mój mózg przypomina zbyt długo leżącą na słońcu starą konserwę. konsystencja: fuj. zawartość: blee. stan ogólny:...... I jeszcze napis w odnośniku: data przydatności : pier***le, nie jadę. Dziś jest dzień dziwów i braku cudów. Dziś jest ostateczne uświadomienie sobie, że w moim życiu nie tylko pojawiają się cudowni Ludzie, ale także ci, którzy byli cudowni, a przynajmniej tak było w moim odbiorze (ale co ja tam wiem), odchodzą z niego. Wypadają z niego z hukiem. Nawet jeśli konwersujemy konwencjonalnie, bo przecież jesteśmy ludźmi cywilizowanymi (imponują mi ludzie nie skażeni konwenansem). To boli, bo jest związane z zawodem, z rozczarowaniem. I tak bardzo zabiera spokój i harmonię. To jedno. Drugie to temat związany ze szczytną inicjatywą, w którą się niebawem włączamy. Wspaniale. To zaszczyt. Bo nie inaczej. Byłam PRZE-SZCZĘ-ŚLI-WA. Dopóki nie poczułam się wychu****na (uprzejmie proszę o wybaczenie moją dzisiejszą wulgarność). Jak cudownie jest uświadomić sobie totalny brak empatii i tzw. solidarności wśród inwalidów, wśród chorych, wśród pewnej docelowej grupy. Ciśnienie mi skacze. Bo do niedawna byłam absolutnie chętna do robienia w tym kontekście różnych rzeczy za darmo. Tak po prostu. Bo ja również dostałam ogrom dobrego, bezinteresownego wsparcia. Ale w momencie kiedy okazuje się, że ja owsze, na pewno coś zrobię, bo to przecież pewnik, bo taka fajna i zaangażowana jestem, mimo, że wiem, że strona organizacyjna zna od strony praktycznej stypendium ZUSu i inne taki, ale i tak jest w stanie znaleźć środki na opłacenie innych gości, tak po prostu, bo ma być Święto Lasu, to proszę o wybaczenie, ale czuję się wyrzygana. Bo przecież można znaleźć fundusze, tylko po co skoro frajerka taka honorowa i wszystko zrozumie. I tym bardziej mi przykro, bo wydarzenie związane z ważnymi sprawami, bo ma się tam mówić o sprawach ważnych. Bo ma być pięknie. Tylko dlaczego czuję się jak obywatel drugiej kategorii kiedy na mnie ma się opierać całe show? Ciągle myślę, że pewna naiwność jest zaletą i nie chcę jej tracić. W takich momentach jednak czuję straszny smutek i frustrację. Bo dlaczego? Oczywiście zaczynam czuć wyrzuty sumienia, bo moja wewnętrzna Grzeczna Dziewczynka, jeszcze nie do końca usunięta mimo choroby, krzyczy, że jak tak można, że przecież oni napewno nie ze zlej woli, że przecież pewnie się czepiam. Być może. I wiem, że przed chorobą na pewno pozwoliłabym na taką sytuację. Teraz wiem, że nie chcę. Chcę szacunku.
piątek, 20 września 2013
konserwa i reakcje chemiczne
mój mózg przypomina zbyt długo leżącą na słońcu starą konserwę. konsystencja: fuj. zawartość: blee. stan ogólny:...... I jeszcze napis w odnośniku: data przydatności : pier***le, nie jadę. Dziś jest dzień dziwów i braku cudów. Dziś jest ostateczne uświadomienie sobie, że w moim życiu nie tylko pojawiają się cudowni Ludzie, ale także ci, którzy byli cudowni, a przynajmniej tak było w moim odbiorze (ale co ja tam wiem), odchodzą z niego. Wypadają z niego z hukiem. Nawet jeśli konwersujemy konwencjonalnie, bo przecież jesteśmy ludźmi cywilizowanymi (imponują mi ludzie nie skażeni konwenansem). To boli, bo jest związane z zawodem, z rozczarowaniem. I tak bardzo zabiera spokój i harmonię. To jedno. Drugie to temat związany ze szczytną inicjatywą, w którą się niebawem włączamy. Wspaniale. To zaszczyt. Bo nie inaczej. Byłam PRZE-SZCZĘ-ŚLI-WA. Dopóki nie poczułam się wychu****na (uprzejmie proszę o wybaczenie moją dzisiejszą wulgarność). Jak cudownie jest uświadomić sobie totalny brak empatii i tzw. solidarności wśród inwalidów, wśród chorych, wśród pewnej docelowej grupy. Ciśnienie mi skacze. Bo do niedawna byłam absolutnie chętna do robienia w tym kontekście różnych rzeczy za darmo. Tak po prostu. Bo ja również dostałam ogrom dobrego, bezinteresownego wsparcia. Ale w momencie kiedy okazuje się, że ja owsze, na pewno coś zrobię, bo to przecież pewnik, bo taka fajna i zaangażowana jestem, mimo, że wiem, że strona organizacyjna zna od strony praktycznej stypendium ZUSu i inne taki, ale i tak jest w stanie znaleźć środki na opłacenie innych gości, tak po prostu, bo ma być Święto Lasu, to proszę o wybaczenie, ale czuję się wyrzygana. Bo przecież można znaleźć fundusze, tylko po co skoro frajerka taka honorowa i wszystko zrozumie. I tym bardziej mi przykro, bo wydarzenie związane z ważnymi sprawami, bo ma się tam mówić o sprawach ważnych. Bo ma być pięknie. Tylko dlaczego czuję się jak obywatel drugiej kategorii kiedy na mnie ma się opierać całe show? Ciągle myślę, że pewna naiwność jest zaletą i nie chcę jej tracić. W takich momentach jednak czuję straszny smutek i frustrację. Bo dlaczego? Oczywiście zaczynam czuć wyrzuty sumienia, bo moja wewnętrzna Grzeczna Dziewczynka, jeszcze nie do końca usunięta mimo choroby, krzyczy, że jak tak można, że przecież oni napewno nie ze zlej woli, że przecież pewnie się czepiam. Być może. I wiem, że przed chorobą na pewno pozwoliłabym na taką sytuację. Teraz wiem, że nie chcę. Chcę szacunku.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz