Polskiego Teatru w Moskwie. Doświadczenie, które przyniosło mi przełamanie tylu własnych granic, barier. Pomogło mi znaleźć źródła siły w sprawach, nad którymi pracuję od początku choroby. W kwestii teatru i mojego w nim miejsca. W kwestii fizyczności i kobiecości. Siły i słabości. Metoda Eugeniusza Ławreńczuka oraz praca z nim i Ludźmi, z którymi współpracuje to bezcenny kapitał. Koncentracja, emocje, od-cieleśnienie ciała dając mu tym samym 100% cielesności. Antypsychologia tak pełna emocji. I ta niezwykła prostota komunikatu tak charakterystyczna dla Ludzi, którzy rzeczywiście mają COŚ WAŻNEGO do powiedzenia. A oni wszyscy, Eugeniusz, Jekaterina, Molly, Igor, Tatiana, każde z nich dało nam nieoceniony zestaw narzędzi, które jeśli tylko będziemy nad nim pracować pozwoli nam wypracować celny, doskonale funkcjonujący aparat pracy dający nam nieograniczone możliwości. To jedno. Drugie to Ludzie, których tam spotkałam. Dzięki tym spotkaniom wiem, że nie ma przypadków jeszcze bardziej niż wcześniej. Dominika, Ola, Aga, Diana, Dorotka, Agniszka, Karolina, Marina, Patryk, Łukasz, Sławek, Piotr i wszyscy INNI, cała RESZTA tej fantastycznej Grupy, tak inspirującej, tak pięknie pracującej. Jestem za to niezwykle wdzięczna. Za basici, za Orfeusza i Eurydykę, za głos, za ruch, za dotyk. Za to, że każdy z nas nadal o tym myśli i tęskni i WIEM, że to nie koniec:):):) Bo jeszcze nie raz się spotkamy na scenie, na warsztatach i w życiu:):):)

Warsztaty dla ochotniczek Amazonek. Kobiety, które pomagają odnaleźć się kobietom w realiach raka piersi. Praca z nimi jest niezwykła. Jestem zaszczycona, że z taką ufnością idą za mną przez warsztatową pracę z ciałem, z głosem, z emocjami, z kobiecością. Poza tym dostaję kolejny feed back dotyczący Boga, który jest kobietą o jednej piersi . Chyba ciągle nie zdaję sobie sprawy z jego oddziaływania. Mamy kolejne zaproszenia do różnych miast w Polsce. Niezwykłe. Potwierdzenie, że trzeba o tym mówić. To też dopiero początek. Tyle rzeczy się dzieje. Znów łapię zaległości komunikacyjne, mam dużo rzeczy, które chcę jak najszybciej zrobić. A potem chcę przez tydzień czytać i regenerować siły na dalsze cudowne przeżywanie życia. W tym tygodniu Quba ma poprawkę, więc jeszcze tylko jedne zajęcia powtórkowe. W środę mam rezonans i okaże się mam nadzieję, że jednak nie mam raka wątroby, później wyeliminujemy groźbę raka płuc i mam nadzieję, że ustalimy szczegóły dotyczące mastektomii, żebym wreszcie mogła kolejne najważniejsze tatuaże u Kuby Świątka sobie w realu wymarzać, wymarzyć sobie wreszcie nasze Maleństwo i dalej żyć na pełnych obrotach:):):) Bo chociaż czasem boję się tego, że rak nadal mnie zżera od środka, to wiem, że to naturalny strach. Potrzebny do tego, żeby ponad nim żyć jak najpełniej:):):):) a poza tym, mówiłam już, że jestem szczęśliwa???:):):)