poniedziałek, 15 grudnia 2014

umiejętność cieszenia się

przestałam potrafić cieszyć się. przez całe życie była to jedna z moich najmocniejszych stron, ta dziecięca radość z rzeczy małych i dużych, która powodowała, że świat był piękniejszy. wiem, że ostatnimi czasy jest trudno. ale przecież już wiele razy było trudno. może nawet dużo trudniej. ale pierwszy raz widzę, że w tym wszystkim straciłam umiejętność cieszenia się. i to jest przerażające. bo mam z czego za 14 dni przeprowadzamy się do wymarzonego mieszkania, dziś dostałam zaproszenie na casting do świetnego spektaklu, w styczniu oprócz udziału w WOŚP w 3mieście będę miała mega radość prowadzić warsztaty teatralne w Teatrze w Oknie, a w przyszłym roku prawdopodobnie jadę na kilka dni do Hamburga z naszym Shakespeare'm. tyle PRZEOGROMNYCH POWODÓW DO RADOŚCI. więc co się dzieje w człowieku, co w nim zanika, co zostaje zniszczone, że nie potrafi się cieszyć? ja wiem, że chcę się cieszyć, że chcę mieć w sobie to Wewnętrzne, roześmiane Dziecko, żeby żyć naprawdę. bo teraz czuję, że żyję częściowo. a przecież tak bardzo na to szkoda czasu... mimo to, Dorotko, moja Dobra Wróżko, DZIĘKUJĘ:*:*:*:*:*:*:*:*

piątek, 12 grudnia 2014

zwrotnik

czasem nasze życie osiąga punkt zwrotny. dosłownie. albo nastąpi w nim przewrót, albo nie ma już nic. moje właśnie doszło do takiego momentu. jestem zmęczona i wypalona. nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę aż tak dotkliwie odczuwać taki stan. wypalenie. można stwierdzić, że zupełnie irracjonalne. przecież z jednej strony ostatnio zaistniało pasmo sukcesów. Wspaniała  II nagroda Festiwalu Monodramu Monoblok, przyznanie mi stypendium artystyczno-naukowego dla najlepszych studentów, dzięki czemu znalazłam się w grupie 7 osób, które zostały wyróżnione z 70 za swoje osiągnięcia artystyczne i naukowe. Znaleźliśmy wreszcie mieszkanie, które dzięki rzeczonemu stypendium wreszcie możemy wynająć. jest wspaniałe. przestronne, piękne i pełne ciepła. dom. wreszcie po trzech latach możemy mieszkać sami. jeszcze tylko 17 dni. oprócz tego nasi cudowni Przyjaciele dokładają wszelkich starań, aby pokazać nam, że niemożliwe jest możliwe i że wreszcie pojawiają się perspektywy spektakl, warsztatów, działania (Justynko i Łukaszu jesteście WIELCY:*).





wszystko jest wspaniale. więc dlaczego tak bardzo nie mam siły wziąć się za cokolwiek, szukać nowych możliwości, otwierać sobie nowych perspektyw? czuję się wypalona. zmęczona. nie umiem cieszyć się tymi wszystkimi zwycięstwami i cudami. może dlatego, że dzieją się różne rzeczy, o których nawet tu nie chcę pisać, bo są zbyt osobiste, bo szwankują płaszczyzny, które jeszcze jakiś czas temu były filarami, może brakuje mi poczucia bezpieczeństwa, stabilizacji, rozwoju. bo stoję w miejscu i czuję, że te płąszczyzny, które były trampoliną, teraz blokują, uziemiają... jak dużo trzeba stracić, żeby wiedzieć, że jest tak jak powinno?...

środa, 12 listopada 2014

z samego dołu można tylko w górę...

czasem jest tak, że najbliżsi są najdalej. czasem jest tak, że to co się widziało i to w co się wierzyło jest gówno warte. kiedy słyszysz, rzeczy, które bolą, są niesprawiedliwe i powodują, że wiesz, że coś się kończy, albo już skończyło. wtedy wiesz, że trzeba podjąć decyzję. że trzeba zacząć działać. bo tak nie będzie. tylko to poczucie pustki i świadomość, że żeby coś zmienić naprawdę muszę już coś znaleźć. możliwości, środki, pomoc. po kolei.

poniedziałek, 3 listopada 2014

zaufanie


zaufanie.w każdym kryzysowym momencie staram się trzymać przede wszystkim jednego. przekonania, że zaufanie w Sens tego co się dzieje w moim życiu jest wartością bezsprzeczną. że posiadam wielokrotnie potwierdzone dowody na to, że jeśli zaufam, Ten na Górze, Wszechświat, to wszystko poza mną, które obdarzam większym zaufaniem i wiarą niż siebie,  wie najlepiej co jest dla mnie najlepsze i kiedy powinno się wydarzyć. zdarza się, że tej wiary mi brakuje, ostatnio takie momenty również miały miejsce. ale dziś znów staram się tę pamięć wielopłaszczyznową, pamięć umysłu i serca, pamięć zaufania obudzić. staram się znów zaufać. że ten czas ciszy jest po to, żeby we właściwym czasie usłyszeć najpiękniejszą muzykę. bardzo bym chciała, żeby ten czas życia pełnią już się zaczął. ale znów staram się przypomnieć jedną rzecz: zaufaj. bo do tej pory to mnie nie zawiodło:):) więc ufam. ufffffffffffffffffffffffffff.......

niedziela, 2 listopada 2014

wracam. "delfin" poszukiwany.

ten post nie jest ani pozytywny ani radosny. czytasz go na własną odpowiedzialność. zastanawiam się codziennie. codziennie myślę o tym co się dzieje. co się dzieje ze mną. i sądzę, że jako obiekt badawczy jestem świetna.
wróciłam do tak wielu złych nawyków i torów myślowych, o których miałam nadzieję, że uległy zmianie, że je przepracowałam w trakcie tych cholernych trzech lat.
za 6 dni minie trzy lata od operacji. od mastektomii. od początku. od końca.
na ostatnim zjeździe podczas zajęć z kompozycji tańca pracowaliśmy nad ekspresją i motoryką ciała związaną z konkretnymi emocjami. doskonały moment. solo, które mamy ułożyć na kolejne zajęcia jest doskonałym warsztatem i punktem wyjścia do tego co jest dla mnie teraz najbardziej skomplikowaną kwestią. taki mój prywatny węzeł gordyjski. mam w głowie niesamowitą ilość frustracji. pogubiłam się pod każdym względem. jestem zła, bo nie radzę sobie z życiem, ze sobą, ciągle żyję w zawieszeniu, mam poczucie, że wszystkie rzeczy związane z jakąkolwiek dziedziną twórczości są w moim wydaniu niepełne, niewystarczające, niedopracowane. czuję, że wszystkie procesy mające na celu przepracowanie w sobie kwestii związanych z poczuciem własnej kobiecości i własnej wartości znów wracają do punktu wyjścia.
windowisko. doskonały przykład moich spotkań ze sobą na gruncie artystycznym. pojechaliśmy z naszym "Bogiem, który jest kobietą o jednej piersi" na pierwszy festiwal. z jednej strony starałam się na nic nie nastawiać, nie nakładać na siebie presji, nie stawiać w sytuacji oceny i autooceny. wiem, że wytworzenie takiej sytuacji powoduje, że zamykam się w sobie, słabnę, przegrywam z nie przepracowanymi jeszcze sprawami z "kiedyś". udało nam się kilka rzeczy dopracować, zmienić, rozwinąć. poczułam się dumna. brakowało mi wcześniej pewnego aspektu teatralności, brakowało mi spójności ciała i przekazu, brakowało mi ruchu. udało mi się go wypracować, znaleźć pomysł, zrealizować go. tak samo było z kostiumem i charakteryzacją. udało mi się znaleźć formę, która się sprawdziła. starałam się oglądać spektakle konkursowe jak najbardziej obiektywnie, po to, żeby ten czas był czasem dla mnie, czasem w teatrze, a nie czasem jakichś durnych przepychanek samej ze sobą, z własnym ego, z czymkolwiek innym. myślę, że w dużym stopniu mi się udało. spędziłam ten czas w towarzystwie przynajmniej trójki bliskich mi Ludzi, Ludzi, z którymi spotkałam się na początku mojej teatralnej drogi, Ludzi, którzy wpisali się jednoznacznie w moje warsztaty organizowane przez Windę, na które jeździłam jako zbuntowana nastolatka, które pomogły mi również określać siebie w różnym stopniu nie tylko w kwestiach związanych z teatrem, ale także jako człowieka. Kasia, Marek i Marek:):) i Tomek, dobry duszek całego przedsięwzięcia:):):)kilka spotkań nowych (cudowne Dziewczyny z Błękitnej Sukienki) i powtórnych (Dorotka i Aga:*:**:*:*:*:*:*) i oczywiście Kasia i Dominik z chłopakami i DIANA:*:*:*:* dużo, dużo bliskości i ciepła i piękna dzięki niektórym spektaklom. szczególnie dwa. Keefe, nie jestem królem i Diva. i przepiękne poczucie, że nie zdobyć nagrody, bo zdobyła ją Diva to żadna przegrana, bo to tak piękny, kompletny i wspaniały spektakl. i cieszę się, że potrafię cieszyć się obiektywnie, że taki spektakl, taki piękny kawał Teatru i człowiek Teatru dostaje nagrodę, na którą w pełni zasłużył. ale w tym wszystkim właśnie jest ta moja pieprzona łyżka dziegciu. bo wiem, że na wszystkie inne spektakle pracował nie jeden człowiek, nie dwoje jak w naszym przypadku. tam jest aktor, reżyser, autor tekstu, ludzie odpowiadający za kostiumy, muzykę, charakteryzację, ruch sceniczny, promocję, wszystko inne. u nas jesteśmy my - Seb i ja. i dzięki Bogu Krzysztof, który na początku miał chwilę czasu, żeby pomóc mi znaleźć odpowiedni układ tekstu i znaleźć do niego choć trochę kluczy. ale to było sto lat temu, kiedy forma była jeszcze zupełnie inna, kiedy wszystko było zupełnie. i od długiego czasu mam poczucie, że tak jak w całym moim życiu w tej materii też istnieje impas. niby rozwój, a ciągła walka z materią. tak bardzo, bardzo marzę o tym, żeby ktoś mi pomógł, żeby zacząć pracować nad czymś nowym. pracować z kimś, kto mnie poprowadzi, kto mi pomoże się rozwinąć. praca nad Makbetem była właśnie tym, ale to była chwila. przepiękna migawka. i już. a ja tak bardzo potrzebuję chociaż kilku tygodni pracy. chociaż takiego punktu zaczepienia. żeby znów uwierzyć, że mogę. bo już nie chcę ciągle czekać na kolejne wyniki badań. już mam dosyć. owszem, mam swoje studia. ale one też są z doskoku. co dwa tygodnie. i tam też czuję, ze to nie jest moje miejsce. bo uwielbiam to i czuję, że to jest to, ale nie jestem tancerką i nigdy nie będę. daję tam z siebie wszystko i biorę ile tylko mogę. i tam jest kompletność. ale to jest chwilowe. to cudowne miejsce, cudowni ludzi, cudowna nauka i rozwój. ale to zajęcia dodatkowe. a ja potrzebuję teatru. i jakiegokolwiek zakorzenienia. i boję się, bo to ciągłe czekanie mnie wypala. chcę działania. życia. nie chcę już tej frustracji. bo o niej mogę zrobić solo na zajęcia z kompozycji tańca, ale w takiej ilości jest toksyczna. widziałam film na YouTube, na którym delfin ratuje życie psu, ratuje go przed rekinem. a potem pomaga mu dopłynąć do brzegu. jest jego cudem. wprowadza element życiodajnego działania. szukam swojego delfina. i najgorsze jest to, że wydaje mi się, że przecież nie stoję w miejscu, nie czekam biernie, ciągle wydawałoby się, że coś robię, rozwijam się. kiedy zebrałam dokumenty niezbędne do stypendium okazało się, że mam jakąś niesamowitą ilość działań na przestrzeni ostatniego roku. więc dlaczego wydaje mi się, że ciągle stoję w miejscu, albo wręcz się cofam? dlaczego znów tak bardzo się pogubiłam? w jaki sposób mogę znów odzyskać ten piękny spokój i poczucie harmonii, które miałam czasem w trakcie leczenia? tak bardzo pragnę znaleźć spokój i spełnienie. mojego delfina. bo chcę znów poczuć się kompletna. a chwilowo mój mózg wysyła mi jeden komunikat. error...

środa, 15 października 2014

stypendium i Esperanza

Skończyłam kompletować wniosek o stypendium artystyczno-naukowe. Co więcej wysłałam komplet dokumentów przed upływem 15.10.2014 r. Jestem szczęśliwą posiadaczką najcenniejszego stempla na świecie. Mam poczucie, że przeszłam tysiące kilometrów, bo wszystko mnie boli od tej pracy inernetowo-biurowo-archeologicznej, ale MAM. I jestem szczęśliwa, bo moje podanie wraz z dokumentacją jest jak sporych rozmiarów książka:):):) To znaczy, że idę do przodu, że żyję, że przez rok zrobiłam naprawdę dużo mega fajnych rzeczy:):):):) Lubię moje życie:):):):) Nie zawsze jest łatwo, ale finalnie jest piękne. I pełne tych rzeczy, których pragnę. Teatru, pracy, ludzi, radości, intensywności i podróży. Jestem ciągle w ruchu. To potwierdza kalendarz i zebrane dokumenty. Super:):) Lubię to:):):) A za przyznanie stypendium TRZYMAJCIE PROSZĘ KCIUKI:):):) Bo potrzebne:):):):):)Właśnie po to, żeby móc robić to co się kocha:):):):):):)


W piątek jadę na pierwszy w tym roku zjazd na studiach. Cieszę się, choć nieco się go obawiam. ZMĘCZENIEZMĘCZENIEZMĘCZENIE. A tam mam myśleć i tańczyć:) W sumie fajnie. Może jeśli nie nałożę na siebie presji, że muszę być super, będzie ok. Enjoy:):):) Przed wyjazdem może trafię na PET. Jestem na liście rezerwowej. Jeśli nie w tym tygodniu to może w przyszłym, chociaż pewnie nie, bo w czwartek już jedziemy do Gdańska na Windowisko z "Bogiem" więc pewnie się nie załapię, trudno:):) Wolę żyć niż wybrać się na te badania, chociaż i tak wiem, że na nie trafię. I znów będzie boleć, ale trudno, będzie z głowy:):):) Enjoy::):):):)

wtorek, 14 października 2014

Robert, May, Rebeka / moja Kraina Czarów




Moja May. Dzięki kompletowaniu dokumentów do stypendium przypomniałam sobie tą przepiękną pracę. Czysta radość, czysta magia. Tym bardziej, że to chyba moja pierwsza praca po chorobie. Jaka piękna dla mnie. Jaka bezcenna. To są te moje skarby Sezamu:)
Od wczoraj nie robię nic innego jak tylko szukam, przekopuję internet, sprawdzam, co wydarzyło się w moim życiu przez ostatni rok i jestem zachwycona. Bo właśnie kompletowanie wszystkiego do dokumentów pozwala mi uświadomić sobie jak wiele fantastycznych rzeczy doświadczyłam na tym moim wytęsknionym i wymarzonym gruncie TEATRU. Jakich fantastycznych Ludzi spotkałam, ile się nauczyłam. Tak. Jestem szczęśliwa. Absolutnie, koszmarnie zmęczona, ale SZCZĘŚLIWA:):):)
 Fot. Maja Zaleska

 Fot. Sławek Jóźwik

Fot. Karolina Chojnacka

A z drugiej strony takie radości jak nasze bajki nagrane z Sebastianem:):) bo słowo jest piękne, a każdy z nas ma w sobie to cudowne wewnętrzne dziecko:):):)

https://www.youtube.com/watch?v=hEw0v1Z-56E

poniedziałek, 13 października 2014

kalendarz i Dzień Dziecka

wróciłam do Projektu rako-TWÓRZEGO. Cieszę się, bo zbyt długo w tym temacie panowała cisza. Oprócz tego krok po kroczku zaczynam realizację mojego marzenia o pracy nad świetnym tekstem z niezwykłym Człowiekiem. Metodą małych kroczków, bo kwestie formalne, które dopiero poznaję i ogarniam, włącznie z całą przestrzenią organizacyjno-finansową, są momentami jak stumilowy las:) na szczęście nie idę przez niego sama. Bo gdyby tak było, to chyba skończyłoby się szybciej niż zaczęło, chociaż może nie doceniam siły motywacji:):):) Przypuszczam, że tu musiałabym jeszcze bardziej odnaleźć się na tych dziwnych formalnych polach:) rozwój:):) Wczoraj dzięki Justynie, Łukaszowi, Antkowi i Frankowi mieliśmy dzień jak z bajki:):):) dziś przeżarci, niedospani i absolutnie SZCZĘŚLIWI czekamy na więcej i mamy poczucie mocy równe He-Manowi, bo dostaliśmy taką dawkę radosnego poweru, że możemy góry przenosić:):):) mam nadzieję, że uda mi się przenieść najbardziej nieporęczną i obchodzoną jak góra jeży kwestię podania o stypendium, która mnie po prostu wykańcza rangą, obszernością i powagą sytuacji... No ale cóż - niemożliwe uczynić możliwym - to dopiero zabawa:):):)




środa, 8 października 2014

chcę

"Tyle chciałem...za dużo chciałem...chyba, tyle chciałem.... Wszystko." Na Wylot" G. Królikiewicz 1971

za dużo? 
można "zbyt dużo"?
bo ja chcę. tylko czasem czuję opór materii i tak jakby wsysa mnie do środka. i tak chcę wszystko. chociaż to czasem bardzo dużo kosztuje.

wtorek, 7 października 2014

dziękuję

Nie pisałam dłuuuuuuugo. Od dwóch dni nadrabiam ten czas milczenia wielokrotnie. Ale też tak wiele się dzieje, że czuję, że jeśli tego "nie wypiszę" to się uduszę. Oprócz kotów, co do których mam nadzieję, ze jutro wszystko zaczniemy ogarniać, dzieje się TYLE DOBREGO, że aż momentami brak mi słów. Kolejny raz widzę jak niezwykłe, piękne i obłędne jest życie. Dzięki Ludziom, których spotykam, którzy się w nim pojawiają i tym, którzy w nim są. Radość jest jedynym słowem jakim mogę to opisać. Dzięki tym Ludziom, którzy w ciągu ostatnich dni tak wiele wnieśli w moje życie (jeśli to kiedyś przeczytacie Klaudyno i Peterze to mówię Wam:DZIĘKUJĘ. I codziennie jakoś tak więcej mam Wam do zawdzięczenia:):)) czuję kolejny raz, że jestem zakochana w życiu, tym moim, takim właśnie jakim ono jest, z tą długą przerwą, tak paradoksalnie pełną wszystkiego, a biorącą swój początek w raku. Bo dzięki temu mogę to wszystko jeszcze bardziej docenić. Bo czytając po raz pierwszy tekst, który totalnie mnie rozjeżdża jak walec, robi ze mną to co tylko kilku spektaklom w życiu udało się zrobić, to że z trudem doczytałam do końca a potem ryczałam jak bóbr, to znaczy, że mam szczęście, że mogę coś takiego przeczytać. Bo jestem pewna, że w naszym zawodzi to jest właśnie to, taki tekst marzenie, który jest materiałem na spektakl, po którym zapada cisza. Bo czytając go trudno oddychać. Bo jego prostota jest niesamowita. I jestem szczęśliwa, bo czytam taki tekst i marzę. I czuję, że żyję. I że to moje życie jest piękne. I że DZIĘKUJĘ. Za WSZYSTKO. Za raka też. Bo dzięki niemu to wszystko doceniam wielokrotnie bardziej.

k jak kot/ k jak kochać

Moje dwie ukochane kotki mają guzki. Jednej z nich rośnie ów guzek w zastraszającym tempie. Jutro wzywamy naszego Pana Veta. Staram się zachować spokój, ale jest mi niedobrze ze strachu. Mam fioła na ich punkcie. Są dla mnie pełnoprawnymi członkami rodziny. Zawdzięczam im niesamowicie dużo w najtrudniejszych momentach. Bo kiedy było ciężko i nie miałam siły wstać z łóżka, to fakt, że są i to całkowicie ode mnie zależne zmuszał mnie do mobilizacji, czasem tej ponad siły. Nie zawodzę się na nich, dostaję od nich totalną bezwarunkową miłość, inną od każdego z nich. Wiem jak ważny jest czas w kwestii raka. Poza tym miałam nadzieję, że wykorzystałam limit domowy na przydział onkologiczny...


poniedziałek, 6 października 2014

workshop / homework

Somethimes I don't understand.
????
Praca w domu - domopraca.
Wczoraj wróciłam z Gdańska.
Korekta Projektu rako-TWÓRCZEGO.
Dziś od rana część zaległości komunikacyjnych.
Korekta bajek terapeutycznych i załamka, bo dużo do zmian.
Korekta drugiego tekstu dramatycznego rako-TWÓRCZEGO. Weryfikacja. Weryfikuję. Do weryfikacji.
Czy mówiłam, że dobrze, że mamy koty, psa i dobrą zupę krem z brokułów?
Kolejny raz uświadamiam sobie, że potrzebuję menagera, sekretarki, cierpliwości i wewnętrznej harmonii. Anonse?
Czasem zastanawiam się jak można zrealizować to wszystko co robię i chcę zrealizować tak, żeby było organizacyjnie do przyjęcia, uporządkowane i konsekwentne. Nie chcę rezygnować z mnogości działań i inicjatyw, bo one się uzupełniają, ale jak mam nauczyć się być PO-UK-ŁA-DA-NĄ i Z-OR-GA-NI-ZO-WA-NĄ?...
Zazwyczaj po powrocie z intensywnych wojaży jestem nie do wytrzymania. Reguła podtrzymana.
Felinoterapia i metoda małych kroczków.




źródło: internet


niedziela, 5 października 2014

...

Zmarła Anna Przybylska. Brakuje mi powietrza. Bo w takich momentach cała ta moja nabudowana ideologia pozytywnego nastawienia do dobrego raka pada na pysk. Bo w takich momentach boję się. Bo boję się za każdym razem wchodząc do gabinetu mojego Doktora. Bo siedząc na tej białej leżance nigdy nie wiem co teraz będzie. A w takich momentach czuję ten strach jeszcze bardziej. Bo przegrała. Piękna, pełna życia Kobieta. I koniec. Pieprzę tego raka. Po prostu. Pieprzę...

istota rzeczy

wolność i spełnienia

Ciągle brak mi czasu na życie. Nieustannie gonię za tą maksymalną intensywnością, którą chcę czuć cała sobą, żeby to życie nie tylko przeżyć, ale odczuć, doświadczyć, zachłysnąć się nim. Czasem czuję, że pędzę zbyt szybko, że jestem jak szczeniak na bieżni dla dużych psów i „gubię łapy” bo nie wyrabiam. Wówczas zaczynam się złościć, warczeć, frustrować. Ale kiedy stawiam się do pionu, przestawiam na program „calm down”, kiedy zaczynam żyć uważnie, otwieram się na to, co przynosi mi życie, z pełnym zaufaniem, że wszystko przychodzi we właściwym momencie, bo Tamten na Górze nigdy nie mruga, więc nie przeoczy niczego, co się dzieje i dziać powinno, wówczas czuję się wolna. Wolna i szczęśliwa. Jakie to niezwykłe, bo w „Bogu, który jest kobietą o jednej piersi” używam tych dwóch słów do opisania tego wszystkiego, za czym tak bardzo tęskniłam przez ostatnie trzy lata. Być może przez całe życie. Być może to oznacza, że wreszcie dorastam. Przynajmniej częściowo, bo przeróżne sytuacje pokazują mi nieustannie jak bardzo tej dojrzałości mi brakuje, jak ten deficyt powoduje, że zaczynam się miotać, gubić, jestem na bardzo cienkiej granicy, która tak łatwo przekroczyć, a za którą jest to wszystko czego nie cenie, czego nigdy nie zaakceptuję. Jedak to, że zawsze zostaję po tej właściwej stronie, mimo że czasem tak niewiele brak, chyba daje nadzieję, że kiedyś może będę mądrym człowiekiem. Na razie czuję się szczęśliwa i wolna. I wiem, że jestem po właściwej stronie.
Festiwal Szekspirowski. Kilka dni, które znów tyle mi dały, tyle zmieniły, tak bardzo zainspirowały, zachwyciły. Cudowni Ludzie, którzy pokazali mi jak piękny jest Teatr. Jak bliski. Jak uniwersalny. Divadlo Kontra. Przepiękni Ludzie, niezwykli Artyści. Jeden z tych momentów, kiedy Teatr staje się tak silnym nośnikiem emocji, że aż boli. Kiedy widzę jaką niezwykłą wartością jest właściwie użyty warsztat zawodowy i jak to wszystko, w połączeniu z Ludźmi, którzy szukają Jakości, chcą mówić o sprawach Ważnych, mówią o tym w tak niebywale intensywny sposób, staje się wszystkim tym czgo zqwsze szukam w Teatrze, co powoduje, że jest mi tak potrzebny. Bo wówczas, w konfrontacji z nim czuję, że żyję, że oddycham, że dotyka mnie coś co jest wokół. Mam takie przepiękne poczucie, że żyję naprawdę, że nie ma w tym moim życiu tych kompromisów, które powoduję, że żyje się nie żyjąc i umiera każdego dnia. Potrzebuje takiego życia, takiego teatru i jestem tak ogromnie wdzięczna, za to, że czasem mogę to wszystko poczuć.
Oprócz tego tak niezwykłą rzeczą są Spotkania. Spotkania z Ludźmi, którzy wnoszą tak wiele piękna w moje życie. I ci wspaniali, którzy są w nim od tak dawna. Znów, oczywiście;) nie udało mi się prawie z nikim zobaczyć, ale staram się kontynuować naukę spokoju. Nauczyć się, że czas nie jest z gumy i czasem nie ma możliwości spędzenia choćby chwili dodatkowo z Przyjaciółmi. Mam nadzieję, że ich kredyt cierpliwości tę naukę również obejmie:):):)




czwartek, 18 września 2014

szał życia i basta/pasta

ostatnie dwa miesiące były cudowne. rozwojowe, pełne mojego wymarzonego teatru, nowych doświadczeń, wrażeń, Ludzi, marzeń i szczęścia. morza i Przyjaciół. wszystkiego tego za czym tak bardzo tęskniłam przez ostatnie trzy lata. Tak, bo 1.09.2014 roku minęły trzy lata mojego leczenia. Na zakończenie tej 3. dostałam przepiękny PREZENT, wymarzonego od trzech lat Feniksa wytatuowanego przez najwspanialszego Mistrza tatuażu i cudownego Człowieka (Kuba - DZIĘKUJĘ!!!). Oprócz tego marzenia pracowałam z fantastycznymi Ludźmi, mierzyłam się z Lady Makbet i Burzą Shakespear'a, pracowałam z wspaniałymi Ludźmi, śpiewałam, graliśmy "Boga", widziałam spektakle, które przypomniały mi czym jest mega dobry Teatr. Pierwszy raz od dawna czułam, że żyję. Oprócz tego przesadziłam z tempem, zmęczenie mnie totalnie zdezorganizowało, organizm się zbuntował nieco, ale i tak jestem z niego dumna. W konsekwencji przeliczyłam się z możliwościami i nie udało mi się spotkać z tak wieloma bliskimi Ludźmi, choć spotkania, które były są nie do przecenienia:):):):):)nauczyłam się, że warto odpuścić sobie ciągłe poczucie winy i zobowiązania w części relacji. to cenna lekcja. w części chcę się dużo bardziej starać, bo ciągle mnie mało, a chcę być bardziej i pełniej,część przyjaźni doceniłam jeszcze bardziej. piękny czas, dzięki Kasi i Dominikowi jeszcze piękniejszy:*:*:*:*:*:*:* bo przez cały ten czas miałam prawdziwy dom:):) a przez większość czasu mieliśmy, bo z Mężem i psą:):):)



teraz trzeci wrzesień. bo wrześnie są najtrudniejsze. bo wszyscy coś zaczynają. a ja znów nie wiem co będzie. Chociaż ten jest dużo lepszy, piękniejszy i pewniejszy niż poprzednie. Bo zaczynam kolejny rok mojej pedagogiki tańca, spektakle na Off'ie Festiwalu Szekspirowskiego, mam nadzieję, że w końcu kolejne działania w ramach Projektu rako-Twórczego. Ale mimo wszystko, tak bardzo chciałabym żeby coś się wydarzyło, coś co wszystko pchnie do przodu, że będę miała plany i cele, które będę mogła metodycznie realizować i nie koniecznie sama, bo jestem już tak bardzo zmęczona organizowaniem tego wszystkiego, BEZCZELNIE PROSZĘ O CUD:):):):):)

poniedziałek, 28 lipca 2014

uffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffff:):):):):):):)

jestem zmęczona, ale w tak przecudowny sposób, o którym marzyłam od trzech lat:):):):):) próby - próby - próby i mega radocha:):):) szukam, myślę, uświadamiam sobie jak wielu rzeczy jeszcze nie wiem:):) Lady M. ufffffffffffffffffffffff....:):):) głowa mi paruje, ale czuję, że się rozwijam, powolutku, ale do przodu. Oczywiście już bym chciała, żeby było idealnie, a wiem, że daleko do tego, ale widzę różnicę w mojej pracy teraz i przed chorobą i to chyba jest najważniejsze. Nie boję się proponować, bawić się, staram się nie oceniać, daję sobie prawo do błędu. Wiem, że popełniam ich dużo, ale staram się też pamiętać, że do wszystkiego trzeba dojść, wszystko ma swoją drogę i czas powstania. Pracuję ze świetnymi, kreatywnymi, otwartymi ludźmi. Stykam się z nowymi płaszczyznami teatru. Uczę się i to jest najważniejsze. I Ewelina, która swoją Lady Makbet i Julią dałam i mega lekcję teatru pięknego i tak cudownie precyzyjnego. I kostiumy, które są jak poezja. Oprócz tego Nieformalny Przegląd Piosenki Aktorskiej:):):)  ta-dam-ta-dam;););) Wyzwanie wyzwanie wyzwanie:):):):) A dziś Kasia Dominic i MÓJ UKOCHANY MĄŻ i Shiva będą już ze mną:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
i tak summa summarum padam na pysk, ale jestem szczęśliwa:) trzy, dwa, jeden do pracy znów:):):):)

niedziela, 20 lipca 2014

spotkania

czasami spotykamy Ludzi, którzy zmieniają nasze życie nie do poznania. i to są piękne zmiany, bo wówczas, dzięki nim, to życie staje się pełniejsze i piękniejsze. i dziękuję Temu Najmądrzejszemu, że stawia mi takich Ludzi na drodze. i że dzięki temu nagle można mieć Siostrę:*:*:*:*:*:*:*:*dziękuję Ci M.:*:*:*:*:*:*

magia życia i spełnione marzenia:)

nie uważaj o czym marzysz, a spełni Ci się wszystko co najważniejsze i nawet to, co nie-wymarzone:):):) od trzech lat, tęskniąc za Gdynią desperacko, marzyłam o tym, żeby przyjechać tu na dłużej niż trzy dni, żeby można spokojnie spędzić czas z tymi, za którymi tak tęsknię. Bo wpadaliśmy jak po ogień, trzy razy ze spektaklem, dwa (?) tak po prostu. I wreszcie jestem. na półtora miesiąca. Nad morzem. W celu pracy nad Shakespearem, pomiędzy Przyjaciółmi. Paradoks polega na tym, że na razie prawie nie umawiając się, spotykam Ludzi, o których obecności w 3mieście nie miałam pojęcia, a która jest dla mnie ogromną radością:):):):) i chcę jeszcze:):):) jedyne na co muszę uważać to to, żeby dawkować sobie  to rozpędzenie w radości, bo z jednej strony schodzi ze mnie zmęczenie całego roku, a z drugiej obecne nadrabianie (choć tak cudownie nieplanowane)życia życiem:):):):) i tylko tęsknię za moim Mężem wytęsknionym. Bo z nim ten czas byłby jeszcze bardziej pełen światła i radości. Chociaż myślę, że każdemu z nas ta chwila, choć mam nadzieję, że nie zbyt długa, bycia tylko z samym sobą, dobrze zrobi. I pozwoli jeszcze pełniej być obok siebie:):):)

piątek, 18 lipca 2014

enklawa

enklawa spokoju. spokoju. bo zwolniłam, bo mam nareszcie cztery dni bez zadań, bez planu, bez tempa, bez presji. jestem szczęśliwa. rano chodzę boso po trawie i leżę w słońcu na zjeżdżalni. Mezzo i spacery po lesie. cisza, której tak bardzo mi brakowało. To, że mogę wieczorem iść na spacer po plaży. Jestem szczęśliwa. i bliscy, ważni Ludzie obok. Ci z którymi jestem teraz i Ci, którzy będą zaraz, są blisko. Jestem szczęśliwa. I to, że mam czas, żeby to wszystko pomyśleć i napisać. zjeść frytki z brukselką i jajkiem. to jest właśnie szczęście:):):)):):):)

wtorek, 1 lipca 2014

miłość

Dwa filmy Akeelah i jej nauczyciel i Bez powrotu. Dwa cytaty. Jeden dotyczący tego, że ten stan umysłu, w którym ma się poczucie, że wszystko jest na swoim miejscu, że dzieje się tak, jak powinno, że nie trzeba się bać tego, co będzie jutro to właśnie miłość. Drugi natomiast to słowa umierającej kobiety, która uświadamia sobie, że przed chorobą goniła nieustannie za czymś z przeszłości lub z przyszłości, a w trakcie choroby uciekała przed tym co tu i teraz, ale teraz już jest tu i teraz z pełnym spokojem.  Obydwa dotyczą mnie. I to jest piękne. Dzięki takim momentom jak ten dziś, kiedy usłyszałam oba te cytaty poczułam znów, że jestem szczęśliwa. Bo znów uczę się z sukcesem być tu i teraz. Cieszyć się danym momentem w pełni. Wsłuchiwać się w niego i patrzeć. Bo staram się uczyć uważności. Wróciłam z wspaniałych warsztatów w Instytucie Grotowskiego. Z Georgem Parente i Zoe Ogeret. Voice & Body. Głos i ciało. I najpiękniejsza lekcja uważności. Dzięki nim znów oddycham ze spokojem. Zyskuję czujność, wyczulenie na to, kiedy znów zaczynam pędzić, być przed lub po. Bo wtedy czuję strach i tracę poczucie bezpieczeństwa. Wówczas czuję brak stabilności wynikający z choroby, z braku etatu, z nieustannej niewiadomej. I kiedy oddycham i wracam do tu i teraz, do tego bieżącego momentu, który trwa, mogę się w nim odnaleźć i pójść do przodu bogatsza o wynikające z niego doświadczenie i czas, który jest dla mnie. Oprócz Zoe i Georga cudowna Pani Ewa, która uczy mnie nieustannie siły i tego, że można podążać swoją drogą tworząc coś niezwykłego. W piękny sposób. I cudowna Rodzina. Dwóch wspaniałych Ludzi, Dwoje wspaniałych Nastolatków, kot i szynszyla. I dom, w którym po powrocie zawsze czułam się jak w domu. Dzięki nim zobaczyłam niezwykłą Rodzinę opartą na bliskości, mądrości i miłości. Poznałam dwoje Młodych Ludzi, którzy mając naście lat są momentami dojrzalsi ode mnie. I to jest piękne, bo widzę, jak świat jest piękny. A oprócz tego tak cudowna świadomość, że znów zaczynam UFAĆ. Ufać, że Ktoś mądrzejszy od nas wszystkich razem wziętych prowadzi moje życie w idealnym kierunku. Że wystarczy Mu zaufać, żeby zyskać spokój, a wszystko pojawi się we właściwym momencie. Dzięki Gosi dostałam pierwszą szansę powrotu do zawodu. Za chwilę pojawiła się druga. Wybrałam, bo spełnia moje marzenia wielokrotnie. Bo daje mi Teatr, Shakespear'a, wspaniałych Reżyserów, moje ukochane Trójmiasto na półtora miesiąca, Przyjaciół tak blisko w tym czasie, za którymi tak tęsknię i jeśli najwspanialszy Tatuażysta na świecie znajdzie dla mnie czas, to kolejne tatuaże o których tak marzę od 3. lat:):) Jestem szczęśliwa. Poza tym kolejny raz uświadamiam sobie jak mądrego mam Męża. Przy mnie jest nieustannie Człowiek, który potrafi Rozmawiać, który potrafi Kochać i który powoduje, że wiem, że bez niego moje życie byłoby absolutnie mniej pełne. I BARDZO GO KOCHAM. i TO JEST PIĘKNE:):):):):):):)



Oprócz tego udało mi się zaliczyć (prawie) pierwszy, wspaniały rok pedagogiki tańca na AHE:) jeszcze tylko jeden egzamin do poprawy i finalnie z jedną czwórką, dwiema piątkami plus i jedną niewiadomą będę szczęśliwą studentką drugiego roku:):):) To dziwny czas, bo stanowił dla mnie kolejną lekcję o samej sobie. Uświadomiłam sobie jak ogromną presję na siebie nałożyłam. Żeby być najlepszą. Żeby nie pozwolić sobie na słabość. I już wiem, że ta część procesów myślowych jest do zmiany. Bo nie jestem i nie będę tancerką (wyrazy szacunku dla tych, których ciała słuchają ich bardziej niż moje mnie:)). Bo chcę, żeby studia dawały mi radość i narzędzia do pracy z ludźmi, z którymi będę pracować. I to jest piękne. I jeśli uda mi się to przepracować w sobie, będzie to niebywałe zwycięstwo. Jedno z tych bezcennych. I jeszcze wspaniały prezent od naszego Prodziekana, Alexandra Azarkevitcha. Na zakończenie roku zagraliśmy "Boga" w Arterionie, studiu należącym do AHE. I mówiąc w nim właśnie o pokonywaniu przeciwności i walce ze sobą oraz o poszukiwaniu siebie i spełnieniu przeżyłam coś niebywałego. I otrzymałam fantastyczny prezent w postaci niezwykłej reakcji Ludzi, którzy z nami wówczas byli. Dla takich momentów warto żyć:):):) I dlatego chcę więcej i więcej:):):):):)

sobota, 26 kwietnia 2014

blokada i nienawiść do raka

wkurwia mnie. czasem tak potwornie mnie wkurwia to raczysko, że nie daję rady z nim, ze sobą, z życiem w rytmie choroby. dziś zajęcia. moje pierwsze z jazzu, ludowy, klasyka. i tylko jeden blok jazzu mimo, że cudowny, drugiego już nie wykorzystałam, nie cieszyłam się nim, bo  mój kręgosłup, który od przynajmniej 1,5 miesiąca czasem nie pozwala mi myśleć o niczym innym jak o bólu, dziś również kolejny raz uświadomił mi prawo raka. świat się kręci, idzie do przodu, ludzie żyją. a ja niespodziewanie kolejny raz zostaję bez zasilania, bo ból odbiera możliwość robienia czegokolwiek. i czuję się tak niesamowicie zażenowana tym, że ciągle jestem słabsza, moja koncentracja i umysł nie pozwalają mi czasem czuć się pełnoprawnym człowiekiem. mam dość tego, że staram się być silna i czasem po prostu stwarzam pozory, że jest ok, że ten rak mi jest całkiem już podległy, że daję radę, że jestem silna. a obecnie jestem jak mały rozhisteryzowany szczeniak, z wieczną pretensją do siebie i wszystkich naokoło. tylko że znów nie żyję normalnie. ciągle nie żyję normalnie, mam dosyć bólu i życia z nim znów prawie non stop, tego, że paraliżuje mnie świadomość ostatnich wyników i tego, że nie wiem czy to przerzuty do kości czy zwyrodnienia kręgosłupa.... i dopiero w maju będzie PET i wyniki. i może wreszcie przestanę się aż tak bać. Tak bardzo. tak, że aż mi niedobrze z tego strachu. bo rak boli, a ja już nie chcę bólu...

poza tym mam dosyć przebywania w jednym ciele z wariatką, bo moja niestabilność emocjonalna jest tak duża odkąd odebrałam wyniki rzeczonej scyntygrafii, że częściej mam ochotę krzyczeć i płaczę jak dzieciak niż jestem taka jak chcę. w harmonii.



środa, 23 kwietnia 2014

granica

31 miesięcy. prawie 32. leczenia. ostatnio dużo myślałam nad źródłem chaosu, który mnie ogarnął. taki specyficzny czas kiedy jest zbyt mało konkretow, organizacji, czasu, zbyt wiele chęci, poczucia winy i niewiadomych. dziś obejrzałam "Now is good"


najpiękniejszy i najmądrzejszy film o życiu, odchodzeniu, pogodzeniu z nieuniknionym, życiu pełnym najbardziej i intensywnym tą intensywnością, która nadaje mu sens.

i chyba częściowo zrozumiałam to, co gdzieś jest mi wiadome od dawna, ale i tak ciągle pozostaje trochę poza rozumieniem. bo nieustannie jestem w ZAWIESZENIU. nie przekraczam granicy w żadną stronę. nie jestem po stronie życia i nie dostaję jednoznacznej informacji jesteś zdrowa, ani ni jestem po stronie śmierci i nie mam JEDNOZNACZNEJ informacji, że mam kolejnego raka. dwukrotnie szłam na wizyty, które w tym roku miały być dla mnie wizytami pożegnalnymi z onkologią (oczywiście z całą świadomością potrzeby kontroli i regularnych badań, ale będących elementem NORMALNEGO życia. i dwukrotnie okazywało się, że nadal nie mogę się "zaszufladkować" ani jako zdrowa, ani jako chora. 31miesięcy. chciałabym wiedzieć jak długo jeszcze. cokolwiek. jak długo jeszcze będę się leczyć. jak długo jeszcze będę żyć. jak długo jeszcze muszę czekać żeby wrócić do czynnej pracy w teatrze. człowiek potrzebuje konkretów, informacji, żeby zbudować sobie jakieś ramy. może to właśnie ta lekcja, której jeszcze nie odrobiłam. może właśnie nie powinnam potrzebować tych informacji, tylko żyć z dnia na dzień. może wówczas wszystko się ułoży. bo wiem, że jakiejś lekcji nie dodrobiłam skoro to jeszcze trwa. czegoś się nie nauczyłam. tylko czego?

czwartek, 17 kwietnia 2014

seksualność/kobiecość i rozliczenia z przeszłością

25.04. trzy roczniki naszej pedagogiki tańca mają po raz pierwszy wspólnie przygotować coś swojego. mój kochany rok również. będę śpiewać m. in. express boskiej aguilery. oglądam teledysk i zaczynam automatycznie myśleć o kwestii zmysłowości, seksualności, kobiecości. i o tym jak ja w tym wszystkim odnajduję siebię. 31latkę z jedną piersią i 17 kilogramami naddatku (dziękuję ci chemioterapio i wam sterydy tak wierne i trwałe). i myślę o tym, że dziś tańczyłam z moim Mężem tango (kolejny raz Mąż dowiódł, że jest Mężem idealnym) przygotowując się do lekcji z moim najlepszym z uczniów i że oprócz oczywistych autowniosków i zażaleń wynikających z sylwetki nieco mniej idealnej mam szczęście. mam szczęście i jestem szczęśliwa. i mimo, że nie wbiję się w trykot ani w żadne inne seksowne sceniczne szaleństwo garderobiane, ale codziennie walcząc ze swoimi kobiecymi demonami w głowie uświadamiam sobie dużo pięknych rzeczy. i mimo, że czasem bywa mi trudno, bo przed chorobą czułam się w swoim ciele idealnie, ale wiem również, że to ciało należało do kogoś, kim już teraz nie chciałabym być. i jeśli kiedyś, a wierzę, że tak będzie relatywnie niedługo, będę znów wyglądać tak jak chcę, to będę mogła być spójna. Zarówno wewnętrznie jak i zewnętrznie będę taka, jak chcę. I właśnie nad tym chcę pracować.



Oprócz tego byłam dziś na mojej umiłowanej onkologii. czyli jak to mówią: wszędzie dobrze, ale na onkologii najlepiej;) no i dostałam wyniki scyntygrafii. Poczułam się jak kobieta tajemnicza, ponieważ jednoznacznie wyniki twierdzą, że scyntygraficznie jestem niejednoznaczna. Ale to znaczy, że może jednak nie mam raka kości z ogniskami w kręgosłupie tylko zwykłe zwyrodnienia;) jak się bawić to się bawić, a w tym przecież leży cały urok niespodzianki, że nie-wiem i na razie wiedzieć nie będę, bo kolejne badania najwcześniej w maju. ach ten maj:)


I wielkanocne porządki. Pierwszy raz są nie-porządki, bo totalnie nie mam siły się za nie zabrać. Fizyczny i umysłowy ERRRRRRRORRRRR.....

aaaaaaaa I WRESZCIE ZOBACZYŁAM "DUŻĄ RYBĘ" TIMA BURTONA!!!!!!!!!!!!!!! PO TYLU LATACH CZEKANIA STWIERDZAM, ŻE JEST ABSOLUTNIE GENIALNA I WIDZIAŁAM JĄ Z ROZPĘDU JUŻ DWA RAZY:):):):)


wtorek, 8 kwietnia 2014

bajka o dziewczynce, raku i szczęściu

W białym, wcale nie-małym, ślicznym Centrum Onkologii mieszkała ( od czasu do czasu) nie-mała dziewczynka. Miała kota na punkcie kota, jazzu, życia na krawędzi i słabe żyły. Były tak słabe, że czasem korzystanie z nich było sportem ekstremalnym, ale dziewczynka uwielbiała sporty ekstremalne, więc właściwie nikomu to nie przeszkadzało. W ów dzień dziewczynka jak zwykle tresowała wielkiego złego raka ucząc go chińskiego savoir-vivru (bo w ten sposób spędzała dni przestępny i trzecie poniedziałki miesiąca) kiedy po całej onkologii poniosła się wieść, że wyznaczono nagrodę za receptę na nadzieję na szczęście. Ponieważ dziewczynka uwielbiała wyzwania pomyślała, że to wspaniała okazja do przeżycia czegoś całkiem interesującego ( czyż nie?;-)).


  •          Rzekła więc do raka:,,Raku mój:-) skoro i tak spędzamy ze sobą tyle przepięknego czasu, czemuż by nie zdobyć kolejnej góry, nie przesunąć horyzontu, nie odkryć nowego lądu?;-) just DO IT:-):-):-) I jak postanowili tak zrobili. Wielki show rako-TWÓRCZY stał się hitem i radością dla wielu dziewczynek i chłopców. Dziewczynka i rak śpiewali Fever, tańczyli tango w deszczu i robili w skrócie wszystko to, o czy skrycie marzył każdy, kto ich oglądali. Mieli taką umiejętność, że każdy podczas ich spektakli czuł,  ŻE MOŻE WSZYSTKO. I nawet jeśli trwało to chwilę, bo tyle czasem trwa zabawa w Dom na onkologii, to każdy wychodził z prywatną tęczą i kucykiem Pony zamiast standardowego balonika:-) oczywiście wygrali konkurs, Rak dostał pracownię na koniec świata a dziewczynka Subaru Forestera z 2002 r. Hondę Shadow i tort pralinkowy. I wszyscy żyli szczęśliwie i tyle ile było im pisane. Wszyscy oprócz raka, który załapał si na wycieczkę last minute na Marsa i odleciał w stronę zawsze gorącego Słońca:-)

środa, 19 marca 2014

jazz & dreams czyli krótka historia raka: jestem szczęśliwa

jazz & dreams czyli krótka historia raka: jestem szczęśliwa: szczęśliwa totalnie. absolutnie i bezczelnie szczęśliwa. JESTEM. Mam cud owne życie, robię to co kocham, realizuję się, rozwijam, ciągle m...

jestem szczęśliwa

szczęśliwa totalnie. absolutnie i bezczelnie szczęśliwa. JESTEM.

Mam cud owne życie, robię to co kocham, realizuję się, rozwijam, ciągle mi mało.
Mam najwspanialszego MĘŻA, najlepsze co mi się w życiu przytrafiło, który mnie kocha, wspiera i nieustannie powoduje, że jestem na nowo zakochana
Mam przecudownych PRZYJACIÓŁ, którzy są ze mną zawsze, wbrew wszystkiemu, wbrew prawom logiki, bo przy moim nieustannym pędzie, zamotaniu, niesłowności, której nieznoszę w sobie i nad której wyplenieniem nieustannie i bezskutecznie pracuję, mogli by mnie mieć zupełnie słusznie "gdzieś", a ONI SĄ I POWODUJĄ, ŻE MOJE ŻYCIE JEST PIĘKNE
Mam cudowną Rodzinę, która mnie wspiera
Trzy koty i pies stanowią moją zooterapię i remedium na całe zło
W trakcie choroby zrobiłam spektakl, który prawie nikogo nie pozostawia obojętnym, otrzymuję niezwykłą ilość bezcennych łez wzruszenia, które ci, którzy go oglądają nam ofiarowują jako cudowny feed back

A oprócz tego Łowicz. Charytatywny Maraton Zumby w ramach akcji WYSTARCZY CHCIEĆ zorganizowany w przepiękny sposób przez Asię i Marcina Gałka-Walczykiewiczów. I tam właśnie mieliśmy zaszczyt kolejny raz zagrać Boga, który jest kobietą o jednej piersi. I wydarzyło się w związku z tym coś, co myślę może być marzeniem każdego aktora. Po zakończeniu spektaklu otrzymaliśmy cudowną owację na stojąco, a ja otrzymałam przecudny prezenyt urodzinowy w postaci tortu i "stu lat" zaśpiewanych przez 100kę obecnych:):):):):) a to wszystko w otoczeniu Ludzi, którzy powodują, że świat jest piękny.

TAK. JESTEM SZCZĘŚLIWA.

Potem otrzymałam kilkaset urodzinowych życzeń, które powodują, że czuję, że moje życie jest jak tęcza. Mój organizm po wyjeździe zastrajkował i przespałam prawie trzy doby w związku z czym jeszcze musze odpisać i podziękować za nie, bo dotąd nie miałam jak. Jednak niestety jeszcze czuję pokłosie raczkwe, ale to przecież drobiazg. Co prawda miałam nadzieję, że nasza wizyta na onkologii w ostatni czwartek zakończy się jednoznacznym poleceniem nie wracajcie wcześnij niż za pół roku i to w stanie zdecydownie błogosławionym, a zamiast tego otrzymałam kolejne badania all inclusive włącznie ze scyntygrafią w celu wykluczenia raka kości... no ale cóż, nie mam czasu na smutki, zbyt dużo się dzieje w naszym życiu, żeby się stresować:):) przebadamy, wykluczymy mam nadzieję, a w międzyczasie będziemy żyć najpełniej jak się da:):):):)            

środa, 5 marca 2014

oddalenia i powroty

czasem jest tak dziwnie, że aby zbliżyć się do kogoś jeszcze bardziej, trzeba się od niego oddalić o lata świetlne. dwa dni, w ciągu których moja tendencja ucieczkowa w sytuacjach kryzysów w związkach osiągnęła swój punkt kulminacyjny, dziś udało nam się porozumieć. poznać znów z innej strony. zbliżyć jeszcze bardziej. miłość jest tą płaszczyzną, która mnie nieustannie zadziwia. której się nieustannie uczę, w której podziwiam Sebastiana. przez dwa dni byliśmy dalej niż to możliwe. a dziś wiem, że to dobre dwa dni, ważne, ale dłużej to byłoby dla mnie już duuuużo za długo. bo potrzebuję go. bo każdy moment bez niego jest pusty. bo tylko dzięki niemu wszystko jest bardziej kompletne i pełne. Bo mój Mąż jest dla mnie wartością samą w sobie, na której opiera się bardzo bardzo dużo.

wtorek, 4 marca 2014

nieustanne odrodzenia

przepięknym momentem jest ten, w którym idąc do przodu orientuję się, że idę tak jak chcę, w sposób, który chcę, chciałam osiągnąć, rozwijam się, przekraczam kolejne granice.

tak wygląda mój obecny czas, mój stan umysłu. jeszcze tak niedawno wpadłam znów w ogromną intensywność życia ze wszystkimi jej plusami i minusami. z cudowną intensywnością i z chaosem, który nie pozwalał mi się nią cieszyć, bo myśli nieustannie wpadały w galop, nie potrafiłam zatrzymać się TU I TERAZ ciągle byłam w "przyszłości" - w formie planów, założeń, marzeń, ale i stresu, zbyt dużej ilości rzeczy, które na raz robiłam i chciałam robić. i teraz wreszcie znów zaczynam zwalniać, zaczynam żyć w sposób, który chciałam osiągnąć w trakcie choroby. spełniony, ale świadomy, z umiejętnością koncentrowania się w pełni na przeżywanej chwili, w poczuciu bycia dla siebie dobrym.

Bóg jest kobietą o jednej piersi  cudownie ewoluuje. Częstotliwość grania pozwala nam osadzić cały spektakl, pracować nad nim świadomie. Teraz w Gdyni i Sopocie był już poszerzony o kolejny fragment. nowy. taki, z którego jestem dumna. to przecudowne uczucie, kiedy mając ten materiał możemy obserwować jego ewolucję, nasz rozwój zawodowy i te niezwykłe, nieamowite reakcje ludzi, którzy zaszczycają nas swoją obecnością. i to zjawisko tak ogromną radość dające, że po każdym spektaklu dostajemy kolejne propozycje grania:):):):) to przepiękne uczucie. teraz doszedł nam jeszcze jeden utwór wokalny. bałam się go, bo ciągle gdzieś tam z tyłu głowy mam niepewność w kwestii śpiewu, a tu reakcje na tę część (właśnie wokalną) były przecudne:):):)to bardzo pomaga wierzyć:):):)

i nasi cudowni Przyjaciele. można nic nie mieć, ale mając obok siebie bliskich, zaufanych Ludzi, których się podziwia i szanuje, ma się wszystko. my mamy. i w związku z tym także ogromne poczucie wdzięczności.

dziś miałam kolejną lekcję tańca:):):) usłyszałam przecudowną rzecz, że mój Uczeń absolutnie życzy sobie dwie lekcje w tygodniu, bez przerw, bo łapiemy tyły:):):) jestem szczęśliwa, że tak chce do mnie przychodzić na lekcje, że w taki piękny sposób robi postępy, że jest taki ambitny i zdeterminowany. wszystkim pedagogom życzę tylko takich podopiecznych. dają mega power:):):)
tymczasowy plakat do spektaklu
Bóg jest kobietą o jednej piersi

sobota, 22 lutego 2014

NOWY ROK

Nowy Rok w środku roku. ale tak czuję. To takie niezwykłe uczucie, które ostatanio tak często dominuje. Czuję że świat się kręci. Czuję fizycznie, że czas mija. Czuję jak wszystko się zmienia a najbardziej ja sama. zaczęłam drugi semestr mojej pedagogiki tańca. czuję, że się rozwijam, że się uczę. widzę tyle dynamiki w moim życiu. czasem tylko zapadam się, ale to rzadko. i jestem szczęśliwa. bo nie panuję chwilowo nad czasem. jestem okropnie niesłowna, zawodzę i to powoduje, że się ze sobą nie dogaduję, źle mi z tym, to do zmiany natychmiast, choć nie wiem jeszcze jak,  ale oprócz tego wiem, że moje życie będize takie jakie chcę. że jest. że zawsze było. tylko czasem zbyt szybko biegnę, żeby to zauważyć.

i widzę zmiany podczas pracy nad moją stroną:):):) systematyzuję życie przed i po. inne. moje. ale inne.

http://annaiwasiuta-dudek.wix.com/aktorka

środa, 5 lutego 2014

słońce, chrapiący kot na oknie i kolejny dzień do przodu:):):)

Czas pędzi:) Świat się kręci:) W moim życiu dzieje się tyle, że nawet czasem brakuje czasu, siły albo jednego i drugiego na refleksję i zatrzymanie. To akurat do zmiany, ale tak jak zawsze kolejne marzenie zrealizowane. Moja intensywność życia jest 100%. Gramy "Boga, który jest kobietą o jednej piersi" zawsze raz lub dwa w miesiącu w różnych miejscach Polski, kolejne terminy do ustalenia lub już ustalone, Projekt rako-TWÓRCZY nabiera tempa, w sobotę zakończymy pierwszy semestr studiów dumni i szczęśliwi, bo w najlepszym z możliwych stylów:):):) Mam cudownych Przyjaciół, fantastyczny Rok na AHE, przecudnego Męża, który ciągle powoduje, że na nowo się zakochuję:):) dziś dostałam ulubione pralinki od Sowy chociaż eb w Poznaniu:):):) mój Czarodziej:):):) poza tym sprecyzowałam 9 celów na 2014 rok. teatralno - filmowo - motocyklowo - domowo - podróżowo - wymarzone. Już się zaczęły:):):) Od Mariny dostałam przepiękny prezent z napisem never, never give up:):) no to never give up:):):):)

FB zrobił mi takie piękne podsumowanie:):)
https://www.facebook.com/photo.php?v=10202368607609328&set=vb.1616770448&type=2&theater