Na początku września pisałam, że jesień jest trudna. Bo wszyscy wracają do teatrów, do pracy, do swoich działań. A ja nadal zostaję w punkcie zawieszenia. W punkcie: leczenie. I udało się:):):):) Mam teraz swoje punkty zaczepienia. Studia, Projekt rako-TWÓRCZY, od przyszłego tygodnia ruszamy z pracą nad spektaklem, piszę nadal nowy tekst, który zaczyna mieć ręce i nogi:) Jedyny problem to to, że mój organizm jednak jeszcze nie wrócił do hiperkondycji. Stąd 11 godzin zajęć dziennie, podróże, a po powrocie załatwienie choćby jednej sprawy staje się trudne. Zasypiam w każdej pozycji. Zaczynam mieć tyły. Muszę popracować nad organizacją. Bo zaczynam się spóźniać z rzeczami, które obiecałam zrobić. Ale tak strasznie trudno mi się myśli, kiedy czuję zmęczenie. Maruda, bo przecież wszystko to z fantastycznych powodów:)
Pedagogika tańca na AHE w Łodzi jest genialna. Świetna kadra, w przeciwieństwie do wielu szkół teatralnych pedagodzy nie muszą niczego nam udowadniać, ani starać się nauczyć nas wypaczonej znaczeniowo pokory. Bo wiedza, doświadczenie i szacunek, z jakim się do nas zwracają stanowią podstawę naprawdę niezwykłych spotkań. Na kolejne zjazdy czekamy jak na Dzień Dziecka:):):) Okazuje się, że nawet anatomia i biomechanika człowieka są fascynujące, kiedy pedagog opowiada o tym z tak piękną pasją i profesjonalizmem;););):):) Można? Można:):):):) Zajęcia praktyczne również są cudowne. Po pierwsze dają mocne podstawy zarówno praktyczne jak i merytoryczne w kwestii pedagogiki tańca. Po drugie, tu smutna refleksja, okazało się, że np lekcje klasyki mogą być prowadzone z kulturą, szacunkiem i na najwyższym poziomie. Pytanie tylko dlaczego tak bardzo jesteśmy przyzwyczajeni do innych standardów i dlaczego tak oczywiste wydawałoby się rzeczy nas dziwią? Oprócz tego przypomniałam sobie jak ogromną radość daje mi taniec:):):):):):)
Mój rok, cudna 10tka, też jest ogromnym źródłem radości:):):) jakże różnorodne doświadczenia, style, jak fantastyczni Ludzie:):):):)
Oprócz tego nie taka Łódź straszna jak ją malują:) I cudowny wieczór po zajęciach z Martą i jej Rodzicami. Takie momenty uświadamiają jak pękne jest spotkanie człowieka z człowiekiem. Moment kiedy trafia się do nieznanego domu i kiedy nie chce się z niego wychodzić. Bo każda minuta jest za krótka, żeby się nagadać, nasłuchać, nacieszyć tym czasem. Tata Marty opowiadał o swoich spotkaniach z Baduszkową. Kolejne potwierdzenie, że Pedagog nie musi nic udowadniać. Że nie musi poniżać. Że jeśli ma CO przekazać i robi to z szacunkiem, choćby nawet ostro i rygorystycznie, przekazuje najcenniejszy kapitał i staje się ważny na całe życie. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz tam wrócę:):):) bo na samą myśl o tym wieczorze paszcza cieszy mi się wszerz i wzdłuż:):):) Radocha:):):):):):)
Wczoraj miałam kolejną biopsję mammotomiczną. Od tygodnia byłam sztywna ze strachu, bo ostatnia była najbardziej bolesnym zabiegiem na przestrzeni całych dwóch lat leczenia. Wczoraj było nadspodziewanie dobrze. Zamiast ponad godziny trwało ok 20 minut, zamiast pięciokrotnie większej dawki znieczulenia, która ostatnio również nie przyniosła skutku, wczoraj wystarczyła podwójna:) NFZ odetchnął;)
Dziś staram się już zebrać, chociaż myślenie boli i szkodzi. Mam nadzieję, że wieczorem uda mi się wywiązać z dwóch zaległych zobowiązań w sensie działania. W końcu mi na nich też bardzo zależy, a nawet bardziej;)
i jeszcze Irena Turska i jej "W kręgu tańca". Zachwyt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz