dużo do przemyślenia. "Gry ekstremalne" były chyba najdziwniejszym doświadczeniem teatralnym jakiego doświadczyłam w życiu. Niezwykłe. Piękny spektakl, świetna praca, przepiękny materiał. I to, że byliśmy tam razem. Z Sebastianem. Tak jak w trakcie choroby. Że mogliśmy to przeżyć razem, wspólnie. Bez niego to nie byłoby takie same. Byłoby niepełne. A było zbyt ważne, żeby stracić tę "wspolność odbioru". Najlepszą recenzją była cisza, w jakiej widzowie słuchali. Ta piękna cisza, która jest najlepszym miernikiem, że to, co dzieje się na scenie jest ważne. I płacz. Taki ludzki. Będący reakcją na emocje, jakie dostawaliśmy, na rzeczywiśtość, z którą przyszło nam się zmierzyć. Moją odporność "pokonał" monolog księdza o umieraniu. Konkretny. Bez sentymentu. Tak głęboki i prawdziwy. Mój strach przed śmiercią, ostatnio taki bezczelny w swoich aktywnościach, nie dał mu rady. Choć myślę, że właśnie z takm przewodnikiem najlepiej można przejść na tamtą stronę za Tęczowy Most. Oprócz samego spektaklu piękna wystawa "Pięknołyse". I wspaniałe Kobiety, które pozowały do tych zdjęć. Bardzo trudny, bardzo ważny wieczór. Bardzo piękny. I Asia. Człowiek, którego piękno, wrażliwość i siła powodują, że jest najpiękniejszym CZŁOWIEKIEM-SŁOŃCEM. Dzięki niej, ten teatralny spektakl jest tak ważny, tak prawdziwy, tak piękny.
Na szczęście kilka godzin z Joanną, Sebastianem, Juleczką, z zaskakującą wyprawą w Himalaje, mambo o prawie-poranku i mistrzostwem sałaty i najlepszego francuskiego sera "trochę" wypełnia wszystkie rysy i zadrapania lepiej niż wszystkie magiczne eliksry i zaklęcia:):):)czysta magia:):):)
dziś kolejne dziania się, próby opanowania mojego wewnętrznego chaosu, który zaczyna mi już bardzo przeszkazać, bo mam poczucie, że tracę dużo z tego co się dzieje, że pędzę na złamanie karku bez świadomości, bez korzystania z doświadzcenia ostatnich dwóch lat, które mówi, że wolniej, spokojniej i ze świadomością każdej chwili głębiej, pełniej i piękniej się żyje. A ja tak właśnie chcę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz