piątek, 31 maja 2013

próba


kobiecość, kobiecości, kobiecością, kobieta, w kobiecie.... pierwsze wy(próbowane) lub (wy)próbowane słowa są najtrudniejsze. Właściwie pierwsze od dwóch lat, od lat 20tych, chociaż właściwie w tym kontekście nie należy ich liczyć, więc chyba ostatnie od Lilioma. Czyli tym ważniejsza, bo moje, bez chorych ciśnień, braku szacunku i głupoty człowieka, który nie wie co to odpowiedzialność i który własną nieumiejętność pokrywa chamstwem i brakiem jakiegokolwiek wyczucia, bo tak niestety wspominam ten rozdział mojej pracy. Praca z Krzysztofem kolejny raz uświadamia mi (tak jak spotkania z Bartkiem Wyszomirskim, Piotrem Cieplakiem, Waldkiem Raźniakiem,. Małgosią Głuchowską, Asią Grabowiecką czyli Ludźmi Teatru, którym jestem tak bardzo wdzięczna za pokazanie mi jak niezwykłą materią może być Teatr, jak piękna może być praca oparta na wzajemnym szacunku, poszukiwaniu, jak twórcza, rozwijająca i jak można za takim Teatrem tęsknić kiedy go nie ma) jak wspaniałą mam pasję, która jest moim zawodem. Jak wielką szczęściarą jestem, że mimo chwilowego zawieszenia, ciągle jestem w Teatrze obecna i jak piękne jest to jak niezwykłych Ludzi mam szansę spotykać. Dziś podczas próby zaczęliśmy pierwsze ustawienia tekstu. Nie wiem czy określenie, że wcześniej go czytałam jest właściwe z racji na to, że to mój tekst, ale kiedy pracujemy nad nim z Krzysiem i on go czyta, czasem czuję ogromną ochotę, żeby uciec. Na szczęście dziś było już lepiej. Oswajam się z tym. Żartowałam, że muszę złożyć reklamację do autorki, bo za dużo emocji wpakowała w każdy z tych fragmentów. Boję się ich. Oprócz tego niezwykłym doświadczeniem jest konfrontacja tego tekstu z Chustką. Byłoby łatwiej, gdyby pewne rzeczy nie były w raku powtarzalne, powszechne. Przewidywalny i nieprzewidywalny. Stereotypowy i oparty na jednostkowym przebiegu i charakterystyce.
 Najtrudniejsze w tych próbach są dwie rzeczy. Zmierzenie się ze sobą, ze swoim organizmem, ciałem, emocjonalnością, wiarą w siebie po tak długiej przerwie w pracy. To bardzo trudne. Uwierzyć. W siebie. W tekst. W Sens. Ale na szczęście nie jestem w tym sama. Są ze mną Ludzie, którzy mnie wspierają i wierzą ze mną. Jest też ze mną półtora roku leczenia raka. Które jest skuteczne w wypieraniu wątpliwości. Bo wiem, że szkoda na nie życia. Bo nie wiem, ile go jeszcze zostało. I żałowałabym gdybym tego nie zrobiła. A przecież nie o to chodzi. Drugą próbą przechodzoną w próbach jest właśnie to mierzenie się powtórne z chorobą. To tak jak w trakcie psychoterapii. Idąc na spotkanie z psychoterapeutą zdajemy sobie sprawę z rzeczy, które chcemy rozwiązać, z pokładów, do których chcemy dotrzeć. Jednak dopiero w trakcie okazuje się czym są naprawdę demony, z którymi postanowiliśmy walczyć. Wówczas stajemy przed decyzją czy podołamy, czy nas to przerośnie. Tak jest również i w tym wypadku. Chcąc mówić o raku ze sceny nie zdawałam sobie sprawy jak głęboko wiele rzeczy jest we mnie przez ten czas nadszarpniętych, poranionych, uszkodzonych. Słabych. Ale tym bardziej wiem, że chcę to zrobić. Chcę i w tym wypadku wygrać sama ze sobą. I chcę, żeby to była petarda. Moja. Nasza. Bo Mój Mąż, Gosia i Krzysztof są w tym razem ze mną, bo są wspaniali, bo swoją obecnością dają zarówno mi, jak i całemu przedsięwzięciu siłę. I za to jestem wdzięczna. Jutro kolejna próba:):):) Już czekam:):):)
och-życie:):):):):)

Aga B. :) B jak buzi:) B jak Beauty :) B jak Bąkowska:):):):) za miłość, za cierpliwość, za wszystko i za najcudowniejsze Renifery:*:*:*:* w och-życiu:*:*:*:*:*:* dzięki takim Ludziom, takim chwilom mogę złapać oddech, przypomnieć sobie, że oddech to życie, że oddech to harmonia, to spokój i sposób w jaki chcę żyć. W swoim tempie, na moich zasadach. Dzięki temu kolejny raz w tym tygodniu wracam do nie odrobionych w trakcie choroby lekcji dotyczących pędu, chaosu i braku statyczności. Przypominam sobie, że zwolnić znaczy żyć po swojemu, w swoim rytmie. A organizm nie kłamie, nie da się go oszukać. A zresztą po co? Dzięki stabilizacji tego rytmu mam możliwość zobaczenia tych pięknych uśmiechów Agi i Dominiki, obserwacji jak zmienia się wyraz twarzy Bruna kiedy poznaje kolejny kawałek świata, obserwować jak tworzy się pewna przepiękna Rodzina D+M+B+K=<3<3<3<3 . To są te momenty, dzięki którym konstytuuję to nowe, wyrwane rakowi życie. Są bezcenne. Dużo bardziej niż Master Card;)

czwartek, 30 maja 2013

maruda


maruda otwiera we mnie mentalną paszczę kiedy przerasta mnie temat czasu. Mój mózg jest już tak zmęczony tym tygodniem pracy i myślenia, że ustalenie najprostszej rzeczy powoduje przypływ paniki i dezorientacji. Nawet dziś po tak cudownym dniu mam niedosyt pracy, nieumiejętność ogarnięcia się i tysiąc innych emocji. Tęsknię za Sebem. Mój Mąż jest tak niewyobrażalnym oparciem i wsparciem dla mnie na każdej płaszczyźnie, że nie bardzo już umiem funkcjonować bez niego. Jeszcze dwa dni:*:*:*:*
Pole Mokotowskie dla psów, rodzin z dziećmi i nas czyli kadry do monodramu w słońcu



Piękny dzień z Dominiką, Marcinem i Bruniaczem na Polu Mokotowskim:):):):):) lody, słońce, dzień dziecka i szkolenie cudnych czworonogów:*:*:*:*:* Marcin zrobił pierwszą część wizualizacji na 7go do monodramu. 8 mm jest genialne, a Dominika i Marcin są bezbłędni:):):):):) Piękny dzień, z cudną rodziną i w dodatku mega konstruktywny:):):) Jest good:):):):)

środa, 29 maja 2013

Zmęczenie jest największym wrogiem człowieka


Jestem tak zmęczona, że aż mi niedobrze, a ciągle jest tyle rzeczy, które chcę zrobić. Ale kolejny cudowny dzień za mną:):):) trudny, ale cudowny. z działania i aktywności, z próby, z życia. Jedno mnie tylko martwi, a mianowicie fakt, że nadal nie ogarniam czasu i przestrzeni i nadal nie wiem jak to zrobić, żeby wreszcie zacząć spotykać się z tymi cudownymi Ludźmi, którzy są tu, na miejscu, a ja nawet nie wiem jak to wszystko zrobić:( z organizacją jestem na bakier:( Seb na pewno wiedziałby jak to zrobić:(:* tęskno mi za Mężem moim UKOCHANYM, ale jeszcze tylko czwartek i piątek i w sobotę się zobaczymy:*:*:*:*:* dłuuugo:(


 ale oprócz tego DOBRANOC WSZYSTKIM I PIĘKNYCH SNÓW:*:*:*:*:*:* ŻEBYŚMY WYŚNILI SOBIE SPEŁNIENIE MARZEŃ:*:*:*:*:*:*:*
żródło: internet

Mam dziś nieokiełznaną wręcz potrzebę ustabilizowania się emocjonalnie i uporządkowania myśli. Dlatego znów piszę, bo nie znajduję sposobu innego na ogarnięcie tego tematu. Krzysztof na szczęście jeszcze musi kilka rzeczy ze swoich prób poukładać, dzięki czemu ja mam chwilę na te moje porządki. Za to w jakże niezwykłym anturażu:):):) Siedzę w OOOOGROOOOOMNEJ sali prób, okrągłej, wysokiej n parter i piętro w Teatrze Wielkim i wokół mam scenografię która inspiruje na każdej płaszczyźnie odbioru. ZACHWYT W STANIE CZYSTYM. I w takich momentach nie da się nie wierzyć w Boga, który lubi patrzeć jak ludzie się cieszą:):):):):) bo lubi:):):) inaczej by mnie tu nie przyprowadził:):):) i tak się ciesząc czytam CHUSTKĘ. I reasumuję to wszystko. Mój mózg się przegrzał. Buntuje się. Bo ja mam 30 lat. Ona miała 34 lata. To wiek życia pełnią, okrzyku radości, że jeszcze dwie trzecie przed nami. To wiek życia pełną piersią, wspaniałej miłości, pełnej, czystej, spełnionej pasji i namiętności, boskiego seksu, patrzenia jak dzieci rosną, patrzenia jaki piękny jest świat IN GENERAL. I w obliczu takiej kontestacji praca nad monodramem, czytanie Chustki, a szczególnie "zapoznanie się " z wykresem temporalnym na początku, który zawiera wszystkie najważniejsze punkty życia Joasi od momentu wykrycia raka do dnia odejścia, w którym swoje miejsce znalazła również złudna radość "jestem zdrowa, nie mam raka", przy tym wszystkim czuję, że jestem człowiekiem w każdym kontekście, który wybiorę na chybił trafił. I wiem, że pewnych kontekstów kurewsko nie chcę.... strach jest straszny, strach jest zły, strach ma strasznie wielkie kły./rak jest straszny rak jest zły rak ma strasznie wielkie kły... bleeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee.... ale ja przecież nie mam już raka, ja przecież tą drugą pierś niebawem będę miała odciętą prewencyjnie - krzyczy racjonalna część mnie.... HO HO HO - odpowiada mój rako-srako-rak - a to nie wiesz, że raka m,a się na zawsze? że zawsze czai się w cieniu? że już zawsze będzie blisko, bliziutko????? CHCĘ DO MĘŻĄ!!!!! Ja w warszawie, Mąż w kielcach, to przecież normalne, że ludzie nie są non-stop razem, a także to, że takie rozłączenia dobrze robią.... wiem, ale Mąż mój NAJUKOCHAŃSZY potrafi zrobić tak, że strach jest mniejszy a rak nie straszzny. I lw takim momencie zastanawiam się KIEDY JA DOROSNĘ???
Siedzę przy ZDROWEJ TARCIE Z KASZĄ GRYCZANĄ i nieco mniej zdrowej kawie frappe (jakkolwiek niezbędnej do funkcjonowanIA DZIŚ, BO MÓJ MÓZG I ORGANIZM POWOLI DAJĄ MI SYGNAŁY, ŻE mam natychmiast bezwzględnie zwolnić BO JAK NIE TO będzie foch;) i staram się zebrać myśli przed próbą. Na razie ze skutkiem opłakanym. Za to rozlewam frappe, rozrzucam puzzle monodramowe i hoduję mega mętlik w każdym zakamarku umysłu. To mi niestety wychodzi pierwszorzędnie.... eh...Ale nie o tym chciałam... Chodzi o to, że przygotowując się do dzisiejszej próby przeglądałam Chustkę CHUSTKI i poczułam przerażenie. Że mnie to przerasta, że nie dam rady mówić o tym, że to siedzi we mnie tak strasznie głęboko, że jest zadziwiająco bolesne i przerażające mówienie o tym głośno, ze sceny, tak prosto w relacji CZŁOWIEK-CZŁOWIEK. Za 10 minut zaczynamy. Ale przecież ja tak nie robię. Nie tchórzę, nie uciekam, nie poddaję się tak łatwo. Tym bardziej, że chcę o tym powiedzieć.
Dzień NIE-JAK-CO-DZIEŃ:):):):):)


Wczorajszydzieńbyłwłaśnietakiiiiiii;);););) (wczorajszy dzień był właśnie taki;))od 7.30 do 1.20. Zaproszenia na ślub, które notorycznie pytają "myślałaś, że to tak łatwo?";) trochę bloga, żeby zachować dyscyplinę wewnętrzną i uporządkować myśli, pęd na casting pierwszy od 2. (?) lat (trzęsienie rąk zaliczone, praca domowa podczas chorowania nie odrobiona - chcę mieć wreszcie ten dystans i spokój i poczucie wolności, które pozwoli mi robić to co chcę ze spokojem, harmonią i radością a nie absurdalną presją, którą sobie sama nakładam...). Potem PRÓBA Z Krzysiem. Krzysztof jesteś dla mnie Master Class. To tak niemożłiwie piękne uczucie przypomnieć sobie tą adrenalinę podczas udanej, pełnej próby, podczas poszukiwania, odkrywania, ten moment kiedy materia zaskakuje możliwościami i siłą. O 22.10 kiedy wychodziliśmy z sali prób czułam, to, za czym tak bardzo tęskniłam przez cały ten czas choroby. ABSOLUTNE SZCZĘŚCIE W TEATRZE:):):):) Dziś szukamy dalej, jest słońce i ogrom pracy. JESTEM SZCZĘŚLIWA!!!

wtorek, 28 maja 2013

prędkość ograniczona


jestem od dwóch dni w Warszawie. Na razie plan do wykonania w 30% zrealizowany. Dlaczego doba nie ma 48 h? Zaproszenia zrobione w części, tekst na casting do mam haka na raka jeszcze do ogarnięcia, bo wczoraj do późna "filcowałam zaproszenia" i po otrzymaniu go nie miałam już siły nic z nim zrobić. Porządki scenariuszowe dla Amazonek i DZIŚ na próbę jeszcze "w lesie". Zaproszenia muszą być skończone, a ja muszę jeszcze znaleźć coś co mnie wizualnie zbliży do oczekiwanego castingowego looku... Cieszę się, że moje życie, a właściwie aktywność wystartowała z zawrotną prędkością, tylko mam sobie za złę, że nie jestem bardziej efektywna. Bo chcę więcej i więcej. O spotkaniach z Przyjaciółmi właściwie na razie nie mam nawet jak pomyśleć, bo nie wiem jak czasowo ogarnąć rzeczy, które muszą być na JUŻ... Nie znaczy to absolutnie, że żałuję, czy że taka sytuacja jest dla mnie niepożądana, bo absolutnie nie, wręcz przeciwnie. Po prostu odwykłam, mój organizm zrobił mi wczoraj dowcip w postaci zasłabnięcia w centrum warszawy lekutkiego, dzięki czemu druga próba z Krzysiem przeszła do historii nie odbywszy się. Eh... Ale przynajmniej zaproszenia w fazie "in progess". I jeszcze Dominika:*:*:*:*:*:*:* Spokój, piękno, prostota i klasa. I mama-cud:):):):):):):):)

Z rzeczy ważnych: kupiłam Chustkę Joanny Sałygi. Na razie nie mogę nic napisać, bo od samego myślenia o tych kilku stronach przeczytanych w biegu ściska mnie w gardle. I dziękuję za tę książkę (gdziekolwiek jesteś, na pewno słyszysz:*)

źródło: internet



Udanego dnia KOCHANI:*:*:*:*:*:*:*:*

niedziela, 26 maja 2013

Próbny flow


Czuję się jak na egzotycznej wycieczce;) wyjechałam z domu na prawie tydzień. Dziś pierwsza próba - Krzysztof jest bezsprzecznie w grupie MASTER:) Jutro zaczynamy porządków tekstowych część drugą:) i jazda:):):) I wieczór francuski i Dominiki i Marcina czyli jak cudownie kontemplować smaki w 1001 opcji:):):) tres bien:):):) padam na pyszcz, więc au revoir:):):) Jutro Agnieszka, moja najcudniejsza, Reniferku I miss You, I'll going to You:*:*:*:*
źródło: internet
Teatralne manewry


Hotelowe manewry w Teatrze Żeromskiego zapewniły nam wczoraj ogromną dawkę śmiechoterapii. Przy całym moim dystansie do fars (oczywiście również przy świadomości jak trudnym w pracy jest ten gatunek dla realizatorów) bawiliśmy się fantastycznie. Tekst, jak tekst, porządnie napisana farsa, ale chylę czoła przed zespołem. Piękne tempo, powyciągane w większości niuanse, całość właściwie bez przegięć i dociśnięć (oprócz jednej ze scen, która jest dla mnie jakimś takim wypadkiem przy pracy, kiedy widząc zespół doświadczonych aktorów, którzy przez cały czas dowodzą i tu swojego warsztatu i tego, że wiedzą co robią, nagle znajdują się, a my wraz z nimi w totalnie nie zrobionej, irytującej pod każdym względem scenie "wielkiej rewii" - i wówczas żałuję, że komandosi docierają dopiero na końcu(sic!)). Piszę o tej mojej refleksji nawiasowej, bo od wczoraj zastanawiam się nad źródłem takiego stanu rzeczy. Choć jak wiadomo, różne dyskusje popremierowe powodują utratę niejakiej niewinności odbioru i wie się, że to i tamto, a przez to to i to. Teraz jest to tym istotniejsze, bo nie będąc obecnie w żadnym z teatrów mam nieograniczoną wolność spojrzenia z dystansu na przeróżne aspekty naszej pracy zawodowej w ramach instytucji, zależności, powiązań i  szeregu czynników wiążących się z jej specyfiką. W wielu momentach zwielokrotnia to moją tęsknotę za pracą na łonie któregoś z moich wymarzonych teatrów. Czasem jednak obserwacje te powodują, że doceniam niezależność, wolność i dystans jaki daje praca na własną rękę. Bo czasem tak bardzo uwiera to, że priorytety mogą tak łatwo się upłynniać, wartości zanikać, a człowiekowi do człowieka jest czasem tak bardzo daleko, nie mówiąc już o szacunku i godności. I odwadze połączonej z odpowiedzialnością za człowieka z którym się pracuje.Smutne są te refleksje często. Na szczęście są ludzie, Ludzie Teatru, którzy tak pięknie potrafią dowieść, że to mogą być tylko wyjątki potwierdzające regułę czystości etycznej i moralnej. Potwierdzić to tak, żeby choć na chwilę kolejną w to uwierzyć. Bo wtedy chce się chcieć i można móc:):):):) Bo wtedy teatr staje się Teatrem, a ludzie Ludźmi.

Oprócz tego nagraliśmy z Sebem najbardziej spontaniczną scenę -demo na świecie. Po tak długim czasie sporadycznego stykania się z pracą zawodową akurat w tej kwestii trudno mi znaleźć dystans i tak okropnie rażą  niedociągnięcia. Ale z drugiej strony jak cudowną przyjemność sprawia choćby taki drobiazg, jak czuję organiczną radochę z korzystania z pamięci ciała, z przełamywania jego ograniczeń i zastania. To cudowne przełamywanie...:*:*:*:*:*:*:*

Dziś ruszam w kolejną podróż - Warszawo witaj na chwilę chociaż:):):) Zaczynamy z Krzysiem pracę nad moim mono-Bogiem. Adrenalina:):):):):) Przedziwne uczucie. Po raz pierwszy będę pracować nad własnym tekstem i okazuje się, że to o wiele trudniejsze na razie, przynajmniej przed zaczęciem niż praca nad tekstem "zastanym". Ale dzięki temu taka podróż jeszcze bardziej mnie pociąga, jeszcze bardziej ciekawi, jeszcze większe wyzwanie stanowi:):):):) I to, że mam nadzieję na spotkanie z Wami moi Drodzy Przyjaciele wreszcie, po tak długim czasie, z taką radością dla mnie:*:*:*:*:*:*:*:*:* Enjoy life:):):):)

piątek, 24 maja 2013

I co raku???? dasz im radę?????;) yeah....mmmm


fot.YouTube/rethinkbreastcancer



http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=VsyE2rCW71o#!


Zobaczyłam i zwariowałam:):):) Z radości, żeby było jasne;) że są ludzie, którzy szukają nowych rozwiązań, nowych pomysłów, nowych sposobów kreatywności:):):) Bo to znaczy, że kroczek po kroczku znajdujemy haka na raka i to w jakim, że tak powiem, stylu;) Nota bene dawno tak się nie śmiałam:) a przy okazji tematów lekarskich;) pozdrawiam z krainy rencistów:) pocztówka ze słoneczkiem i uśmiechami dla Pani Doktor Orzecznik, która oprócz renty przekazała mi tak wielgachny ładunek pozytywnej energii i wsparcia, że wstyd się przyznać, ale aż się wzruszyłam ZNOWUUU (SIC!). Nie cierpię takich komisji, bo wówczas jeszcze bardziej czuję, że zamiast do ZUSu powinnam pędzić na ważną próbę, ale przyjmijmy, że po prostu się rozpędzam;):):):)
źródło: internet



czwartek, 23 maja 2013

kontrasty


Z jednej strony dzień - masakra. Czuję się od rana jak bomba zegarowa, warczę wredniej niż wredny pies małej rasy przeciw całemu światu, wszystko mnie boli, konstytuując tym samym moją grupę inwalidzką, z żył znowu nic nie zamierzało się przenieść do strzykawki, w kolejkach dziś wyjątkowo ludzie dla których zamiast uśmiechu chętnie wręczyłabym torbę napalmu w nagrodę za uśmiercanie ludzkich odruchów i życzliwości.... Próbuję zrzucać na karb pogody, ale ile można? Pani dr od rehabilitacji z pytania na pytanie potwierdzała moją "świetną formę fizyczną". Jestem młody (na pewno?) antyk do renowacji... Chociaż starsi pacjęci nieustannie biorą mnie za młodzież niższej grupy wiekowej;) Hitem była 18-tka;) No i summa summarum plan dnia legł w gruzach. Za późno wróciliśmy, wszystko szło nie tak... Z drugiej strony znó na szali stanęli moi Najcudowniejsi Przyjaciele:*:*:*:*:*:* Sabinko dziękuję, Ty wiesz:*:*:*:*:* I Wy Kochani:*:*:*:*:*:*
źródło: internet

środa, 22 maja 2013

Taniec wyklętych kobiet - przepiękny artykuł ze Zwierciadła


marzenie o wolności i godności, niestety boleśnie uzasadnione...

http://zwierciadlo.pl/2013/kultura/film/planete-doc-film-festival-taniec-wykletych-kobiet
Namaste ONkologio;)



źródło: internet


Dzień mega pracowity. I tak, jak to wg fenomenu braku czasu u bezrobotnych aktorek, połowy rzeczy jeszcze nie zrobiłam, ale przecież dopiero 23:07;) A może po prostu znaczy to, że wbrew temu co mi się wydaje żyję bardzo aktywnie, prawie "pełnią" i robiąc rzeczy ważne dla mnie chociażby? Plan na dziś jeszce: świetna scena w etiudzie, którą chcę przygotować i proszę o trzymanie kciuków, bo dawno nie zetknęłam się z tak dobrze napisanym i skonstruowanym tekstem. Jutro i piątek to finalizacja zaproszeń na ślub Eweliny i Michała i przegryzanie się przez mojego "Boga o jednej piersi";). Jeszcze próby z Mężem moim ukochanym koniecznie przynajmniej trzy, bo czas nam ucieka, a w niedzielę Warszawa i Krzyś z czekającym nas wirem cudnej pracy:*:*:*:*:* thank U my Master:*:*:*:*:*:*:*:* Zanim jednak kroczek po kroczku zbliżę się do tych działań, jutro mój kolejny dzień ON;) Najczęściej ten skrót to cudowny Owczarek Niemiecki;) tutaj: prawie-cudowna ONkologia, czyli prawie jak u siebie;) sztab troskliwych lekarzy, serie badań i rozkminek;) cóż za urocze perspektywy:):):) i oczywiście dzień wampira:):):) ciekawe, czy moje żyły pozwolą coś z siebie wycisnąć:):):) Ale za to to kolejny dzień w kierunku WYZDROWIENIA I NOWEGO, DOBREGO, PEŁNEGO ŻYCIA:):):):):):):):) Namaste onkologio:):):):):):):)
Komercyjna wolność wyboru czyli czemu nie zarobić na Amazonce?


Jestem amazonką. Czy sobie tego zażyczyłam? Nie. Czy oczekuję specjalnego traktowania? Nie. Ale byłabym wdzięczna za traktowanie mnie jako NORMALNEGO KLIENTA, a nie cudownego źródła dochodu związanego z dochodowym targetem dla producentów przedmiotów użytku codziennego. Na przykład bielizna i kostiumy kąpielowe. Banalna część garderoby można by rzec. Powszechna, niezbędna, konieczna. Osobiście nie widzę możliwości rezygnacji z tych dóbr doczesnych z tak błahego powodu jak rak i mastektomia. Więc jako (prawie) typowa kobieta i (typowa) amazonka chciałabym dokonać zakupu kostiumu kąpielowego, żeby szanując estetyczne prawa świata zrzucić piętnaści kilo i zacząć wyglądać tak jak przed chemioterapią. Basen i pływanie jest idealne. Wydawałoby się - NIC PROSTSZEGO. Idoąc tym torem rozumowania odwiedzam strony oferujące bieliznę dla Amazonek. Oglądam. Porównuję. I ciśnienie skacze mi mocno powyżej normy. Bo okazuje się, że ceny tych cudeniek, które nota bene są najwyżej "średnie", oscylują pomiędzy 170 a 580 zł. Czyli duuuuuuuuuużo drożej niż NORMALNE kostiumy dla NORMALNYCH kobiet. Dlaczego, do cholery, będąc jak wiele kobiet w mojej sytuacji bez dochodów, a chcąc funkcjonować chociaż częściowo normalnie i godnie, jestem ZMUSZONA do kupna czegoś co jest  DUŻO DROŻSZE  niż normalny asortyment tej kategorii a w dodatku zdecydowanie BRZYDSZYCH????? Czy ja sobie excentrycznie zażyczyłam "ach, będę Amazonką, chcę mieć raka"?, czy to niewłaściwe, że chcę wrócić do normalnej formy fizycznej pływając, bo wiele innych form jest już dla mnie niedostępnych ze względu na usunięcie węzłów chłonnych?????? Więc dlaczego czuję się jak snobistyczny klient chcący kupić sobie jedno z najdroższych aut świata
http://autokult.pl/2008/03/15/top-10-najdrozszych-aut-swiata

tak po prostu, żeby zaszaleć????? Jestem wk******a, tak na maxa, że traktuje się nas jako złotą kurę zarobkową. Chrzanię to. Nie prosiłam się o to. Owszem, mogę pływać jak dotąd w termoaktywnej bluzce z długim rękawem, bo spod niej nie widać bielizny z protezą, ale chciałabym, żeby to był mój wybór. A ponieważ nie jest to szczyt komfortu, chciałabym "zaszaleć" i kupić najzwyklejszy, ładny kostium kąpielowy. Szkoda, że firmy produkujące je nie pozwalają na dokonanie takiego WOLNEGO WYBORU.

wtorek, 21 maja 2013

Fenomen czasu u bezrobotnych aktorek



Nieustannie nie mogę wyjść z podziwu dla ciągłego deficytu czasu. Przecież nie pracuję, a ciągle brak mi czasu na wszystkie zaplanowane przeze mnie rzeczy. Dziś dwa sukcesy, oprócz oczywiście typowych obrazków z życia idealnej kury domowej, primo: Babcia odwiedzona w szpitalu i ku naszej radości dochodzi do siebie. Secundo. Sfinalizowany pierwszy z dwóch lub trzech projektów zaproszeń filcowych na ślub Kuzyna, które chciałam zrobić już kilka dni temu.... No cóż, grunt, że jest. Poza tym wrócił mój ukochany Mąż:*:*:::*:*:*:* wiosna:*:*:*:*:*:*:*:*

poniedziałek, 20 maja 2013

Burza


burza, burze / deszcz , deszcze

piękny dzień, papiery o zasiłek pielęgnacyjny złożone, Babci odwiedzona w szpitalu, kawa wypita, refleksja zrobiona... no właśnie... po pierwsze podpisałam dziś formułkę " na utrzymaniu męża (...)". Boże w życiu nie przypuszczałabym, że będę na czyimś utrzymaniu, choćby najukochańszego Człowieka. Chodzi po prostu o świadomość. O poczucie, że obecnie jestem tak totalnie zależna i nie posiadająca właściwie " swoich torów po których jedzie mój pociąg". Gorzkie. Poza tym doszłam pierwszy raz w życiu do wniosku, że twierdzenie dotyczące tego, że NICZEGO W ŻYCIU NIE ŻAŁUJĘ jest NIEPRAWDZIWE. poraziło mnie to. Bo przecież zawsze twierdziłam, że nawet porażki czy złe decyzje są dla mnie ważne. Właściwie tak. Ale spotkałam na spacerze z Psą Subaru Forestera, dokładnie takiego jak nasz ukochany, rok temu rozbity przeze mnie. Uświadomiam sobie, że mam obsesję na punkcie Subaru. Że za każdym razem kiedy je widzę czuję autentyczną tęsknotę, że je uwielbiam, że marzę o nim codziennie... Nie brzmi to dobrze, ale tak jest... I właśnie dzięki tej refleksji uświadomiłam sobie, że żałuję. Żałuję ponad wszystko, że 8 sierpnia 2012 mimo wszystkich znaków, które mówiły NIE JEDŹ siadłam za kierownicę i cudem tylko nie zabiłam mojego Męża, siebie, współużytkowników drogi  Żałuję, bo mogłabym wszystko zniszczyć. Żałuję, bo zniszczyłam nasz ukochany samochód. Coś co dawało mi tak cudowne poczucie wolności i absolutną radość. Żałuję codziennie. Niektórzy powiedzą pewnie "idiotka, żyje, mąż żyje, udało się, mogło być gorzej, to tylko samochód". Wiem, wszystko to prawda. Tylko czemu codziennie tak za nim tęsknię???? Bo był moją wolnością, której tak nie mam?

Druga rzecz, której nie mogę nie żałować to to, że było tyle momentów, w których zawiodłam moich Przyjaciół... i tego się wstydzę. I bardzo chcę, żeby takich burz było w moim życiu jak najmniej. Bo refleksje są bezcenne. Szczególnie być może te gorzkie. Tylko tę gorycz tak ciężko znieść...



NIENAWIDZĘ MIEĆ DOŁA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
źródło: internet




znalazłam muzyczne remedium na niedociągnięcia świata i umysłu
TOOL / LATERALUS / GENIALNE
http://www.youtube.com/watch?v=Kt6jb00PIt8
uzupełniam



w autobusie dotarło do mnie, że w monodramie , w moim work in progress brakuje jeszcze przynajmniej jednego punktu widzenia. zapisuję go tutaj, bo chcę do tego wracać, żeby to "in progress" w końcu stało się idealne.


codziennie kiedy widzę jak się budzi, kiedy się na mnie złości, kiedy mnie całuje z tą dziecięcą żarliwością, kiedy mówi do mnie kocham cię, wiesz, kiedy jemy razem pomidory i ogórki z sałatą, tak jak przez lata jedliśmy je razem, kiedy widzę jej czerwone od płaczu oczy każdego wieczora przed kolejnym cyklem mojej chemii, za każdym razem czuję do ciebie palącą nienawiść. Wypala mnie od środka, żebym nie musiała czuć tego potwornego strachu, że kiedyś powie mamo i usłyszy ciszę, bo mnie już nie będzie, a ona jeszcze nie będzie na to gotowa. I wtedy nienawidzę cię za twój strach, za twoje tchórzostwo, za niedojrzałość, za egoizm. Za to, że nie zrozumiałeś, że rakiem nie da zastąpić się miłości, że chemia, nie ważne w jakiej ilości nie wypełni miejsca po wyrwanym sercu i nie da się nią zapełnić pustki w oczach tej małej dziewczynki, która tylko raz zapytała dlaczego tata sobie poszedł i czy to przez to, że ona się bała, że mamusia umrze i on się przestraszył i uciekł... i w takich chwilach zastanawiam się jakim prawem udało ci się wypowiedzieć to, że cię to przerasta, w jaki sposób mogłeś zaczerpnąć tchu, żeby powiedzieć, że nie dasz rady, że dajmy sobie czas, że tak będzie lepiej dla niej. Do tej pory nie rozumiem jak to się stało, że powiedziałeś to i nie zniknąłeś, bo to nie może być prawda, że są tacy ludzie jak ty, że pozwalają się kochać, że pozwalają wierzyć, że są i nagle ich nie ma... czasem marzę, żebyś codziennie rano budził się z krzykiem tak głośnym jak ten jej przez sen, żebyś czuł, że twoje ramiona są tak słabe jak ja to odczuwam, kiedy wiem, że muszę być silna dla siebie, dla niej i przeciw chorobie, żebyś kiedyś zamienił się w pył kiedy zrozumiesz... ale wtedy czuję, że tak bardzo cię kocham nawet tym wyrwanym przez ciebie sercem bijącym kiedyś pod wyciętą teraz już piersią... i tylko ciągle nie mogę zrozumieć dlaczego to ciągle tak boli....
(fr. Bóg jest kobietą o jednej piersi)


fot. Sławek Jóźwik
zdjęcie z planu Cyprysów w reż. Urszuli Pieregończuk

niedziela, 19 maja 2013

VIVE GÓRĄ i zielone świątki ;)





źródło: internet

Nieoceniona w swojej cudowności Ewa D. (wdzięczność i miłość moja dozgonna) będąc u nas w trakcie majówki powiedziała coś, co w swojej prostocie okazało się dla mnie słowami, które zmieniają podwaliny świata. W tym wypadku mojego. Od wielu lat, mimo że kwestia wiary i Boga w moim życiu zawsze była bardzo istotna, w kwestii Kościoła i klerykalnej strony instytucji kościelnej miałam baaaaaaardzo dłuuuugie zęby jak to można hiper kolokwialnie ująć;) "obrażałam się" na sprawę "praktykowania" bo ten czy inny ksiądz lub to czy inne kościelne obostrzenie "naruszało" moją wolność, niezawisłość i logikę mojej wiary. Ewa w prostych, najprostszych słowach całą tą moją anarchię rozłożyła na łopatki. W najpiękniejszym stylu. Nie oznacza to oczywiście, że extremiści katoliccy w typie ojca R. i inne kuriozalne wypaczenia idei chrześcijańskiej  przestały mi przeszkadzać, ale wydaje mi się, że w tej kolejnej z ważnych kwestii wreszcie dorosłam. W związku z tym dziś, w zielone świątki, kolejny raz dotarłam do kościoła. Piszę o tym, bo po pierwsze tak sobie rozważając różne fundamenty życiowe, a obecna sytuacja sprzyja temu szalenie (sic!);) dochodzę do wniosku, że to samo w sobie ważne wydarzenie, a po drugie wiąże się z kolejną refleksją, która od miesięcy stanowi fundament resztek mojego zdrowia psychicznego. A mianowicie zaufanie. Wiara i zaufanie. W pewnym momencie choroby, kiedy było ze mną już naprawdę źle, bo załamałam się, bo wszystko szło pierwszy raz w życiu inaczej niż sobie zaplanowałam, bo nie wiadomo było kiedy będę mogła wrócić do Teatru, nie wiadomo było w ogóle co i jak, nie wiadomo było czy przeżyję, w całym tym chaosie zrozumiałam coś ważnego. Uwierzyłam, że to jest po prostu część Planu, którego Sensu nie widzę, ale który to Sens i Cel z pewnością istnieją. Uwierzyłam, że to wszystko jest PO COŚ. Czasem się oczywiści zastanawiałam, czy to nie łapanie się desperackie wymyślonej ideologii, fikcji pomagającej rano wstać. W trakcie choroby wielokrotnie byłam na samym dnie. Depresje i bycie na granicy poddania się powodowały fizyczny po prostu ból. Było wiele dni, w których smutek, frustracja i strach, a właściwie już tylko smutek tak głęboki, że zaczynałam mieć objawy psychosomatyczne, powodowały, że brakowało bardzo niewiele, żeby nie dać rady i poddać się. Tak normalnie, po ludzku. W tym wszystkim uświadomiłam sobie, że musi byś właśnie Sens. Poczułam, że każda z tych minut, które mało brakowało a kosztowałyby mnie życie, stanowi absolutną część nauki, lekcji, którą muszę odrobić, żeby po wszystkim naprawdę zwyciężyć i wyjść z tego doświadczenia choroby gotowa do robienia rzeczy, które będą stanowić prawdziwe Spełnienie. Zarówno w Teatrze jak i w życiu. Do tej pory czasem pojawia się zwątpienie. Ale dziś słuchając słów płynących z chrześcijańskiej nauki o Duchu Świętym poczułam ogromną wdzięczność. W to, że mogę mieć to zaufanie, wiarę i nadzieję. Bo nie ważne co będzie POTEM, chociaż oczywiście chcę wierzyć, że to POTEM będzie nagrodą za zrozumienie tego doświadczenia, ale ważne jest to, że ta wiara daje mi siłę. Daje mi siłę, pomaga porządkować myśli, dorastać. Dziwnie mi się pisze te słowa. Bo to jest świadectwo w kwestii mojej wiary, świadectwo które niejako mnie zawstydza, bo w sumie gdzieś z tyłu głowy kołacze się, że głupio, że jakoś tak nie bardzo wyjeżdżać z taką otwartością. Ale piszę o tym, bo dziś kolejny raz uświadomiłam sobie jak niebywale istotną kwestią jest ta moja wiara w Boga w historii mojego rako-chorowania. I za tę "ważność" jestem wdzięczna:):):) 

Kolejna bezcenna część dzisiejszego dnia to mecz Vive Kielce z Orlenem Płock. JAKIII CZAD!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Za każdym razem Vie powala na kolana. Co za zawodnicy, co za talent, co za przepiękna gra!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Tylko sędziowie do kitu. Dobrze, że to ręczna, a nie piłka nożna, bo okazałoby się, że mam zadatki na kibola najgorszego asortymentu;) ta adrenalina i emocje;) dobrze, że siedziałyśmy z Ciocią daleko od sektora Gości, bo budziła się we mnie bestia i nie był to leniwiec;););) Piłka ręczna w tym wydaniu jest nie do pobicia:):):) aż zaczęłam żałować, że nie pojadę do Płocka na mecz:):) I nie dziwię się czemu mój Mąż po meczu regularnie traci głos;););)

I jeszcze coś, co jest jednym z najwspanialszych PREZENTÓW jakie dostaję od życia. Drugi raz w życiu dostałam najpiękniejszy dowód zaufania w postaci powierzenia mi przez jedną z Najbliższych mi Osób jako jednej z pierwszych poinformowanych RADOSNEJ NOWINY DOTYCZĄCEJ PRZEPIĘKNEJ ZMIANY W ŻYCIU!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! CZUJĘ SIĘ OBDAROWANA I PRZESZCZĘŚLIWA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Wspieram całą sobą i przesyłam morze miłości czułości i wsparcia. To są te momenty, w których czuje się absolutny ekstrakt szczęścia. Bezcenne:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*




sobota, 18 maja 2013

Głód / "cenię sobie poczucie wolności"


Znalazłam dziś mój ulubiony wywiad przeprowadzony przez ulubioną Agatę Janik w Elblągu. Ze mną. O teatrze. 2009 r. Dziś, 19 maja 2013 roku mogę się pod nim podpisać rękoma i nogami. Oczywiście, część rzeczy nieco zmodyfikować, pogłębić, ale priorytety są właściwie te same. Uderzyło mnie to, bo głód Teatru jaki wówczas czułam był (jak zresztą od wielu lat wcześniej) ogromny. Mniej lub bardziej zaspokajany w zależności od okoliczności. Czytając teraz ten tekst poczułam jak bardzo jego aktualność zapiera dech i boli. Bo intensywność jest ta sama, świadomość zdecydowanie większa tylko obecnie możliwości brak. Bo zamiast rozwijać się, szukać, zdobywać kolejne poziomy rozwoju, poznaję siebie inaczej, odwrotnie. Poznaję siebie biologicznie. Od strony ubytku. Od amputacji. Czasem czuję, że mastektomia jest nie tylko fizyczna. Czasem odczuwam ją tak potwornie wewnętrznie, kiedy uświadamiam sobie, że wraz z piersią wycięli mi chwilowo możliwość życia Teatrem i w Teatrze. Wiem, za jakiś czas będę miała rekonstrukcję. Będę miała piersi idealne, na wymiar, na miarę. Tyle kobiet o tym marzy, prawda? Tak samo Teatr, przecież też do niego wrócę. Proste.... Tylko tyle, że wcale nie takie proste. Bo czuję, czasem tygodniami jak fizycznie brakuje mi pracy, Teatru.

 http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/133332.html


"Co najbardziej "kręci" Cię w zawodzie aktora?
- To, że podczas pracy nad rolą człowiek odczuwa niesamowitą, specyficzną energię, ociera się w pewien sposób o coś pierwotnego, atawistycznego. Ludzie od wieków szukali odpowiedzi na pytania o rzeczy najważniejsze, o aksjomaty, o siebie. Praca aktora to oscylowanie pomiędzy poszukiwaniem gestu, jaki wykonuje tworzona przez nas postać, kiedy bierze do ręki szklankę z wodą, a pytaniem o istotę miłości i czy Bóg istnieje. Bez względu na to, czy spektakl oglądasz, czy w nim grasz, czasem boli, bo dotyka spraw głęboko ukrytych, zmusza do rozrachunku z samym sobą. Czasem przychodzi ktoś po spektaklu i mówi, że płakał i że dziękuje. To znaczy, że się udało, że ktoś coś dostał, z czymś ode mnie wyjdzie z teatru. Dla takich momentów warto wykonywać ten zawód." 

"Lot nad kukułczym gniazdem" reż. Wiaczesław Żiła/ fot Artur Mieczkowski

"Kolacja dla głupca" reż. Ewa Marcinkówna / fot. Artur Mieczkowski

"Małe zbrodnie małżeńskie" reż. Dorota Lulka / fot. Artur Mieczkowski
Jak ja za tym tęsknię...
"Aż do bólu" reż. Bartek Wyszomirski / fot. Artur Mieczkowski
(zdjęcie z próby)

"Aż do bólu" reż. Bartek Wyszomirski / fot. Artur Mieczkowski

"Aż do bólu" reż. Bartek Wyszomirski / fot. Artur Mieczkowski
(zdjęcie z próby)




"Aż do bólu" reż. Bartek Wyszomirski / fot. Artur Mieczkowski

"Aż do bólu" reż. Bartek Wyszomirski / fot. Artur Mieczkowski

"Aż do bólu" reż. Bartek Wyszomirski / fot. Artur Mieczkowski
Smutki i smuteczki



znowu jakiś taki lewy czas... wczoraj znajoma Amazonka po 27. latach po mastektomii powiedziała, że zna dobrze stan, kiedy wszystko powinno być już dobrze, a właśnie wtedy jest gorzej (dziękuję Halinko) ... przynajmniej tyle,że w jakiś sposób mieści się to w standardach "po". Od kiedy tak mnie interesują standardy? Chyba jazzowe... Chociaż nawet one ostatnio nie... Właściwie czuję ogromną radość, że mam MOJEGO bloga i mogę na nim pisać WSZYSTKO, choćby było wiązało się to z narzekaniem takim jak dziś. Jest mi smutno, znowu boli mnie okropnie ręka i bark, odbiera mi to motywację do czegokolwiek. Debet rośnie, wszystkie plany ciągle uniemożliwiają kolejne wizyty na onkologii i załatwianie wszystkich biurokratycznych kwestii związanych z grupą inwalidzką, rentą etc.... I znów ten żal, że zamiast prób jestem ja i mój rak... Rakowi wspak? byłoby cudownie. Jestem pełna podziwu dla Angeliny Jolie. Wykonała kawał cudnej roboty w kwestii uświadamiania w sprawach profilaktyki przeciwrakowej. Tak piękna, silna, wspaniała Kobieta. Jedna z tych, które bardzo podziwiam. I te boskie tatuaże, nie mówiąc o reszcie:*:*:*:*:*;););)
źródło: internet

piątek, 17 maja 2013

come back bólu czyli wracamy do punktu wyjścia?

come back bólu czyli wracamy do punktu wyjścia?



Znów codziennie czuję ból. Myślałam, że ten etap mam już za sobą, ale nie. Byłoby nudno? Myślę, że dałabym radę...
źródło: internet

czwartek, 16 maja 2013

Jeśli ktoś z Was zapomniał ŚWIAT JEST PIĘKNY!!!!!!!!!!


Budzę się rano. Mój najlepszy z Mężów już po zakupach i spacerze z psem robi śniadanie i mega michę marchewki z jabłkiem. Otwieram oczy i widzę śpiący koci pyszczek, który mruczy mi prze sen "kocham Cię Aniu":) Śniadankoooo:):):) Drugi spacer z psem jest mój. Słońce - słońce - słońce:):):):) wioooosna:):):):):) świat jest taki piękny::):):):):):) po roku udało mi sie wreszcie wystawić na Allegro kilka nienoszonych rzeczy, uprasować zaległości do prasowania, pranie i jestem niespodziewanie wzorową kurą domową. Śmiać się czy płakać - oto jest pytanie....;) wieczorem basen żeby zacząć zrzucać metodą małych kroczków moje 15 kg po chemioterapeutycznych dodatków. Ale jak to zrobić skoro mój najcudowniejszy z Mężów zrobił wcześniej najlepsze frytki na świecie???? no jak???? Ale i tak świat jest piękny, a kto zapomniał, wyjrzyjcie przez okno:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*

https://www.facebook.com/photo.php?v=4017404959583&set=vb.1415157972&type=2&theater

Chociaż tak jak codziennie zastanawiam się nad fenomenem mojego coraz bardziej posuniętego wyobcowania i aspołeczności. To okropne. A z drugiej strony może to po prostu kolejny czas wyciszenia? Tylko czego ja tak naprawdę chcę zarówno od siebie jak i w ogóle?

poniedziałek, 13 maja 2013

Spotkania


Spotkałam po 11 latach koleżankę z liceum. Przecudowna, piękna Kobieta:):):) to jest niebywałe jak cudnych ludzi spotykam:):):) a poza tym kolejny raz udało mi się dotrzeć na basen. Jestem z siebie dumna. Mam nadzieję, że uda mi się utrzymać ten nowy zwyczaj:) bo jeśli tak jest wreszcie szansa, że doprowadzę się do porządku po chemioterapii.

niedziela, 12 maja 2013

"Show must go on" i zupa z soczewicy czyli światełko w tunelu



Wczoraj z fundacją Mam Marzenie malowałam dzieciakom pyszczki w Ćmińsku. Uwielbiam ten dziecięcy żywioł. Są jak remedium na wszystko co złe. Fundacja propaguje badania profilaktyczne dla dzieciaków. Cudowni Ludzie, fantastyczne inicjatywy. Są niezwykli:)  pięć godzin malowania i mimo tego, że kręgosłup odmówił mi posłuszeństwa czuję jakbym spędziła ten czas w mega bombonierze z pralinkami:):):) czad:):):) tak bardzo chciałabym, żeby już minęły te lata świetlne i w naszym życiu też mógł się pojawić taki mały żywioł. Jednak i tu jest jedno niepodważalne i pewne stwierdzenie: CIERPLIWOŚĆ CIERPLIWOŚĆ I CIERPLIWOŚĆ. Kolokwialnie mówiąc rzygam cierpliwością.... No cóż. Trzy wdechy i znów jestem cierpliwa...

Dziś udało nam się zrobić próbę. Kocham mojego Męża, uwielbiam z nim śpiewać, podziwiam to co robi muzycznie. Dziś udało mi się znów zapanować nad wielkim chaosem, żeby rzetelnie popracować. Mamy czas do 7go czerwca. Jesteśmy zaproszeni na 25-lecie kieleckiego Stowarzyszenia Amazonek. To piękne, że w Poznaniu zaczęło się dla nas coś niezwykłego. Podczas mega spontanicznego koncertu z okazji 20 lecia ogólnopolskiej Federacji Amazonek okazało się, że to, co robimy daje tym niezwykłym Kobietom coś, czego chcą jeszcze słyszeć i co chcą oglądać. Coś, przy czym się wzruszają, uśmiechają. Mam nadzieję, że w czerwcu też damy radę. Na szczęście jest z nami Gosiak. Mój dobry Duszek, najpiękniejszy Rentgen świata:):):) I jeszcze udało mi się wreszcie sfinalizować kulinarne zaległości soczewicowe:) Tylko gdyby jeszcze udało mi się wykopać z tego cholernego "zakopania się". Tęsknię za tymi najukochańszymi Ludźmi, którzy są w moim życiu, więc czemu nie dzwonię, nie piszę, nie odbieram kiedy oni dzwonią? czemu tak dużo kosztuje wylezienie ze swojej skorupy?...

środa, 8 maja 2013

Znowu zapadamy...

Znowu się zapadam. Jest wiosna, świat od miesięcy nie był tak piękny. Za miesiąc mamy naszą premierę. W przyszłym tygodniu zacznę pracę z Krzysiem. Góry były zjawiskowe, poczułam to wszystko za czym tęskniłam, chociaż przez chwilę. Więc czemu znowu zaczynam zapadać się w jakiś absurdalny stan zawieszenia? znowu przestaję odbierać telefony, bo przerasta mnie to energetycznie. Nie odpisuję na wiadomości, bo chcąc na nie odpisać wyczerpująco odkładam to w nieskończoność i w efekcie nie odpisuję. Czuję się coraz bardziej samotna i wiem, że to absolutnie moja wina właśnie dlatego, że się zaszywam. Absurd goni absurd. Staram się ułożyć harmonogram dnia i zamierzam się go trzymać. Poza tym nasze warsztaty rako-TWÓRCZE są CUDOWNE. Dziewczyny mają ogrom energii, siły i są taaaakie piękne. Jestem farciarą, że mogę z nimi pracować:) więc zapadanie trzeba będzie odłożyć:) a w dodatku będzie zupa z soczewicy:):):)

zróbcie, bo jest booooska:):):)

Lentejas (zupa z soczewicy):)

  • 500 g soczewicy
  • 2 cebule
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 papryka zielona
  •  3 marchewki
  • 1 por papryka
  • słodka w proszku
  • oliwa z oliwek
  • 2 kostki rosołowe

Sposób przyrządzenia:Soczewice namoczyć w wodzie 12h. Cebule i czosnek pokroić w drobna kostkę, podsmażyć na 5 łyżkach oliwy. Dodać paprykę zielona pokrojona w kostkę i smażyć jeszcze przez 10 minut. Dodać 1 łyżkę papryki słodkiej, podsmażyć. Odcedzić soczewice i dodać do garnka razem z porem i marchewka pokrojona w krążki. Zalać woda ok 1,5-2l. Dodać kostki rosołowe gotować na wolnym ogniu do miękkości soczewicy ok 2 godzin. Konsystencja tej zupy powinna być bardzo gęsta. Smacznego!

niedziela, 5 maja 2013

Powroty i odloty

Nie rozumiem zasad funkcjonowania mojego umysłu i emocji. Majówka była cudowna. Najpierw Ewa i Marta odwiedziły nas wnosząc w nasze życie kolejny raz ogrom cudowności i pierogów. Są niezwykłe:*:*:*:* Potem dołączyłam do Mamy w Zakopanem. Cudowne dwa dni, pierwszy raz od lat spędzone "we dwie" gdzieś poza domem. Góry, które pomagają mi wierzyć i przypominają jak kocham czuć się wolna. Są ogromne, piękne, zapierają dech w piersiach. I po wyjściu z dworca stanęłam prawie oko w oko z kierunkowskazem na Teatr:) Znamienne:) Wróciłam do pisania o Mo i Śwince. Nareszcie. To wszystko w górach. Skąd więc ta frustracja, agresja, ta totalna emocjonalna rozwałka zaraz po powrocie???? beznadzieja... potrzebuję instrukcji obsługi do samej siebie...