środa, 21 grudnia 2011

szpinak czyli zielona wojna z depresją

pasta kiwi but ożywi, cukier krzepi, wódka lepiej. orion pierze sam. ugotowałam obiad. i sałatkę owocową. i wygrałam dzisiejszą bitwę z deprechą:):):) szkoda, że od szpinaku nie zrobił mi się kolejny tatuaż:)bo Poppeyowi może właśnie tak wyrastały:):):O)

poniedziałek, 19 grudnia 2011

w dół czarno-szarym wzgórzem

mówi się często, że ktoś przesadza, użala sie nad sobą, bo inni mają większe problemy. co jakiś czas łapię się na mocnym poczuciu, że użalam się nad sobą, że jestem słaba w sytuacji kiedy powinnam mieć tak wiele siły. bo to wszystko może mnie umocnić. bo inni mają większe problemy. a ja mam tylko raka, wstrętnego złośliwego raka. i boję się. bo mówią, że ma być dobrze, a okazuje się, że jakiś przerzut. boję się chemii. przeraża mnie to co widzę w szpitalu. boję się śmierci. boję się bólu. i tego, ze tylu rzeszy z punktu medycznego nie wiem. najgorsza w tym wszystkim jest depresja. wiem, że ten czas mogę wykorzystać dobrze, zrobić tyle wspaniałych rzeczy, również teatralnych, wokalnie, czytać książki etc... i nie mam siły. zaczęłam chodzić na taniec. raz byłam na flamenco, raz na modern jazzie. i było cudownie zwlaszcza na modern jazzie. i cóż... dziś nie mam siły, żeby się zmobilizować... i tak potwornie mnie to wkurza. że zamiast walczyć, rozwijać się, ja się boję....

chemia życia

czekam na chemię. to przedziwne jak strach funkcjonuje w umyśle człowieka. cały czas staram się funkcjonować normalnie. potrzebuję pracy. tęsknię potwornie za teatrem. nie chce mi się rozmawiać z nikim na temat raka i odpowiadać na pytania co u mnie. bo co u mnie? nihil novi... chociaż nie, myślałam, że już end of the rak, a tu okazuje się, że nie tak szybko... chemia, radioterapia, rehabilitacja, może kolejna mastektomia, przerzut... fuj... i to, że wchodząc na teren onkologii czuję, że poziom stresu zwyżkuje... staram się myśleć pozytywnie, pamiętać, że wszystko trzeba szybko przejść i żyć normalnie. Ale czasem, a teraz w zasadzie codziennie czuję mdłości ze strachu. Że to nie tak szybko. ŻE moje życie stoi na głowie, że nie mam na nie żadnego wpływu. że niedługo może będę łysa i bez brwi i rzęs, że depresja nie pozwoli mi normalnie funkcjonować... nie myślałam, że kiedykolwiek będę pisać bloga. po prostu w ten sposób mówię nie mówiąc, a jeśli tego nie wypowiem to się uduszę.powietrza...