poniedziałek, 28 października 2013

pułapki umysłu

pułapki umysłu. Wczoraj oglądałyśmy na Discowery Chanel program właśnie o pułapkach umysłu. dwa wymiary, trójwymiar. myślenie abstrakcyjne czy tysiąc innych rodzajów. i jak prosto wszystko przewidzieć. skąd właśnie tu i właśnie taka refleksja? bo pomimo ogromnej pracy włożonej w ciągu ostatnich dwóch lat w życie w zgodzie ze sobą, w wewnętrznej harmonii i poczuciu spokoju, znów wracam do pędu umysłu. Piszę o tym kolejny raz. Można stwierdzić, że takie przerabianie tego w nieskończoność nic nie wnosi. Mam nadzieję, że jest inaczej. Bo wiem, że muszę znaleźć klucz do właściwego sposobu myślenia. Do umiejętności wyciszenia się.

Ostatnio pierwszy raz w życiu zetknęłam się z taką ilością braku kompetencji, barku empatii i jakiejkolwiek próby zrozumienia. W dodatku w połączeniu z tendencją do lubowania się w absurdalnych intrygach jednej z sąsiadek dało to szalony wręcz efekt. Punktem wyjścia była wózkownia. Potem brak jakiejkolwiek informacji, załatwianie spraw "naokoło" przez nowych lokatorów, którzy trafili akurat na życzliwą sąsiadeczkę, która zaczęła kombinować i bruździć. I się zaczęło. Obecnie pierwszy raz nie potrafię opanować żółci i autentycznego obrzydzenia do mieszkańców dwóch mieszkań w naszej klatce. I znów: absurdalne. Oczywiście. Zdaję sobie sprawę, że to mnie osłabia ta złość, frustracja i gorycz. Że to ja tracę spokój i zdrowie. I tym bardziej zadziwia mnie, że NIE POTRAFIĘ SOBIE Z TYM JESZCZE PORADZIĆ. Faktem jest, że dzięki temu okazało się, że mamy wspaniałych pracowników administracji. Wykazujących nie tylko chęć pomocy, ale i zdecydowanie większy współczynnik empatii niż nasi sąsiedzi. Jak na razie sprawa w toku. Może uda nam się wreszcie zakończyć tą całą akcję zanim osiwiejęi znajdę dystans? Kolejną kwestią była kwestia dziekanatu i przeoczeń pań tam pracujących, które mogły kosztować mnie konieczność rezygnacji ze studiów. I tu również zadziwiający opór materii w zrozumieniu, że to nie jest błahostka, że to nie "takie sobie przeoczenie". I zastanawiam się czy to ze mną obecnie jest coś nie tak ( co również zdecydowanie biorę pod uwagę), czy to jakaś kumulacja wariactwa w powietrzu...

Oprócz tego to niemożliwe poczucie chaosu w głowie. Zmęczenie (bo wreszcie robię dużo rzeczy, za którymi tak tęskniłam), dodatkowe "atrakcje" w postaci sprzątania w wersji mega wózkowni, piwnicy w wyniku wyżej opisanych okoliczności (a obydwa sprzątanka to takie "porządki życiowe" ze względu na ilość rzeczy itd.), do tego dochodzące problemy w przestrzeni "na wyciągnięcie ręki", permanentny syf w domu, bo trafiło do nas duuuużo rzeczy do przejżenia, upchnięcia, wyrzucenia z przeglądanych pomieszczeń (czujemy się jak w prywatnym obozowisku dla uchodźców, a w nim ciężko zebrać myśli), zabieg, te wszystkie cholerne złe emocje, nad którymi nie panuję... i ta złość, że to wszystko tak właśnie wygląda.

Od wczoraj wieje. Moja Mama rzuciła żartem "wiatr zmian". Myślę, że tak. Boję się czy dobrych. Wiem, że dużo tu zależy ode mnie. Dziś mam nadzieję, że przełamuję impas. Zaczęłam koordynować sesję z Kasią Widmańską. Kasia jest cudowna z tą ogromną cierpliwością i moim chaosem. Mam nadzieję, że nadrobię. Bo udział Fotografki, która od tak dawna imponuje mi swoimi pracami i którą szanuję ogromnie jako Artystkę perfekcyjną w Projekcie jest dla mnie czymś mega ważnym i nieocenionym jako źródło radości. Nie chciałabym tego schrzanić. I jeszcze Dziewczyny, cudowne Kobiety, które zgłosiły swoją chęć udziału w sesji:):):) FANTASTYCZNE, ENERGETYCZNE, MĄDRE, PIĘKNE:):):):):):):):)

I dziś Agata. Cudowny Człowiek. Mądrość i dobroć. To tak ogromny zaszczyt, że tacy Ludzie są w moim życiu.

I Anna Maria, która swoimi zdjęciami powoduje, że łatwiej siebie lubić w czasie kiedy jest to trudniejsze. Moja Frau Avedon. Moja Czarodziejka za Obiektywem:*:*:*:*:* Przyjaciel i inspiracja:*:*:*:*:*:*



fot. Anna Maria Biniecka

fot. Anna Maria Biniecka

czwartek, 24 października 2013

taniec / tempo/ jest dobrze

Przez dwa lata najgorsze w leczeniu było "zatrzymanie w życiu", że tak to nieco patetycznie ujmę. A przynajmniej odczucie takiego "zatrzymania". Teraz uświadomiłam sobie jak bardzo udało mi się zapełnić tę pustkę wynikłą z choroby i z utraty wszystkiego, co było dla mnie przed nią ważne. Wszystkiego, co stanowiło oś działania. Ruchu.
Na początku września pisałam, że jesień jest trudna. Bo wszyscy wracają do teatrów, do pracy, do swoich działań. A ja nadal zostaję w punkcie zawieszenia. W punkcie: leczenie. I udało się:):):):) Mam teraz swoje punkty zaczepienia. Studia, Projekt rako-TWÓRCZY, od przyszłego tygodnia ruszamy z pracą nad spektaklem, piszę nadal nowy tekst, który zaczyna mieć ręce i nogi:) Jedyny problem to to, że mój organizm jednak jeszcze nie wrócił do hiperkondycji. Stąd 11 godzin zajęć dziennie, podróże, a po powrocie załatwienie choćby jednej sprawy staje się trudne. Zasypiam w każdej pozycji. Zaczynam mieć tyły. Muszę popracować nad organizacją. Bo zaczynam się spóźniać z rzeczami, które obiecałam zrobić. Ale tak strasznie trudno mi się myśli, kiedy czuję zmęczenie. Maruda, bo przecież wszystko to z fantastycznych powodów:)

Pedagogika tańca na AHE w Łodzi jest genialna. Świetna kadra, w przeciwieństwie do wielu szkół teatralnych pedagodzy nie muszą niczego nam udowadniać, ani starać się nauczyć nas wypaczonej znaczeniowo pokory. Bo wiedza, doświadczenie i szacunek, z jakim się do nas zwracają stanowią podstawę naprawdę niezwykłych spotkań. Na kolejne zjazdy czekamy jak na Dzień Dziecka:):):) Okazuje się, że nawet anatomia i biomechanika człowieka są fascynujące, kiedy pedagog opowiada o tym z tak piękną pasją i profesjonalizmem;););):):) Można? Można:):):):) Zajęcia praktyczne również są cudowne. Po pierwsze dają mocne podstawy zarówno praktyczne jak i merytoryczne w kwestii pedagogiki tańca. Po drugie, tu smutna refleksja, okazało się, że np lekcje klasyki mogą być prowadzone z kulturą, szacunkiem i na najwyższym poziomie. Pytanie tylko dlaczego tak bardzo jesteśmy przyzwyczajeni do innych standardów i dlaczego tak oczywiste wydawałoby się rzeczy nas dziwią? Oprócz tego przypomniałam sobie jak ogromną radość daje mi taniec:):):):):):)
Mój rok, cudna 10tka, też jest ogromnym źródłem radości:):):) jakże różnorodne doświadczenia, style, jak fantastyczni Ludzie:):):):)

Oprócz tego nie taka Łódź straszna jak ją malują:) I cudowny wieczór po zajęciach z Martą i jej Rodzicami. Takie momenty uświadamiają jak pękne jest spotkanie człowieka z człowiekiem. Moment kiedy trafia się do nieznanego domu i kiedy nie chce się z niego wychodzić. Bo każda minuta jest za krótka, żeby się nagadać, nasłuchać, nacieszyć tym czasem. Tata Marty opowiadał o swoich spotkaniach z Baduszkową. Kolejne potwierdzenie, że Pedagog nie musi nic udowadniać. Że nie musi poniżać. Że jeśli ma CO przekazać i robi to z szacunkiem, choćby nawet ostro i rygorystycznie, przekazuje najcenniejszy kapitał i staje się ważny na całe życie. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz tam wrócę:):):) bo na samą myśl o tym wieczorze paszcza cieszy mi się wszerz i wzdłuż:):):) Radocha:):):):):):)

Wczoraj miałam kolejną biopsję mammotomiczną. Od tygodnia byłam sztywna ze strachu, bo ostatnia była najbardziej bolesnym zabiegiem na przestrzeni całych dwóch lat leczenia. Wczoraj było nadspodziewanie dobrze. Zamiast ponad godziny trwało ok 20 minut, zamiast pięciokrotnie większej dawki znieczulenia, która ostatnio również nie przyniosła skutku, wczoraj wystarczyła podwójna:) NFZ odetchnął;)

Dziś staram się już zebrać, chociaż myślenie boli i szkodzi. Mam nadzieję, że wieczorem uda mi się wywiązać z dwóch zaległych zobowiązań w sensie działania. W końcu mi na nich też bardzo zależy, a nawet bardziej;)

i jeszcze Irena Turska i jej "W kręgu tańca". Zachwyt.


piątek, 18 października 2013

z chaosu powstałaś - w chaos nie wrócisz;)

nowe. z chaosu. w kierunku harmonii. zwalnianie. oddech

wróciłam w pewien sposób do punktu wyjścia. niechlubnie. zagubiłam cały spokój, stan umysłu - permanentny chaos. sama na sobie nie mogę polegać, bo gubię się w ilości rezczy, nad którymi powinnam panować, komunikacją, w której powinnam brać udział, sprawami, które przecież są ważne i chcę żeby biegły właściwie, w sposób, w który chcę. Bo przecież od dwóch lat tęskniłam za takim stanem rzeczy. Za tym szalonym pędem, za dzianiem się, dzianiem, rozwojem, stawaniem się, przepotwarzaniem. A teraz czuję, że to wszystko znów mnie prowadzi, a nie, że to ja mam pełną kontrolę. To do zmiany. Bo czuję, że zawodzę siebie, bo nie wyciągnęłam wniosków, bo kumuluję złe emocje, bo jestem tym sfrustrowana zamast cieszyć się każdym momenytem tak jak chcę. Świadomie i w pełni. Bo wiem, że nie jestem na tyle na ile bym chciała być obecna w życiu moich najbliższych, przyjaciół, którzy tyle energii i siły mi dają. I tego wsparcia i oparcia bezcennego w trudniejszych momentach, a teraz czuję, że w tym chaosie ja dla nich nie potrafię być choćby w pełni obecna, bo nawet rozmawiając, czuję chaos, zagonienie, spadek uważności i koncentracji. Szukam do tego, do siebie takiej znów klucza. Dziś pierwsze olśnienia. I work in progress;):)

W niedzielę Agata i Łukasz spełnili jedno z moich największych marzeń. Dzięki nim pierwszy raz jechałam sama na moim wymarzonym MOTOCYKLU!!!!!! Jaki CZAD!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Dla takich momentów absolutnie warto żyć:):):) i ci PRZECUDOWNI LUDZIE - monopoliści w kwestii spełniania moich marzeń:*:*:*:*:*:*:*:*:* bo resztę wieczoru spędziłam in nomine w Kosmosie (sic!;)) dzięki nim wprawiając się w fotodziałaniach:*:*:*:*:*:*:*:*:* co prawda jeszcze nie zgrane efekty, ale może przynajmniej kilka "pierwszych-kotów-za-płoty";) wyjdzie:):):)

reszta tygodnia to właśnie moje notatki. Seb stwierdził, że nie przypuszczał, że pedagogika tańca ma tyle wspólnego z filozofią, o czym świadczy SZAAALONAAAA ilość materiałów, które jak się okazało mamy do przygotowania;).  uffffffffff...:)

dziś kolejny tour z BlaBlaCar kierowcą:):):) trafiłąm na studentów ze szkoły lotniczej:) ludzie z Pasją są niezwykli. fantastyczni:)

teraz Łódź. Drugi raz:) kwatery pracownicze z fantastyczną fakturą na ścianach, obrazem ze SŁOŃCEM na ścianie i możliwością zrobienia herbaty całkowicie mnie satysfakcjonują:):) piętro niżej panowie mieszkający tu już od jakiegoś czasu, niezwykle życzliwi i usłużni, włącznie z zaprowadzeniem mnie pod samiusieńką Biedronkę - urocze:) Mam tylko nadzieję, że jutro mój umysł stanie na wysokości zadania i będzie chłonął nie tylko wiedzę, ale tą piękną radość życia, którą gdzieś ostatnio gubi. :)

fot. Agata Kulik/ Łukasz Kulik


niedziela, 13 października 2013

refleksje

dużo do przemyślenia. "Gry ekstremalne" były chyba najdziwniejszym doświadczeniem teatralnym jakiego doświadczyłam w życiu. Niezwykłe. Piękny spektakl, świetna praca, przepiękny materiał. I to, że byliśmy tam razem. Z Sebastianem. Tak jak w trakcie choroby. Że mogliśmy to przeżyć razem, wspólnie. Bez niego to nie byłoby takie same. Byłoby niepełne. A było zbyt ważne, żeby stracić tę "wspolność odbioru". Najlepszą recenzją była cisza, w jakiej widzowie słuchali. Ta piękna cisza, która jest najlepszym miernikiem, że to, co dzieje się na scenie jest ważne. I płacz. Taki ludzki. Będący reakcją na emocje, jakie dostawaliśmy, na rzeczywiśtość, z którą przyszło nam się zmierzyć. Moją odporność "pokonał" monolog księdza o umieraniu. Konkretny. Bez sentymentu. Tak głęboki i prawdziwy. Mój strach przed śmiercią, ostatnio taki bezczelny w swoich aktywnościach, nie dał mu rady. Choć myślę, że właśnie z takm przewodnikiem najlepiej można przejść na tamtą stronę za Tęczowy Most. Oprócz samego spektaklu piękna wystawa "Pięknołyse". I wspaniałe Kobiety, które pozowały do tych zdjęć. Bardzo trudny, bardzo ważny wieczór. Bardzo piękny. I Asia. Człowiek, którego piękno, wrażliwość i siła powodują, że jest najpiękniejszym CZŁOWIEKIEM-SŁOŃCEM. Dzięki niej, ten teatralny spektakl jest tak ważny, tak prawdziwy, tak piękny.
Na szczęście kilka godzin z Joanną, Sebastianem, Juleczką, z zaskakującą wyprawą w Himalaje, mambo o prawie-poranku i mistrzostwem sałaty i najlepszego francuskiego sera "trochę" wypełnia wszystkie rysy i zadrapania lepiej niż wszystkie magiczne eliksry i zaklęcia:):):)czysta magia:):):)
dziś kolejne dziania się, próby opanowania mojego wewnętrznego chaosu, który zaczyna mi już bardzo przeszkazać, bo mam poczucie, że tracę dużo z tego co się dzieje, że pędzę na złamanie karku bez świadomości, bez korzystania z doświadzcenia ostatnich dwóch lat, które mówi, że wolniej, spokojniej i ze świadomością każdej chwili głębiej, pełniej i piękniej się żyje. A ja tak właśnie chcę.

sobota, 12 października 2013

PREMIERA

Dziś premiera "Gier ekstremalnych" Asi . Jedziemy. I następuje przedziwny fenomen, że pierwszy raz czuję stres przed NIE- moją premierą. Zastanawiam się czy to ze względu na temat (tekst jest oparty na dramacie studentki Labolatorium Dramatu, która również walczyła z rakiem, ona niestety przegrała...), czy dlatego, że czuję, że Asia mi biska bardzo bardzo. Cieszę się ogromnie, że dziś tam będziemy, Jest to dla mnie wydarzenie absolutnie nieporównywalne z niczym. Przedziwne to i do końca dla mnie niezrozumiałe ta ilość emocji. Boję się też tego, że tak bardzo brak mi czasem Teatru. Tego instytucjonalnego, zespołowego, z repertuarem, który czas trzyma w pewnych ramach, z próbami, z adrenaliną i poszukiwaniem podczas nich. Boję się tego, że znów poczuję, jak bardzo ten brak boli w konfrontacji z Teatrem mówiącym o czymś ważnym i mówiącym o tym pięknie (bo w to nie wątpię skoro wychodzi to spod ręki Asi). Boję się tego, że ten brak w zestawieniu z tematem i tym ciągłym strachem przed tym, że w końcu przegram z rakiem, bo ten strach tak głęboko gdzieś jest, dziś wieczorem może mnie po prostu rozjechać. Ale cóż... jest ryzyko- jest zabawa. Trochę to jak rosyjska ruletka, ale myślę, że najważniejsze, że tam będziemy, że będę mogła się z tym zmierzyć. Że mam nadzieję, że znów zwyciężę.

piątek, 11 października 2013

szczęście

Jestem szczęśliwa. Szczęściara. Bo w moim życiu są Ludzie, którzy czynią je najpiękniejszym. Powodują, że marzenia są realne, bliskie i możliwe do spełnienia. A w końcu spełnione. Agata i Łukasz. Moja Dobra Wróżka i Dobry Wróżek:):):):):):):):):) dzięki nim wszystko jest bliższe i bardziej możliwe. A z nimi lepsze, piękniejsze:):):) Michał, który jest naszym ulubionym Królikiem, niestraszny mu nasz chaos i JEST ku naszej ogromnej nieustającej radości. Olga, Agata, Aseńka. Dziś czuję ogromne zmęczenie, ale jestem szczęśliwa. Bo moje życie jest pełne i spełnione. Dzięki Ludziom, którzy w nim są. I to jest piękne.


źródło: internet

czwartek, 10 października 2013

dzianie się:)

dzianie się. dzieje się, działo, będzie się działo. dzianie. ruch. czynny udział w życiu.

osiągnęłam znów to, o czym marzyłam w każdym momencie stagnacji wywołanej chorobą. odczucie życia. życiodajną mobilność. żyję. działam.

4-5.10.2013 r.

XVI Pielgrzymka Kobiet Po Mastektomii w Częstochowie
Dwa spektakle "Boga, który jest kobietą o jednej piersi". Jakże różne. Jakże niezwykłe jako doświadczenie.

Pierwszy w Młodzieżowym Domu Kultury na Łukasińskiego, który POLECAM WSZYSTKIM. Jest niesamowity. Infrastruktura, sprzęt, możliwości. Widownia ogromna. Akustyka doskonala. Park reflektorowy i możliwości techniczne lepsze niż w niektórych teatrach instytucjonalnych. Imponujące. A przede wszystkim CUDOWNI LUDZIE. Technika, dla którejnie ma rzeczy niemożliwych, wszystko jest do zrobienia od ręki. Szacunek. Dla nich. Również dzięki temu cudowny spektakl. Owszem, jak zawsze z pewnym poczuciem, że można więcej, że inaczej. Ale poszliśmy do przodu. Po spektaklu usłyszeliśmy właśnie od jednego z Panów technicznych "Ostro. Nie - za ostro?". Myślę, że w tym kontekście i w tym sposobie pytania jest to, co każdy z nas chce usłyszeć po zagranym spektaklu, w którym chce mówić o czymś ważnym. Poza tym forma, jaką przyjęliśmy dla tych spektakli jest także nowym doświadczeniem dla nas. Mój Mąż i jego muzyczna magia jak zwykle mi imponuje. Tu doszła elektronika w dużej ilości. Jako środek wyrazu. I moim zdaniem to trafiony wyraz. Teraz pójdziemy dalej. Ale to będzie zupełnie już inna historia, bo z Asią. I dobrze, bo zostaliśmy zaproszeni do kolejnych miejsc. To piękne, bo spotkania, które towarzyszą tym naszym spektaklom są piękne.
Natomiast dzień drugi był totalną katastrofą poczynając od jakichś totalnych nieporozumień, po kwestie różne inne, które można określić jednym słowem armageddon. KOSZMAR. Zwieńczeniem wszystkiego był drugi spektakl, w którym część Amazonek pokazała anty-klasę. Nigdy nie poczułam się tak zniesmaczona, urażona, obrzygana. Niezwykłe było to, że tam, że tak, że wogóle. Na szczęście były tam również Kobiety, dla których naprawdę warto było tam być właśnie tam, właśnie wtedy. I jeszcze Anna Maria, która jak zwykle rozświetla świat. I spełnia marzenia:):):) Martulku, Ewuniu - jeśli to czytacie, wiecie, że to także dzięki Wam:*:*:*:*:*
Potem wreszcie Łódź.
Czasem jest tak, że mamy bardzo mocne przeświadczenie, że coś jest takie a nie inne, mimo, że oparte jest właściwie tylko na zasłyszanych informacjach. Tak było z Łodzią. Po prostu jej się bałam. Trafiłam natomiast do miasta, które wieczorem mnie urzekło. Poza tym cudowne tagliatelle ze szpinakiem i wino domowe vis a vis mojego hotelu dopełniły poczucia absolutnego spokoju:):):) Jak to mówi bohaterka "Boga" "jak ja czasem uwielbiam być sama";).
Spotkania. Przepiękne. Nieoczekiwane. Pan Taksówkarz okazał się być muzykiem przekwalifikowanym ze względów życiowych. Kiedyś grał na waltorni. Słychać ciągle miłość do muzyki - cudowny. Zagadaliśmy się i okazało się, że moja nowa uczelnia jest "wielobudynkowa" i nie mam pojęcia co ani gdzie. No i wówczas mój cudowny pan Kierowca stwierdził, że przecież i tak kończy już zmianę i nie licząc mi ani złotówki więcej woził mnie pomiędzy lokacjami starając się wraz ze mną ogarnąć narastające poczucie chaosu. Dzięki takim spotkaniom mój świat jest piękny. I ta waltornia:):):) mam nadzieję, że jeszcze nie raz się miniemy:):):)
Pedagogika tańca. I absolutnie nie żałuję wyboru. Świetny kierunek, fantastyczni wykładowcy, świetna grupa. Nie przypuszczałam, że historia tańca aż tak mnie urzeknie. I cudowny Alexander Azarkiewicz pełniący funkcję prodziekana. Szacunek w stosunku do tańca i ludzi. Chylę czoła.
Resztę można podsumować jako genialną zupę grzybową, camember z żurawiną czyli jak być szczęśliwym w Clakierze przy Teatrze Wielkim, cudowne BlaBlaCar i szybki powrót do domu:):):)
Po powrocie miałam odpocząć... No i ruszyłam...z PROJEKTEM rako-TWÓRCZYM

https://www.facebook.com/projekt.rako.tworczy

http://magaray83.wix.com/annaiwasiuta#!untitled/c8u

WRESZCIE:):):) Od dwóch lat prawie powstawała idea, kroczek po kroczku powstawały konkretne działania przerywane długimi gorszymi czasami chorobowymi. I teraz mam nadzieję, że razem z przecudowną Kasią Widmańską ruszymy z pierwszą sesją:):):) Bo od tego zaczynamy. I jestem szczęśliwa, bo dostałam już przecudowne sygnały i informacje, że warto, że są niesamowici Ludzie którzy chcą go współtworzyć. I równie wspaniali, którzy znajdują w tej idei coś, co im pomoże w czasie leczenia. A przecież o to chodzi:):):)

Dziś dzień onkologiczny. Mam już termin kolejnej biopsji mammotomicznej. Może uda się bez mastektomii, chociaż dwa lata temu tez miała być tylko lumpektomia, a okazało się, że ten niezłośliwy guzek jest najbardziej złośliwy w swoim G3. Zobaczymy. Najważniejsze, że już jakieś konkrety. I że nie będę jak na razie zarywać studiów z powodu leczenia, bo tego żałowałabym najbardziej. Krótko mówiąc:) JEST fajnie:):):):)FAJNIE:):):)chociaż na samą myśl o związanym z tym zabiegiem bólem już mentalnie jestem w najbliższym monopolowym po mocne pół litra... szkoda, że to tak nie działa...eh.

A dziś otrzymaliśmy przepiękny prezent od Asi w postaci możliwości współuczestnictwa w jej premierze tak ważnej i tak na pewno pięknej. Bardzo, bardzo się cieszę. I z tego również, że będziemy tam razem z Sebastianem. Bo dzięki temu będzie pełniejsze i piękniejsze.


A dziś Poirot:):):) uczę się odpoczywać:):):) I Bednarek ze swoją "Ciszą", która od kilku dni daje mi dużo tej tak potrzebnej w chaosie ciszy i harmonii.

wtorek, 1 października 2013

studentessa:)

zaspałam.

stwierdziłam, że nie będę się stresować czymś na co i tak już nie mam wpływu. no i zadziałała magia harmonii i spokoju. na onkologię zawiozła mnie Ciocia. od razu zawiozłyśmy naa terapię zajęciową moją starą Yamahę, a Ciocia poznała Panią Zosię:):):) dwie skarbnice sposobów upiększania świata:):):)

potem szybka wizyta u dr M. i nadspodziewanie, bo tylko po tylko po 2,5 a nie jak to czasem bywało po 5-6 godzinach weszłam do mojego Doktora i być może w przyszły czwartek jakieś konkrety zostaną podane:):):)

kolejny pozytyw: nie mam raka płuc:):):)ufff:):):)


czyli wszystko wskazuje na to, że jeśli pozbędziemy się guzkóww drugiej piersi zostanę całkowicie "odraczona":):):) podoba mi się taka opcja:):):)

zaczęłam czytać "Magdę, miłość i raka". jak na razie jest mi z tą książką po prostu dobrze. jak na razie, i nie sądzę, żeby się to zmieniło, uważam, że dobrze, że JEST. bo jakoś sam "łeb do słońca" ciągnie:):):)

w domu siesta wymuszona, aczkolwiek przecudowna ze zwierzyńcem i "Królową niewidzialnych jeźdźców" Marty Tomaszewskiej, która to w formie audiobooka przypomina mi jedną z moich ukochanych książek z dzieciństwa:):):) i nadal mnie zachwyca:):):)

i wreszcie info dnia: telefon z Łodzi. Pani mówi, że moja "rekrutacyjna" specjalizacja, tj. rehabilitacja tancerzy i choreoterapia nie rusza z powodu zbyt małej liczby chętnych, ale proponuje mi pedagogikę tańca. Ależ oczywiście, ależ tak:):):):) Z dziką radością:):):) Tym sposobem zaczynam naukę od absencji, bo gramy "Boga" w Częstochowie w piątek i sobotę, ale w niedzielę MAM PIERWSZY DZIEŃ ZAJĘĆ NA MOICH NOWYCH STUDIACH!!!!!! JESTEM PRZESZCZĘŚLIWA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

I jeszcze Kuba i Natalia wisienkę na torcie tych cudowności mi ofiarowali w postaci cudnej muzy w zestawie z pamięcią i morzem ciepła. Seb wrócił, z Shivą oglądałyśmy okoliczne pola i lasy przez pryzmat jesieni na spacerze i jednoznacznie jestem SZCZĘŚLIWA:*:*:*:*:*:*:*:*