piątek, 31 maja 2013

próba


kobiecość, kobiecości, kobiecością, kobieta, w kobiecie.... pierwsze wy(próbowane) lub (wy)próbowane słowa są najtrudniejsze. Właściwie pierwsze od dwóch lat, od lat 20tych, chociaż właściwie w tym kontekście nie należy ich liczyć, więc chyba ostatnie od Lilioma. Czyli tym ważniejsza, bo moje, bez chorych ciśnień, braku szacunku i głupoty człowieka, który nie wie co to odpowiedzialność i który własną nieumiejętność pokrywa chamstwem i brakiem jakiegokolwiek wyczucia, bo tak niestety wspominam ten rozdział mojej pracy. Praca z Krzysztofem kolejny raz uświadamia mi (tak jak spotkania z Bartkiem Wyszomirskim, Piotrem Cieplakiem, Waldkiem Raźniakiem,. Małgosią Głuchowską, Asią Grabowiecką czyli Ludźmi Teatru, którym jestem tak bardzo wdzięczna za pokazanie mi jak niezwykłą materią może być Teatr, jak piękna może być praca oparta na wzajemnym szacunku, poszukiwaniu, jak twórcza, rozwijająca i jak można za takim Teatrem tęsknić kiedy go nie ma) jak wspaniałą mam pasję, która jest moim zawodem. Jak wielką szczęściarą jestem, że mimo chwilowego zawieszenia, ciągle jestem w Teatrze obecna i jak piękne jest to jak niezwykłych Ludzi mam szansę spotykać. Dziś podczas próby zaczęliśmy pierwsze ustawienia tekstu. Nie wiem czy określenie, że wcześniej go czytałam jest właściwe z racji na to, że to mój tekst, ale kiedy pracujemy nad nim z Krzysiem i on go czyta, czasem czuję ogromną ochotę, żeby uciec. Na szczęście dziś było już lepiej. Oswajam się z tym. Żartowałam, że muszę złożyć reklamację do autorki, bo za dużo emocji wpakowała w każdy z tych fragmentów. Boję się ich. Oprócz tego niezwykłym doświadczeniem jest konfrontacja tego tekstu z Chustką. Byłoby łatwiej, gdyby pewne rzeczy nie były w raku powtarzalne, powszechne. Przewidywalny i nieprzewidywalny. Stereotypowy i oparty na jednostkowym przebiegu i charakterystyce.
 Najtrudniejsze w tych próbach są dwie rzeczy. Zmierzenie się ze sobą, ze swoim organizmem, ciałem, emocjonalnością, wiarą w siebie po tak długiej przerwie w pracy. To bardzo trudne. Uwierzyć. W siebie. W tekst. W Sens. Ale na szczęście nie jestem w tym sama. Są ze mną Ludzie, którzy mnie wspierają i wierzą ze mną. Jest też ze mną półtora roku leczenia raka. Które jest skuteczne w wypieraniu wątpliwości. Bo wiem, że szkoda na nie życia. Bo nie wiem, ile go jeszcze zostało. I żałowałabym gdybym tego nie zrobiła. A przecież nie o to chodzi. Drugą próbą przechodzoną w próbach jest właśnie to mierzenie się powtórne z chorobą. To tak jak w trakcie psychoterapii. Idąc na spotkanie z psychoterapeutą zdajemy sobie sprawę z rzeczy, które chcemy rozwiązać, z pokładów, do których chcemy dotrzeć. Jednak dopiero w trakcie okazuje się czym są naprawdę demony, z którymi postanowiliśmy walczyć. Wówczas stajemy przed decyzją czy podołamy, czy nas to przerośnie. Tak jest również i w tym wypadku. Chcąc mówić o raku ze sceny nie zdawałam sobie sprawy jak głęboko wiele rzeczy jest we mnie przez ten czas nadszarpniętych, poranionych, uszkodzonych. Słabych. Ale tym bardziej wiem, że chcę to zrobić. Chcę i w tym wypadku wygrać sama ze sobą. I chcę, żeby to była petarda. Moja. Nasza. Bo Mój Mąż, Gosia i Krzysztof są w tym razem ze mną, bo są wspaniali, bo swoją obecnością dają zarówno mi, jak i całemu przedsięwzięciu siłę. I za to jestem wdzięczna. Jutro kolejna próba:):):) Już czekam:):):)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz