poniedziałek, 30 września 2013

motion emotion:)

jazda bez trzymanki. tak to czuję. mam poczucie, że nawet na chwilę ten pęd się nie wyłącza. w zasadzie to dobrze. Dobrze wówczas, kiedy mam w sobie harmonię i spokój. Wówczas to kreatywne. Bo intensywne. W przeciwnym razie to chaos i destrukcja. Obecnie zaczynam znów stabilizować działania, emocje, siebie.

Wczoraj Motion Trio. Takie niesamowite to ich granie, takie pierwotne, namiętne, że aż momentami o zmysłowość, o erotyzm zakrawało. Aż onieśmielające. Ale bardzo inspirujące. Uwodzą. Po prostu.

Wczoraj zaczęliśmy intensywnie próbować "Boga". Praca w związku czasem bywa trudna. Ale oprócz tego Seb jak zawsze znów mi zaimponował. Jest niesamowity. Jest artystą. Imponującym. Dzięki niemu monodram staje się pełniejszy. A poza tym pomaga mi przełamać pewne bariery, które wynikają z braku pewności, bo takie pojawiają się w momencie, kiedy długo nie mam kontaktu ze sceną, z materią żywego tekstu. Mam szczęście, że mogę pracować z tak zdolnym muzykiem.

A dziś od rana akcja STUDA. Miałam już studiować Kształcenie muzyczno-ruchowe(taniec-rytmikę orffoską- choreoterapię) w Warszawie, kiedy okazało się, że popełnili błąd formalny w akceptacji moich dokumentów i nic z tego. więc mam nadzieję, że maxymalnie za dwa dni okaże się jednak, że jestem studentką łódzkiej choreoterapii i rehabilitacji tancerzy:):):)trzymajcie kciuki:):):):):):):):):):):) Oczywiście wszystko zależy czy dostanę dofinansowanie z MOPRu, ale składając dokumenty dowiedziałam się, że w zeszłym semestrze wszyscy dostali, więc mam nadzieję:):):):) chcę, żeby to był piękny rok:):):) więc będzie:):):)

Mama i Sebastian byli dziś nieocenieni w papierologii rekrutacyjnej. Jak pięknie można powiedzieć "kocham Cię" poprzez formularz egzaminacyjny?:):):)

fot. Anna Iwasiuta-Dudek

fot. Anna Iwasiuta-Dudek


sobota, 28 września 2013

poszukiwanie

Memorial to Miles. Coroczne święto jazzu w kieleckim wydaniu jest zachwycające. Dziś Tres B, świeże, spełnione, piękne i Nils Petersen Molvaer w elektronicznych labiryntach. Inspirujące. Po ciemku robiłam notatki do monodramu. Jutro próbujemy. Boję się tego, bo czuję się nieokreślona, wiem, że jeste postawiona przed koniecznością szkukania. Sama zawsze tego stanu poszukiwania poszukuję. Jest tą najważniejszą wartością dodaną. Nadrzędną. Ale w tej swojej całkowitej dowolności i tym zobligowaniem do OKREŚLENIA SIĘ, przeraża. A równocześnie czuję adrenalinę. Szkoda, że jestem tak zmęczona, bo najchętniej jeszcze dziś zrobiłabym próbę. Jutro. Spokój. Myśl.


Odebrałam dziś książkę Magda, miłość, rak. Czekam czytania. To super prezent dla siebie samej.:):):)

A wcześniej mega śniadanie z Ciocią Gagą:):):):) farciarze z nas:):):):) za każdym razem uczą mnie na nowo piękna rodziny. wdzięczność.

czwartek, 26 września 2013

bo deszcze są jeszcze zamknięte w jednej kropli...

deszcz. taki prawdziwie jesienny deszcz. i dobrze. dziś nawet mi nie przeszkadza, a wprost przeciwnie daje mi jakąś taką przyjemność tym swoim padaniem, szarością, tą deszczową muzyką.
wczoraj był dzień, jakich wiele w życiu nie przeżyłam, tak pełen agresji, nienawiści, złości i gniewu, które eksplodowały w moim umyśle jak fajerwerki. tak że aż momentami brakowało słów i myśli, żeby się w tej beczce prochu odnaleźć. dziwny czas. dziwne emocje. i zgodnie z prawem przyciągania take właśnie emocje przyciągam. np. sąsiedzi z dołu, którzy zaskarbili sobie morze mojej nienawiści, bo wczoraj to nie była irytacja czy złość. przecież to absurdalne w ten sposób czuć. nie chcę tak tracić energii, w ten sposób. chcę harmonii. ale żeby ją osiągnąć muszę zacząć od siebie. myślę, że to symptom wspomnianego przeze mnie wcześniej początku sezonu. wszyscy coś zaczynają, do czegoś wracają. a ja mam dwie opcje, albo być wielką wygraną jeśli znajdę siłę, żeby realizować kolejne cele i marzenia, być świetnym, profesjonalnym wolnym strzelcem, albo wielką przegraną, jeśli pozwolę się sobie zgubić, stracić siłę, poddać się. my choice;)

Na szczęście jest mój Mąż, który jakimś cudem jeszcze mnie nie rzucił mimo tych moich chimer i armaggedonów, są ci Najbliźsi. Dianka, moje Słoneczko, które w najciemniejszych momentach mi rozświetla świat. Asia, taka dzielna, mądra i godna szacunku Kobieta Teatru i wspaniały Człowiek, Dominika, Azja, Grysz, Wszyscy inni Cudowni:*:*:*:*:*:*:)

Uszas wklej mi się kocifutrem w nogę z miłością. Czas zacząć porządki, bo wczoraj wykonując wyrok na naszym mieniu zgromadzonym w wózkowni, teraz mamy dom przypominaący wielopoziomowe obozowisko dla bezdomnych lub uchodźców. chaos-chaos-chaos....jak zmieścić 10 lat w przedmiotach i meblach, nagle przywrócone powierzchni użytkowej plus 3 osob w otoczeniu przedmiotów codziennego użytku w jednym mieszkaniu? dzisiaj muszę tę zagadkę rozwiązać i jeśli to zrobię to zamiana żelaza w złoto będzie dla mnie dziecinną zabawką;)

wczoraj wysłałam papiery na studia:)
czekam:)
źródło: internet

poniedziałek, 23 września 2013

jazz i felinoterapia

po pierwsze: internetowa rejestracja na studia nr 1 rozpoczęta:) jutro poczta tradycyjna w pełnym znaczeniu tego słowa i ostateczne rozwiązywanie zagadnienień wątpliwych dotyczących drugiego ewentualnego kierunku. Jutro mam nadzieję wszystko się wyjaśni, wyślę dokumenty i od października wrócę do cudownego etapu kształcenia:):):) bardzo bardzo mi tego brak:):):) jeszcze tylko MOPR mam nadzieję stanie się częściowym fundatorem tego jakże oczekiwanego etapu w moim życiu i witaj przygodo:):):)

dziś od rana walczę sama ze sobą. staram się nie poddawać tym okropnym negatywnym emocjom, które aż mnie duszą. po jasnej stronie są moi Znajomi i Przyjaciele, którzy dają mi niemożliwie wręcz dużo ciepła i dobra i bez nich już bym się tą żółcią udusiła. po drugiej stronie są np moi nowi sąsiedzi, którzy wytoczyli ciężkie działa przeciwko naszym rzeczom zgromadzonym w wózkowni po niespodziewanym powrocie do Kielc dwa lata temu. oczywiście, mają prawo oczekiwać, że dostaną to, co im się jak najbardziej należy czyli miejsce na wózek. ale dlaczego zamiast do nas trafiają najpierw do sąsiadki , z którą knują wyrzucanie rzeczy zamiast po ludzku przedstawić sprawę? a potem mimo, że ustalamy już, że oddamy Cezarowi co cesarskie, a sąsiadom co sąsiedzkie, dziś słyszę: już administracja, już to już sramto. i wiem, że chęć powrzucania kocich ekskrementów do skrzynki pocztowej nie stawia mnie w najlepszym świetle, ale czuję TAKĄ ZŁOŚĆ, że Boże broń jakiegokolwiek spotkania. Bo czuję się od jakiegoś czasu jak bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem. znów marudzę. nie lubię marudzić.

dobrze, że jest jazz... i koty... to powoduje, że świat jeszcze nie zwariował. przynajmniej dla mnie. jeszcze...

niedziela, 22 września 2013

ateizm teatralny

dziś dzień kreatywny. na przykład zapoczątkowałabym serię dowcipów o sfrustrowanych aktorach. gdybym oczywiście była aż tak kreatywna. albo na przykład wspięłabym się na wyżyny sztuki filozoficznej, zadając pytanie, kto może być bardziej wątpiący (tu akurat nie w Boga, ale w w sensie zagadnienia "wątpliwości") niż ateista? jakże absurdalna odpowiedź: bezrobotny, sfrustrowany aktor. Idąc dalej, tym samym torem: jakie zjawisko zaskakuje żenadą i żałosnością swoją w sposób niebywale nie-finezyjny i budzący niesmak? bezrobotny aktor po powrocie ze spektaklu, w którym "nie gra", wywnętrzający się bezosobowej przestrzeni internetu. to antyteza ody do radości, antybajka o mądrości życia i najdobitniejszy dowód, jak mało może zostać z ważnych doświadczeń, z których to wyciągniętych wniosków tak dumna jestem przecież. Może to słabszy moment, może wyłażą zagłuszane tym hurraoptymizmem demony. a może to po prostu szczyt hipokryzji, który sobie skroiłam na miarę. grunt, że narastająca od kilku dni frustracja i gorycz dziś, właśnie w teatrze, osiągnęły apogeum. uświadomiłam sobie czując to fizycznie, kolejny raz, że to strasznie boli ten brak teatru. i to wszystko co robię sama, wiem, że nie słusznie, że pod wpływem emocji obecnie tak to odbieram, ale tak strasznie wydaje mi się niepełne. tak bardzo brakuje mi pracy w zespole, dialogowania z partnerem, wspólnego szukania sensu i istoty teatru. dziś jeden z aktorów obchodził 35-lecie pracy scenicznej. fakt, nie wiem czy ja tego w ogóle dożyję, bo może mnie ten pieprzony rak  wpier****li dużo szybciej, ale tak strasznie źle mi z tym, tak odranicznie mam dosyć mądrości prawdziwej, a jakże już odpychającej, że: "przecież lekarze na razie odradzali" ,"nie wiadomo co z drugim zabiegiem". bo ja obecnie jestem świetna. świetna w czekaniu. świetna w życiu w próżni. świetna w nieustannym łudzeniu się, że już zaraz wrócę do pracy w teatrze. mam dość tego ciągłego układania samej tego wszystkiego. żebrania, żeby ktoś chciał ze mną coś zrobić, żeby wszedł w projekt, żeby poświęcił mi czas. i nie jest to brak wdzięcznośći do tych WSZYSTKICH WSPANIAŁYCH LUDZI, którzy w tym ze mną są. bo jestem im NIEBOTYCZNIE WDZIĘCZNA. i tylko dzięki nim w tych wszystkich wariactwach się trzymam. ale jestem już tak strasznie zmęczona. sfrustrowana. i tak potwornie boli ten brak. i nie ma dla mnie absolutnie znaczenia racjonalizm, bo leczenie, bo czas, bo cierpliwość. ja już nie mam na to siły. i wiem, że te moje wpisy są coraz gorsze. ale mam poczucie, że brakuje mi siły, żeby uwierzyć. mimo, że wiem, że warto, że to tylko kwestia czasu...

piątek, 20 września 2013

konserwa i reakcje chemiczne



mój mózg przypomina zbyt długo leżącą na słońcu starą konserwę. konsystencja: fuj. zawartość: blee. stan ogólny:...... I jeszcze napis w odnośniku: data przydatności : pier***le, nie jadę.  Dziś jest dzień dziwów i braku cudów. Dziś jest ostateczne uświadomienie sobie, że w moim życiu nie tylko pojawiają się cudowni Ludzie, ale także ci, którzy byli cudowni, a przynajmniej tak było w moim odbiorze (ale co ja tam wiem), odchodzą z niego. Wypadają z niego z hukiem. Nawet jeśli konwersujemy konwencjonalnie, bo przecież jesteśmy ludźmi cywilizowanymi (imponują mi ludzie nie skażeni konwenansem). To boli, bo jest związane z zawodem, z rozczarowaniem. I tak bardzo zabiera spokój i harmonię. To jedno. Drugie to temat związany ze szczytną inicjatywą, w którą się niebawem włączamy. Wspaniale. To zaszczyt. Bo nie inaczej. Byłam PRZE-SZCZĘ-ŚLI-WA. Dopóki nie poczułam się wychu****na (uprzejmie proszę o wybaczenie moją dzisiejszą wulgarność). Jak cudownie jest uświadomić sobie totalny brak empatii i tzw. solidarności wśród inwalidów, wśród chorych, wśród pewnej docelowej grupy. Ciśnienie mi skacze. Bo do niedawna byłam absolutnie chętna do robienia w tym kontekście różnych rzeczy za darmo. Tak po prostu. Bo ja również dostałam ogrom dobrego, bezinteresownego wsparcia. Ale w momencie kiedy okazuje się, że ja owsze, na pewno coś zrobię, bo to przecież pewnik, bo taka fajna i zaangażowana jestem, mimo, że wiem, że strona organizacyjna zna od strony praktycznej stypendium ZUSu i inne taki, ale i tak jest w stanie znaleźć środki na opłacenie innych gości, tak po prostu, bo ma być Święto Lasu, to proszę o wybaczenie, ale czuję się wyrzygana. Bo przecież można znaleźć fundusze, tylko po co skoro frajerka taka honorowa i wszystko zrozumie. I tym bardziej mi przykro, bo wydarzenie związane z ważnymi sprawami, bo ma się tam mówić o sprawach ważnych. Bo ma być pięknie. Tylko dlaczego czuję się jak obywatel drugiej kategorii kiedy na mnie ma się opierać całe show? Ciągle myślę, że pewna naiwność jest zaletą i nie chcę jej tracić. W takich momentach jednak czuję straszny smutek i frustrację. Bo dlaczego? Oczywiście zaczynam czuć wyrzuty sumienia, bo moja wewnętrzna Grzeczna Dziewczynka, jeszcze nie do końca usunięta mimo choroby, krzyczy, że jak tak można, że przecież oni napewno nie ze zlej woli, że przecież pewnie się czepiam. Być może. I wiem, że przed chorobą na pewno pozwoliłabym na taką sytuację. Teraz wiem, że nie chcę. Chcę szacunku.

czwartek, 19 września 2013

ona - on - kontrast i skarpetki w paski;)

Tak wiele od rana się wydarzyło. Moja pierwsza internetowa rozmowa z Gosią. Jestem taka szczęśliwa, że ją poznałam. Tyle piękna, tyle energii, tyle siły. Takie cudowne podejście do choroby. Tak bardzo dziękuję, bo dzięki takim spotkaniom mam właśnie tę siłę, żeby walczyć, zwyciężać i cieszyć się każdym dniem.Kolejne przecudowne rozmowy, które wnoszą w moje życie tę dynamikę dzięki której jest ono takie jakie jest. Dla mnie bezcenne.

Wczoraj w nocy zaczęłam pisać. Trudne. Nigdy nie mierzyłam się z takim materiałem. Kolejny raz uświadamiam sobie, że pomiędzy mężczyzną a kobietą jest ogromna różnica. Piękna, ale ogromna. A uchwycenie jej w słowach w dialogu jest dla mnie na razie trudniejsze niż Kilimandżaro. Ale wierzę, że z upływem czasu i pracy będzie coraz pełniejsze i że ludzie, którzy to kiedyś zobaczą znajdą w tym coś dla siebie ważnego. Bo chcę, żeby to było "po coś". A z tego co wiem, z tych słów, które dostałam, myślę, że warto. Na razie poznaję ją i jego i słucham o czym mówią, o czym myślą, dlaczego wszystko tak się skończy i jak się zaczyna.

Kolejny tomograf komputerowy. Już ich więcej nie chcę. Nie dość, że zgubiłam kulkę od kolczyka, to jeszcze przy podawaniu kontrastu moje żyły zupełnie się zbuntowały. Przesięki. Masakra. Po raz pierwszy od dawna wydawałam nieartykułowane dźwięki. A byłam przekonana, że oswoiłam już ból i ten absurdalnie niski próg odporności na ból. Niestety. Tu nie udało mi się siłą umysłu osiągnąć wszystkiego co chcę. Ale lewitować też JESZCZE nie potrafię:):):)

źródło: internet

środa, 18 września 2013

trzy zęby w kontekście buddyjskim:):):)

Dziś dzień z serii tych za które jestem wdzięczna. Telefon od Moniki, taki niespodziewany i cudowny, kolejny raz potwierdził, że "Bóg, który jest kobietą o jednej piersi" nieustannie funkcjonuje w środowisku Amazonek, że rezonuje, że jest ważny. To dla mnie prezent, właśnie taka świadomość. Daje niesamowitą energię. Rozmawiałyśmy o kolejnym tekście, do którego zbieram się od dłuższego czasu. I pomyślałam, że czasem rzeczy wypierane nie są złe. Także one mają swój sens. Swój czas i miejsce. Takie moje olśnienia.

Dziś Grysz i Leszek kolejny raz uświadomili mi jak dużą część mojego serducha zajmują. Jestem wdzięczna, kolejny raz Wdzięczna, że w moim życiu są tacy Ludzie:):):) i Nika Mi:):):) i Marta z Ewą:):):) Dianuszek:):):) I Agata z Łukaszem i .... ci wszyscy najbliżsi, których tu nie wymienię, bo to mija się z celem, bo i tak ich wszystkich tu nie wymienię. tylko tyle, że DZIĘKUJĘ:*

a dla równowagi trzy zęby leczone dziś u dentystki za bajońską sumę prawie semestru tańszych studiów (DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM, KTÓRZY BRALIŚCIE UDZIAŁ W KONCERTACH I IMPREZACH DLA MNIE, BO DZIĘKI WAM, BĘDĘ MIEĆ MIĘDZY INNYMI KOMPLET ZĘBÓW, CHOĆBY NIE WIEM JAK TRYWIALNIE TO BRZMIAŁO:):):) ZA TO TEŻ DZIĘKUJĘ:):):):)

i jeszcze te cudowne moje-własne-qusi-buddyjskie refleksje, a tak naprawdę dające mi tak bardzo uniwersalne odczucie Boskości w zdarzeniach, chronologii, temporalności i kompatybilności wszystkiego co się dzieje ze mną, we mnie, z moim życiem. Za to także jestem wdzięczna i bardzo dziękuję. Bo dzięki takim dniom czuję absolutne poczucie Sensu.

wtorek, 17 września 2013

karmelowa jesień

jesień.  nie wiem obecnie jaki mam do niej stosunek, chociaż oscyluje gdzieś w okolicach ambiwalentnego. od rana próbuję, na razie ze skutkiem pozytywnym COŚ ROBIĆ. Metodą małych kroczków śniadanie, pranie, koty, zarza postaram się odpowiedzieć na pytania Oli (chylę czoła za cierpliwość). Od wczoraj zaczynają mi się wreszcie krystalizować pytania do wywiadów do książki rako-TWÓRCZEJ. Od dawna zbieram się, żeby opisać cały projekt jak najbardziej konkretnie i szukać koordynatorów jego poszczególnych części. Dlaczego mi to tak powoli idzie? Czy dlatego, że to taki ogrom materiału? Znów czuję zmęczenie, niedoleczenie, Seb w Krakowie... a ja mam ochotę na zupę pomidorową i tartę ze szpinakiem... ciekawe czy ten szczyt też zdobędę...Na szczęście jest karmelowe latte. Dziś słodzone, znaczy, że akumulatory do naładowania.

poniedziałek, 16 września 2013

radioactive

jesień? zmęczenie? nie wiem o co chodzi. mam mega doła. nic mi się nie chce. nie udaje mi się na niczym dłużej skoncentrować. chyba znów oduczyłam się odpoczywać. a może to kolejny atak frustracji? choreoterapia w Lublinie nie rusza. Zbyt mało chętnych. Zastanawiam się nad arteterapią w Warszawie albo rehabilitacją tancerzy i chjoreoterapią w Łodzi. Ale tu okazuje się, że finansowa strona studiowania jest delikatnie mówiąc, /niezachęcająca. Może jakieś zniżki dla inwalidów, ale to dopiero jutro będę mogła sprawdzić. Może to i dobrze. Chwila czasu do wsłuchania się w siebie i mam nadzieję podjęcia dobrej decyzji. Chcę, żeby ten rok był po coś, żeby był konstruktywny. rozwojowy. Potrzebuję rozwoju. Organicznie.

sobota, 14 września 2013

niby nic

niby nic. niby wszystko dobrze. cudowny dzień z Mamą. etap 2 z 3 wyboru studiów. prasowanie. kryminalne seriale- moja miłość;) a gdzieś w tym wszystkim czai się jakaś frustracja, jakiś chaos, takie "wywrócenie-na-lewą-stronę". dziwne. nie lubę.

Czuję zmęczenie.

upiekłam pierwszy od miliona lat świetlnych biszkopt z czarną porzeczką. nieco zbyt suchy, ale Odiemu musi wyjątkowo smakować, bo już dwa razy starał się mimochodem go podrżreć;)

Za Sebem tęsknię. Ale doszliśmy do wniusku, że dobrze, że nie pojechałam z nimi do pięknego miasta na W. bo na pewno wrócilibyśmy z kolejnym zwierzakiem, a to nawet na moje standardy, nieco zbyt extrawagancki pomysł;)

Zaczyna kiełkować kolejny rozdział bajki o Mo. Jak zwykle jestem bardzo ciekawa co się wydarzy.

i mam nieodpartą chęć na Alicję w Krainie czarów i po drugiej stronie lustra:)

dziwny dzień. ale nic dziwnego, skoro pytając Mo o to, co jej się śni, słyszy się: zielone, smażone, muchomory;)

źródło: internet

piątek, 13 września 2013

imperatyw tańca

czuję deficyt tańca. ruchu. przenikania. formułowania myśli poprzez ciało. zamykania dżwięku ruchu.poczucia mięśni, odczucia ciała. fizycznej zmysłowości. fizycznej muzyki. tego wszystkiego zaczyna mi brakować. Warsztaty PTwM otworzyły mnie na nowo w sferze ekspresji ruchowej, w sferze tańca. Uświadomiły mi kolejny raz to, co zawdzięczam również warsztatom w Instytucie Grotowskiego, a co tak łatwo potrafili wykorzenić i wypaczyć niektórzy wykładowcy SWA, a mianowicie cudowną organiczność i naturalność ruchu. Jrgo prostotę w sensie powstawania, jeśli pochodzi z ciała, ze świadomości, z emocji. A równocześnie jego złożoność i wielopłaszczyznowość, dzięki której staje się, nawet w najprostszym, choćby dziecięcym wydaniu, dziełem sztuki. Chcę tańczyć. Chcę szukać, chcę mieć z tego radość. Na warsztatach PTwM pierwszy raz od czasu szkoły poczułam, że MAM warsztat, że nawet jeśli ma on liczne braki po pięciu latach sporadycznego korzystania z niego, to JEST. Bo na nowo znalazłam radość tańczenia. Plastyki ruchu. To przepiękne odczucie.

Dzień sprzątania i prasowani plus wizyta u lekarza jako wyraz buntu w stosunku do choróbska. Nieco przeszarżowałam i jest mi niedobrze ze zmęczenia, ale mam poczucie, że działam, że konsekwentnie realizuje plan aktywny:):):) Seb pojechał na targi akwarystyczne do Wrocławia. Tęsknię....To dobrze, bo w takich momentach jeszcze bardziej czuję jak jest mi bliski i potrzebny:*


środa, 11 września 2013

byle pamiętać o oddechu....




nie ma mnie. w głowie mam chaos. znów zaczynam funkcjonować wg starych wzorców. Dużo & Szybko. To dobrze. To z wyboru. Tak to rozumiem. Ale w gruncie rzeczy wiem, że to nieprawda, że chcę tak bardzo dużo, ale nie daję rady. Nie sprostam takiemu tempu.

Ale zaczynam dostrzegać pewną prawidłowość. Wrzesień. Dzieci idą do szkoły. SWA zaczyna zajęcia. Teatry zaczynają sezon. Wszyscy coś zaczynają, nawet jeśli to poszukiwanie nowego miejsca, teatru, miłości. A ja? Znów żyję w zawieszeniu. Miłość mam, najwspanialszą, bo bez Seba już dawno nie ogarnęłabym siebie, sytuacji, wszystkiego. Jest moją skałą, opoką, fundamentem. Ale jeśli chodzi o resztę znów jestem w zawieszeniu. Juro mam trzeci w ciągu trzech tygodni TK lub MR. Znów szopka z żyłami, które nie współpracują nawet przy przepłukiwaniu solą fizjologiczną. Pełna jazda bez trzymanki. Na razie wiem, że nie mam raka wątroby o radości:):):) teraz płuca, druga pierś i kilka znaków zapytania. Jak zabawa to zabawa:) I wszystko fajnie, tylko znów żyję z tygodnia na tydzień, bo przecież nie zaplanuję nic dopóki się nie dowiem co i jak. Chociaż nie. Wiem, że do końca tygodnia muszę wysłać zaległego maila z dokumentami, dokumenty na choreoterapię i ew. na jakąś uczelnię w Kielcach, do ok 20go chcę już być w Krakowie, potem początek października Częstochowa. Mam nadzieję, że uda nam się z Anną Marią pierwszą sesję do Projektu zrobić, ruszyć pomału z książką i w drugiej połowie października do połowy listopada ku mojej największej radości zacząć pracę nad monodramem z Asią:):):):):):):):) Nie wspominając o stronie ostatecznym zebraniu dwu - trzy osobowego teamu nadzorującego Projekt od strony organizacyjnej i zrobieniu do końca strony. Duuuuużo tego. A gdzie miejsce na kontynuację warsztatów PTwM?

I dlaczego przy tym wszystkim JESTEM OD PONAD TYGODNIA CHOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOORAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA?????????????????????? OKROPNIE, ZAKICHANIE, ZAKASZLANIE, FUJ I BLEEE?????? Tu też gdyby nie Seb nie ogarnęłabym się nawet w kwestii chorowania.... W dodatku zamulam komunikacyjnie, ie odpisuję na maile i smsy. Telefon mi w tym pomaga, bo nie odbiera i nie wysyła części wiadomości, czego absolutnie nie rozumiem. eh...

ODDECH. TYLKO ODDECH. muszę pamiętać o oddechu i wszystko będzie dobrze.


żródło: internet

niedziela, 1 września 2013

uciekanie

Pierwszy raz biegałam. Zbierałam się do tego od miesięcy. Dziś zaczęłam. Teraz jeszcze uciekam przed myślami. Staram się zgubić pustkę i dezintegrację, która mnie coraz bardziej wypełnia. Pustka. Fuj. Myślałam, że uda mi się już funkcjonować bez tych wspomagaczy i stabilizatorów. Ale wszystko, co się dzieje, nie nie wszystko, to dotyczy jednej, dwóch płaszczyzn mojego życia. Ważnych. Jutro muszę to zacząć składać do kupy. I kontynuować bieganie. Ale mam nadzieję, że jako kolejny odcinek do celu, a nie jako ucieczkę. Bo nie chcę uciekać. Wyrosłam z tego, a przynajmniej staram się codziennie wyrastać. Przecież jestem już dużą dziewczynką - jak to mówi kobieta w Bogu, który jest kobietą o jednej piersi.

Dziwny dzień




Jaki to dziś dziwny dzień. W nocy, drugi lub trzeci raz w życiu, obudził mnie śmiech przez sen...;) Taka totalna fizyczna głupawka na styku snu i rzeczywistości;) A dziś z jednej strony mam poczucie, że wszystko jest  dobrze, a z drugiej tzw. zjazd psychiczny. Moja emocjonalna niestabilność doprowadza mnie czasem do całkowitej dezorientacji. Zaczęłam kolejną bajkę o Mo. Ciekawość. I znów to samo. Tyle rzeczy chcę zrobić, z drugiej strony jestem zmęczona. Chcę czytać, oglądać kryminalne seriale, pisać, kończyć notatki z Summer School, zaplanować choćby wrzesień. Moja kolorowa kotka patrzy na mnie w bardzo enigmatyczny sposób. Młodsza kocia latorośl okupuje moje stopy, a trzecia zmonopolizowała parapet. Spokój. Chyba muszę wziąć z nich przykład.