środa, 31 lipca 2013

ciągle szukam

Gdynia, moja Gdynia... już nie moja, ale w jakiejś części nieustannie we mnie. Spotkałam tak wielu cudownych Ludzi, tak mi bliskich w poniedziałkowy wieczór w Contrast Cafe w przy bulwarze. Tam, gdzie tyle razy siedziałam, tańczyłam, pracowałam, bawiłam się z dzieciakami. Napisałam na FB ogólną informacje, że jestem, bo zmęczenie po podróży i to, że nie wiedzieliśmy jak czasowo będzoie wyglądała nasza praca nad teledyskiem Dominica Johna nie pozwoliły mi na to wcześniej. Bardzo Wam wszystkim dziękuję za te kilka godzin, tym, którzy nie dotarli za to, że chcieli chociaż mim tak wariackiego i nad-spotanicznego kolejnego aktu socjalnego z mojej strony;););;)uwielbiam tych wspaniałych Ludzi, którzy wytrzymują ten survival spontaniczności. I było pięknie, bo otrzymałam spotkania po dwóch latach, do któych tęskniłam, a te, które były i tak po krótszym czasie, tak samo wytęsknione i wymarzone. Ci wspaniali Ludzie, morze i ja:):):)

Wczoraj od rana jesteśmy na planie. Fajne, kameralne studio, świetna ekipa, fajny materiał:):):) tylko znów na początku ta ogromna frustracja, bo chcąc zrobić wszystko "w punkt", robię wszystko nie tak, jak bym chciała. Mój organizm, moje narzędzie pracy, zardzewiało, zastało się znów. Frustracja, złość i popełniam błąd, który jest najgorszy. Zaczynam energię, która powinna isć w temat i w skupienie, tę energię zamieniam w złość na siebie, na niemoc, na ogranicznie. Wiem, że to nie jest konstruktywne.Wiem, że sama robię sobie krzywdę i osłabiam. No cóż, wdrażanie wtórne. Dziś znów od rana. Mamy lekkie poślizgi czasowe. A moje ciało i umysł niestety potwierdzają, że jest zbyt wcześnie na ruszenie pełną parą w życie zawodowe bez trzymanki. To co robię, moja pasja, mój teatr, film, są mi najbliższe i dają mi tyle radości. Na razie niestety umysł chce, a ciało nie może...czas i cierpliwość...

niedziela, 28 lipca 2013

SPEŁNIAM MARZENIA:):):)

28.07.2013


Jadę do Gdyni. Ruszam w podróż. Kolejną. Jak zwykle niezwykłą. Zablokowano mi bloga;) Ciekawa jestem czego się dopuściłam;) muszę to jakoś załatwić... W Gdyni bardzo chcę spotkać się ze wszystkimi, któryś wieczór chcę tak zorganizować. Inaczej nie da rady, a ja też będę spokojniejsza, bo nie będę musiała ogarniać logistyki, grafiku, szaleństwa. Chcę zobaczyć zegarki-bransolety na Świętojańskiej i jeśli to możliwe spełnić swoje marzenie, chcę wieczoru z piwem nad morzem, chcę jodu, radości i zero myślenia o problemach. Chcę właśnie w taki sposób wprowadzić tę dwutorowość życia. Chcę żyć chwilą, radością, morzem, przestrzenią:)):):) I jutro o 20 przy Contraście zobaczę tylu cudownych, bliskich Ludzi, że to po prostu wielkie WOW:):):)

czwartek, 25 lipca 2013

świecę by PET

ŚWIECĘ:) BŁYSZCZĘ:) JESTEM RADIOAKTYWNA;) dziś przeżyłam mój pierwszy PET. Jestem wypełniona izotopem, mam areszt domowy, bo nie mogę mieć kontaktu z dziećmi, młodzieżą, kobietami w ciąży, zwierzętami szczególnie, a ze wszystkimi innymi również winien być to kontakt ograniczony na maxa. Więc się izoluję w sprawie izotopu. Teraz czekam ok tygodnia i okaże się co dalej i jaki stan obecny. Słabo to zniesłam, że tak powiem, bo mój żołądek stwierdził, że z jakieoś powodu nie będzie współpracował. Dzięki Bogu, że po długim przygotowaniu samo badanie w aparacie to ok kwadrans, bo jeszcze chwila i byłoby kiepsko. Ach te fizjologie... najgorsze to to, że taki za przeproszeniem "zwrot" byłby radioaktywny... W domu spanko i moje nowe odkrycie "Dr Hart";) co prawda powinnam przygotowywać się do zajęć z Qubą, ale chyba mnie to dziś absolutnie przerosło, może jeszcze później. Ale w tym całym szaleństwie dnia dzisiejszego poczułam się autentycznie kochana. Moja Mama, któa z całą siłą macierzyńskiej miłości, kolejny raz dała mi odczuć jak bardzo o mnie dba i jak jest cudowna:) Babcia i jej emergency action PIES:) Babcia na schwał:) i nasza menażeria. Absolutny brak zrozumienia dlaczego nie głaszczę, dlaczego nie można do mnie podejść, dlaczego trzeba być tak daleko. Ta siła miłości jest po prostu jak żywioł. Bezcenna.To cudowne uczucie być obdarowanym taką miłością. Tylko znów nadciągająca migrena, która dziś zaczęła się w szpitalu i nie daje mi żyć właśnie postanowiła wrócić. Więc pięknych snów moi drodzy i duuuuużo miłośći:*:*:*:*:*:*:
źródło: internet

środa, 24 lipca 2013

raz na wozie raz na kozie...

wczoraj przeżyłam moment DUMY STULECIA:) Mój korepetycyjny Quba nauczył się przepięknie:):):) łączy fakty, patrzy na zagadnienia przekrojowo, wysuwa wzorowe i samodzielne wnioski:):):) jestem DUUUMNA!!!! Tym bardziej, że już myślałam, że będę musiała go zameldować pod Rolandem na karimacie...bo czasu mało, a tematy się piętrzą... No i udało się, pierwszy sukces zaliczony. W związku z tym, żeby ugruntować to zwycięstwo postanowiłam sprezentować mu bonusową lekcję. Za kwadrans godzina 0 otrzymuję wiadomość od mamy Quby, że niestety nie tym razem bo (tu powód tak błachy, że aż nie wypada mi przytaczać, tyleż błachy co świadczący o rodzicielskiej nieodpowiedzialności). Jestem WŚCIEKŁA. Maxymalnie. Czy to mnie ma zależeć, żeby zdał???? Czy ten rok, który może mieć w plecy jeśli drugi rok spędzi w tej samej klasie nie zabierze mu cennego roku życia??? A właściwie czemu ja się złoszczę? Najwyżej przerobimy połowę tematów, bo dalej nie zdążymy pójść. Ja po prostu wiem jak cenny jest każdy rok i tak bardzo chciałabym, żeby on też to zrozumiał. Bo mając 15 lat ma całe życie przed sobą, szkoda, żeby na wstępie fundował sobie taki regres... Drodzy rodzice, Wasza odpowiedzialność za wybory i motywacje Waszych dzieci jest nie do przecenienia... miejmy tego świadomość...

wtorek, 23 lipca 2013

dzień leniwca

no i jak ja się mam zorganizować???? spisuję listy RZECZY DO ZROBIENIA, a potem oglądam CSI Las Vegas albo filmy, bo nawet czytać mi się nie chce chociaż na półce przynajmniej trzy fantastyczne książki zaczęte, a przynajmniej sześć kolejnych DO PRZECZYTANIA NAJSZYBCIEJ. A to mi się slabo robi, albo myśleć mi się nie chce, albo odkładam i odkładam.... A tu filcowanie zaległe, a tu historia zalega i termin do poprawki Quby się zbliża... A we mnie budzi się zwierzę...LENIWIEC... EH...


AFP PHOTO / LEON NEAL

poniedziałek, 22 lipca 2013

piękno i siła / MEN/ The SCAR Project

fot: The SCAR Project

fot: The SCAR Project

fot: The SCAR Project

fot: The SCAR Project

fot: The SCAR Project

fot: The SCAR Project

fot: The SCAR Project


Gdyby na tych zdjęciach byli mężczyźni pozbawieni przez raka fizycznych atrybutów męskości te obrazy byłyby silne i uderzające swoją prawdą, imponujące siłą tych Mężczyzn, ich niezwykłą godnością w starciu z chorobą i słąbością własnego ciała. Niezwykłą deklaracją. Jednak właśnie TE zdjęcia pochodzące ze The SCAR Project uderzają mnie niezwykle mocno. Bo ci Mężczyźni pozbawieni przez chorobę mięśnia piersiowego, tak bardzo związanego z obrazem Kobiety Amazonki stają nagle na granicy tylu definicji, tylu fundamentalnych spraw związanych z pojęciem męskości, kobiecości, człowieczeństwa, seksualności, siły, cielesności, atawizmu, piękna. Bo dla mnie są przepięklnym przykładem męskiej siły. Atawistycznego wizerunku mężczyzny niezłomnego. Są piękni i pełni godności. Są dla mnie, dla kobiety Amazonki, która tak jak oni nie ma piersi, choć to właściwie zupełnie inna płaszczyzna znaczeniowa, dla mnie są w pewien sposób wzorem. Bo pomimo, że dla nich pierś, mięsień piersiowy jest jeszcze czymś innym niż pierś dla kobiety (chociaż absolutnie nie znaczy, że jest mniej WAŻNY), ta odwaga, z którą stają przed obiektywem, ten sposób patrzenia w niego, to daje siłę. Bo z jednej strony obnaża ich jakby bardziej, w ten trudny do uchwycenia sposób mający swoje poidłoże w naszej współczesnej mentalności, we wzorcach, które funkcjonują od wieków i w definicji męskości, a także człowieczeństwa, które to przeplatają się i łączą w najbardziej spójny sposób. Patrząc na nich jestem im wdzięczna za tę odwagę. Za czas poświęcony na zrobienie tych zdjęć. Bo dają mi nadzieję i siłę. A tego w chorobie oraz w poszukiwaniu siebie na nowo, które ma miejsce codziennie od mastektomii, jest potrzeba najbardziej. Więc dziękuję.

dzianie się

Wczoraj kolejny raz doświdczyłam spotkania człowieka z człowiekiem zwielokrotnionego, a przez to jeszcze piękniejszego. Aneta obdarowała nas swoimi przyjaciółmi. Dzień na tarasie, dzień obżarstwa ponad miarę, dzień, w którym poznaliśmy Ludzi pięknych, wspierających, mądrych. Ludzi,których postawa w obliczu choroby bliskiego człowieka jest wielka i wspaniała. Aneta, DZIĘKI:*:*:*:*:*:*:* a poza tym w takich okolicznościach straszność raka maleje do rangi tyci problemu do rozwiązania;);):):) najważniejsze, że podejmuje się walkę na 100% i wierzy, że się uda ponad wszelką wątpliwość. I tak ma być:):):)

 Poza tym na pytanie Martuli "co się u nas dzieje" nie było mi tak prosto odpowiedzieć, bo uświadomiłam sobie, że obecnie nasze życie jest przepełnione "dzianiem się" w najpiękniejszym wydaniu. Po pierwsze małymi kroczkami zbieram sie do usystematyzowania pracy nad "Bogiem", pisaniem książki i ogarnięciem sesji fotograficznych do Projektu rako-TWÓRCZEGO. Zadanie: usystematyzować te trzy zagadnienia w tym tygodniu. Po drugie zaczęłiśmy wczoraj pracę nad nagrywaniem w formie audiobooków moich bajek terapeutycznych. Te działania zamierzam prowadzić dwutorowo. Po pierwsze kontynuować pisanie, po drugie powolutku będziemy je "audiobukować;)). Kolejna rzecz, to działąnie -niespodzianka dzięki Dominicowi, o którym na razie nie chcę pisać, ale jest źródłem mojej niebywałej radości:):):):) Poza tym kontynuuję historyczne wycieczki naukowe z moim korepetycyjnym młodym adeptem mediawistycznych meandrów historycznych;) Nie zapominając o tyyyylu pomysłach, które nieustannie rodzą mi się w głowie, filcowaniu, do którego powoli wracam, fotografowaniu, które odkrywam, z coraz większą radością. Tak, nasze życie jest przepełnione pięknem i działaniem:):):)i wspaniałymi Ludźmi, którzy stanowią nieustanną inspirację:):):):):):):):):)


piątek, 19 lipca 2013

good day:):):)

DZIŚ LEPSZY DZIEŃ:):):):):) Sprzątam, nadrabiam korespondencję, układam w głowie plan działania:):):) lubię takie dni:):):) jestem tak bardzo wdzięczna za obecność Przyjaciół, tych Ludzi Słońc, którzy są bez względu na wszystko:):):):):):):):jestem szczęśliwa:):):) a dziś dalsze podróże średniowieczne z Qubą;););) mam nadzieję, że nie będę musiała mu bezpośredniej lekcji o średniowiecznych metodach "perswazji" w przypadku braków w pracy domowej;)

szaleństo w ciapki:):):

czwartek, 18 lipca 2013

a tak sobie histeryzuję;)

biel ciszy



Chcę zamilknąć w sposób przypisany bogom
chcę tą ciszę pielęgnować w sobie cicho
chcę już teraz w boskim śpiewie znaleźć ciszę
bo tej ciszy potrzebuję wciąż tak mocno

pragnę istnieć nie znikając w biegu życia
nie chcę śmierci w moim życiu nieustannie
nie chcę bać się kiedy oddech jest znów cięższy
nie chcę czuć, że ciało nagle znikąd słabnie

chcę czuć spokój chcę mieć siłę chcę być skałą
chcę odnaleźć boski spokój sama w sobie
chcę zrozumieć czemu śmierć nie musi boleć
czemu milczeć sama sobie nie pozwolę

chcę wyzwolić się z tej nieustannej ciszy
ciszy bladej głuchej i samotnej
chcę by we mnie znów narodził się koliber
który ufa i jest dźwiękiem samym w sobie



18.07.2013 r.

Moje ciało się buntuje. Od jakiegoś czasu szwankuje. Zaczynam czuć strach. Strach przed tym, że nie rozumiem co do mnie mówi. Dlaczego słabnie? Mam nadzieję, że to kwestia pogody i zmęczenia. Oprócz tego będę miała teraz wszystkie badania i wszystko wyjdzie. I wyjdzie ok. A ja muszę znowu sobie uświadomić, że szkoda czasu na histerie:):):):)

wtorek, 16 lipca 2013

"rakowa" dwutorowość życia

uświadomiłam sobie dziś kolejną ważną rzecz. a mianowicie, że muszę zacząć jeszcze bardziej rozgraniczać kwestię choroby i życia. Do tej pory starałam się żyć najpełniej jak to możliwe (oczywiście włączając w to lepsze i gorsze okresy), ale punktem odniesienia dla wszystkiego był rak i założenie, żeby to Nowe Życie jak najbardziej odróżnić od tego sprzed choroby. Żeby było lepsze, pełniejsze, bardziej wypełnione spełnieniami, spełnionymi marzeniami, mądrzejsze. Wszystko to tak. Z tą różnicą, że chcę mieć takie życie jako JA, a nie jako ja chora na raka. Chcę wprowadzić dwutorowość myślenia. Chcę leczyć się i wygrać z rakiem, ale żyć chcę normalnie, bez tego "rakowego" piętna, bez tego ciągłego życia w contrze do choroby. Nie chcę się nieustannie ścigać z samą sobą w wyścigu o niezwykłe Nowe Życie. Bo ono i tak jest niezwykłe. Niezwykłe dlatego, że wygrane, że lepsze dzięki wyciągniętym wnioskom, dzięki temu, że staram się każdy dzień celebrować, przeżywać go jak najlepiej i jak najpełniej.

Dziś byłam na onkologii, dostałam skierowanie na PET. Wiem, że następne będzie USG i rezonans. Wówczas ostatecznie będziemy znali "grafik" zdrowienia. Nie chcę się już więcej bać. Wiem, że będę tego strachu doświadczać jeszcze tysiące razy, ale wiem, że od dzisiaj będę starać się skupiać bardziej na Życiu niż na śmierci i strachu. Bo szkoda na to czasu. A czas jest jedną z tych rzeczy, które dzięki chorobie doceniam jeszcze bardziej:):):)
źródło: internet

poniedziałek, 15 lipca 2013

recenzje "Boga" i radocha:)

Night of a Thousand Judys: "Love" Justin Vivian Bond

onkologia i logika strachu







Tak często słyszę wspaniałe słowa dotyczące tego jaka dzielna jestem, ile mam siły i w jaki sposób funkcjonuję w kontrze do raka. To niezwykłe, dające siłę słowa. Ogromny prezent. Tylko czasem, tak jak dziś są zupełnie nieodpowiadające rzeczywistości. Dopadło mnie. Dopadło mnie przerażenie. Taki wredny, duszący strach, taki, który czasem przyprawia o mdłości. Bolą mnie kości, a od kilku dni jest ze mną znów trochę fizycznie gorzej. Jutro idę do mojego Doktora. Dostanę skierowania na kolejne badania, prawdopodobnie ustalimy termin kolejnej mastektomii i wstępny zarys dalszego leczenia. Rok i 10 miesięcy. Tyle na razie trwa moje leczenie. Niecałe dwa lata. Nie żałuję że zachorowałam. Jestem wdzięczna, bo dzięki tej chorobie stałąm się takim człowiekiem jakim chcę być. Innym niż przed chorobą. Ale dziś, w przeddzień kolejnej Ważnej Wizyty jest mi niedobrze ze strachu. Boję się bólu, boję się śmierci, boję się przerzutów. I znów przypominają mi się komentarze pod zdjęciem Anny Marii, te w których autorzy piszą, że po "obcięciu cycka" jest przecież luz, że cała histeria dotycząca raka to fanaberia u Amazonek. Myślę, że ci ludzie nie znają tego strachu (albo nie wyciągnęli z niego żadnych wniosków), strachu, że usłyszy się magiczne słowo przerzut, terminalność, bardzo mi przykro. Bo dziś czuję ten strach i staram się go zrozumieć i zaakceptować, ale to bardzo trudne. Bo chcę wierzyć, że żyję, chcę mieć to cudowne poczucie nieograniczoności czasu, tego, że miliony marzeń czekają, żebym je wymarzyła i zrealizowała. Że czeka na mnie tysiące miejsc do zobaczenia, tysiące par butów do kupienia, setki sukcesów do przeżycia. Chcę czuć tą charakterystyczną dla ludzi szczęśliwych nieśmiertelność. Chcę żyć. Bez bólu. Więć proszę, jeśli modlicie się, pomódlcie się o to, żeby wszystko było ok, a ja będę Wam bardzo wdzięczna:):):):)

źródło: internet



Na FB przeczytałam historię o tym jak mała koteczka uwięziona w jakiś sposób w ścianie została  uratowana przez Dobrych Ludzi


Straż Pożarna i Straż Miejska były, usłyszały koci płacz i odjechały. Na szczęście znaleźli się Prawdziwi Ludzie i wyciągnęli to maleństwo pozwalając mu żyć. Ludzie często mówią 'tylko zwierzę". A te "tylko zwierzęta" tyle razy ratują życie,tyle razy kochając w ten swój absolutny sposób pozwaalają przeżyć człowiekowi w najgorszych momentach życia. Mój zwierzyniec jest tego przykładem. Kiedy jeszcze nie pojawił się w moim życiu Seb i kiedy miałam czas, który przy całej swoje wspaniałości, miał momenty, których myślałam, ze nie przetrwam, bo różne rzeczy zbyt bolały, właśnie ta czwórka dawała mi impuls, żeby wstać, wyjść z psem, nakarmić całą ferajnę. Bo byli całkiem moi, całkiem ode mnie zależni i bardzo dużo miłości mi dający. Dlatego czytając takie historie czuję bunt, że ktoś pozwala na śmierć, nieważne kota, psa, człowieka. Ale zawsze jest to śmierć. A taki kot może kiedyś będzie mógł swoją kocią miłością przedłużyć komuś dosłownie życie. Może warto spojrzeć na to z tej perspektywy?

źródło: internet



sobota, 13 lipca 2013

lekkość bytu i zanikanie czasu

nieznośna lekkość bytu... umysł ludzki jest nie do ogarnięcia... jest dobrze, dzieje się, moje życie biegnie torem "ku spełnieniu" otaczają mnie niezwykli, wspaniali ludzie, cudowny mężczyzna jest moim mężem, mam wszystko... więc czemu czasem mam wrażenie, żę funkcjonuję "równolegle" do czasu, do biegu świata, do rzeczywistości? dlaczego w moim życiu jest taka ilość tych cudownych Ludzi- Motyli, najbarwniejszych, najpiękniejszych, najbardziej niezwykłych, a ja jestem z nimi, ale ciągle zbyt mało, obok, z impulsu, zachłystując się ich obecnością, a później nie łapiąc przyczepności w działaniu? złości mnie to, bo czuję brak kompatybilności między sobą a sobą... zagubiam się gdzieś, nie odnajduję, czasem poszukuję, ale jakby nie stykając się z rzeczywistością... wtedy czuję nie-spełnieie...

od dawna śnią mi się sny z ogromną ilością dziania się... dzieje się tam też dużo złego... dużo ciemności, szukania, przemieszczania się, cierpienia... uwielbiam śnić, ale tu też nie rozumiem skąd te sny? dlaczego mój mózg przetwarza ból?

źródło: internet

wtorek, 9 lipca 2013

wieczorne tęsknoty

czasem jest tak, że robi się trzy kroki w tył. a nawet  jeśli nie trzy, to dwa, półtora, czasem pół... regres, Regres, REgres, reGRES, regres, regreSSSSS....i bez względu na ich ilość jest to tak samo irrrytujące.... bo na przykład proszę sobie imaginować (sic!;)), że wracają do mnie przynajmniej dwie rzeczy, o których myśleć nie chcę dla własnego spokoju i harmonii wewnętrznej. Takich rzeczy jest oczywiście więcej, bo takich życiowo-emocjonalnych drzazg, takich dawnych złamań i załamań, które bolą na zmianę pogody i nie tylko mam oczywiście, jak każdy, więcej. Obecnie prym wiodą dwie takie "nie-zapominajki-a-niech-je-cholera". Jedna z nich, stażem zdecydowanie krótsza i taka, która właściwie nie powinna tak uwierać wkurza mnie jeszcze bardziej, bo pozwalam, żeby czyjaś małość mnie uciskała wewnętrznie... bo rozmawiając z panem dyrektorem X, nazwijmy go umownie, słyszałam ach i och i nie jest Pani anonimowa, ja również, jeśli będzie możliwość i sranie w banię i jeszcze ach i och. I okazuje się, że jednak to wszystko w charakterze "pieprzenie kotka za pomocą młotka" i owszem przyjmuje, ale nie mnie. I tak nieuprzejmie pytam to po jaką cholerę te uprzejmości? eh... a najgorsze jest to, że wierzę absolutnie, że po prostu coś lepszego, innego na mnie czeka, czego teraz jeszcze nie wiem, nie dostrzegam. Ale boli, bo się czuję nieco wystrychnięta nomen omen na Dudka... tylko, że moje Dudki cudowne, a ten to raczej wychodzi, że na dupka...eh... i tak sobie myślę, że potrzeba mi tego dystansu dużo dużo jeszcze. I myślę, że od Cezika chcę się uczyć tego dystansu, bo czerpie siłę właśnie z "podcinaczy skrzydeł" i w tę siłę właśnie rośnie najpiękniej jak można. Więc chcę się uczyć:):):) i mam nadzieję, że się nauczę na tyle, żeby takie wieczorne tęsknoty za teatrem i adrenaliną rodem z najcudowniejszych prób katalizować wiarą w sens i cierpliwością...

A oprócz tego zdobyłam pierwszy "historyczny przyczółek" Polski dzielnicowej z moim Qubą tak ładnie się uczącym. Teraz już wiem, że z Leszkiem Białym spotkać się mieli ten z nogą Laskonogi, ten z brodą Brodaty i ten z Mazowsza Mazowiecki, że Świętopełk i Odonic to wredni spiskowcy, że Władysława kojarząc z Włodziem i Władzą można poprzez chciwość doprowadzić do Wygnańca, a Krzywousty testament swój krzywo dyktując doprowadził do tegoż rozbicia. Zabawa na całego, a poza tym każdemu polecam dokumenty BBC Knowledge na tematy związane ze średniowieczem. Perełeczki:):):) Next time Kazimierz Wielki w podróży przez miasta i wsie średniowiecza czyli mediawistyczny PTTK;) czekam:):):):)

poniedziałek, 8 lipca 2013

cafe latte karmelowe i średniowieczne meandry historii;)





Słońce:):):):) jaskółki:):):) telefon od ukochanej Gryszuni:):):):) cudowna energia, która bije wręcz od Waszych wpisów FBkowych, a która daje mega power:):):):) jestem szczęśliwa:):):) dziś odpoczywam, jestem dla siebie dobra poczynając od cafe latte i parówek sojowych na śniadanie, a kończąc na jednym, no może dwóch odcinków Castel'a na kinomaniaku;);););) a potem stanę w szranki z historią czasów średniowiecza, bo zaczynam radosny etap korepetycji dla pewnego młodego gentelmena z drugiej gimnazjum, który został postawiony przed faktem dokonanym poprawki;) no cóż:) historio witaj:):):) radocha, bo wreszcie po kilkunastu latach wracam do historii, do której zbierałam się i zbierałam, żeby nieco zmądrzeć;) a tu taka miła okazja:):):) ach jakiż to piękny dzień:):):)


niedziela, 7 lipca 2013

recenzje dające radochę:):):)

http://www.multibiblioteka.waw.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2403:o-mioci-marzeniu-zwycistwie-i-kobiecoci-niezwyky-spektakl-teatralny-w-czytelni&catid=78:rok-2013&Itemid=132

Bóg jest kobietą o jednej piersi jest jest dla mnie nieustannie zadziwiającą przygodą. Niezwykła energia, tak bogata, tak pełna dobrego, która do nas wraca jest jak fala oceanu. Nie do ogarnięcia dla mnie na tym etapie:)):):):):) ale daje cudowne poczucie Sensu i Radość:):):):) ogromną:):):)

i cóż dodać..."celulitis jest problemem w przeciwieństwie do braku piersi" / master class of life








W domu:) Wróciliśmy. Pełniejsi, bogatsi, bliźsi sobie, kolejny raz zakochani. Mam cudownego Męża. W piątek, mimo, że bardzo długo trwaliśmy przy decyzji, że ze względu na brak warunków (brak odpowiedniego instrumentu etc) nie podejmiemy się pokazania nawet fragmentu naszego spektaklu (jego szkicu, bo na razie tak funkcjonuje). Nie chcieliśmy bo obydwoje uważamy, że jeśli coś robimy musi to być profesjonalne i nie schodzić poniżej pewnego poziomu. Choćby z szacunku dla Ludzi, którzy staną się odbiorcami naszej pracy. W końcu jednak zdecydowaliśmy się zaryzykować i zrobić experymentalną formę naszego (i tak nieustannie experymentalnego spektaklu;)). Zrezygnowaliśmy całkowicie z utworów muzycznych, natomiast wmontowaliśmy w tekst muzykę Sebastiana. Fantastyczne doświadczenie. Cudowni właściciele "Kamy" (naszego ośrodka) dokonali cudów, żeby zapewnić nam jak najbardziej sceniczne warunki. Udało im się. Są niezwykli:):):) Bóg jest kobietą... poszedł całkiem inaczej niż dotąd. Nabrał innego wyrazu. Myślę, że w pewnym sensie poszliśmy do przodu, że jest lepiej. Ogromna w tym zasługa Ludzi, z którymi spędziliśmy ostatni czas oraz tych przedstawicieli Koalicji Organizacji Pacjentów Onkologicznych, z którymi mieliśmy okazję rozmawiać w ten niezwykły osobisty sposób, który jest darem zaufania i otwartości.



 Myślę o tym wszystkim i przypominają mi się komentarze dotyczące zdjęcia Anny Marii, które ostatnimi czasy na onecie i wp wywołało taką burzę. Dziś pomyślałam, że komentarze, w których autorzy opisywali Amazonki jako "baby, które robią wielkie halo z tego, że nie mają cycka, a przecież tak wielu NAPRAWDĘ chorych na raka, a tu te cycki tylko w głowach", jak bardzo tacy żenująco ograniczeni i plujący jadem ludzie, ludziki, jak nic nie wiedzą  raku i raku piersi. Jak zupełnie nie zdają sobie sprawy z tego nieustannego zagrożenia przerzutami (szczególnie do jajników i kości, ale także całej masy innych możliwości jak płuca itd.), o tym jak często przez dziesięciolecia po mastektomii czyli tym "ot po prostu obcięciu piersi" zmagają się z licznymi nawrotami, przerzutami, kolejnymi chemiami, licznymi operacjami, bólem, strachem. Jak bardzo żałosne są tego typu komentarze w momencie, kiedy każdy z nas miewa problemy z samoakceptacją, nie mówiąc już o seksualności, wynikające z nadwagi, kompleksów, celulitisu. I kiedy myślę, że ktoś kto tak bagatelizuje wagę posiadania zdrowych i obydwu piersi u kobiety,że ten ktoś pewnie nieraz narzeka, że jest gruby, albo, że celulitis, albo, że... (tu wpisać najbardziej nielubianą lub powodującą nasze kompleksy cechę, część ciała, wagę), w takich chwilach czuję złość. Że na raka mam nadzieję w końcu będziemy mieli kompleksowe lekarstwa, ale obawiam się, że na zaściankowość mentalną i głupotę nie uda się takowych wynaleźć. Ale nawet mimo zetknięcia z tym gorszym obliczem człowieka-człowieczka, po tym cudownym czasie spędzonym w Sierakowie wiem, że świat jest dobry, a Ludzie, tacy jak ci, których mieliśmy zaszczyt spotkać w ramach warsztatów dla par, powodują, że staje się jeszcze lepszy i bardziej wartościowy. Tak bardzo bym chciała, żeby młodzież, która kształtuje swoje priorytety i wzorce, także te seksualne, dotyczące kobiecości, męskości, relacji w związku, żeby miała szansę stykać się z takimi Ludźmi, żeby mogła chłonąć ich umiejętność radzenia sobie z problemami i dzielenia miłością i czułością oraz niezwykłą mądrością. Bo ten kapitał, przekazywany z taką klasą, godnością, szacunkiem jest bezcenny. My mamy to szczęście, że mogliśmy go otrzymać. Wspólnie:):):):)

Natomiast po powrocie Shiva pokazała jak cieszy się pies, który kocha ponad życie i został zostawiony z tą miłością na tydzień:):):):) szaleństwo bez barier:):):):) i wokalny popis ody do powrotu;) polecam każdemu:):):):):)

środa, 3 lipca 2013

cud seksualności



źródło: internet


Odkrywanie intymności w związku. Warsztaty z Moniką Jankowską i naszą Grupą z warsztatów dla par dla Amazonek i ich Partnerów z dnia na dzień uświadamiają mi, że uczestniczymy w czymś absolutnie unikatowym. Nasza Grupa, o której już pół żartem pół serio mówimy, że jest rodzinna, stanowi swoisty fenomen społeczny. Posiada pełen przekrój wiekowy, stażu chorobowego oraz małżeńskiego. Zawiera pełen wachlarz zawodów, branż oraz każdego innego kryterium. Posiada również coś, co czyni ją zjawiskiem wybitnym. Jest zbiorowiskiem dziewięciu par, które mimo najtrudniejszych przeżyć (nawet kilkudziesięciu lat walki z rakiem oraz innymi chorobami nękającymi OBYDWIE STRONY MAŁŻEŃSTWA) Ludzie ci stanowią najpiękniejszy, najbardziej wzruszający, najszlachetniejszy przykład odwagi, godności, męstwa, dobroci (bo w większości są bardzo zaangażowani w działalność społeczną, nie tylko tą związaną z nowotworami). Są także, a właściwie tu dochodzę do meritum sprawy, najbardziej wiarygodnym, najpiękniejszymi dowodami na istnienie najgłębszej, najpiękniejszej, najbardziej czułej, pełnej akceptacji i bezgranicznego oddania miłości. Dzisiejsze zajęcia poświęcone w całości warsztatowi związanemu z seksualnością były dla mnie jak trzęsienie ziemi. Od tylu lat prowadząc różne warsztaty z różnymi grupami myślałam, że coś wiem. Myślałam, że coś wiem o sobie, o Sebie. Owszem, wiem, ale okazało się kolejny raz jak niewielka jeszcze jest owa wiedza. Bo do tej pory myślałam, że przy moim najlepszym z Mężów, który mnie rozbestwia i rozpuszcza jestem typowym przykładem małego egoisty, a dziś okazało się jak cudownie odnajduję się po stronie "dającej", a nie tylko "przyjmującej".  Takich zaskoczeń były dziś dziesiątki. Za każde z nich czuję ogromną wdzięczność. Poza tym ilość wzruszeń obecna przy obserwacji jak nasi współwarsztatowicze okazują sobie miłość i czułość w każdym słowie, geście, zadaniu. Jak są uwanżi w stosunku do siebie, jak się kochają, taką prawdziwą , piękną miłością, była OLBRZYMIA. Stwierdziłam, że wszystkie komedie romantyczne przy nich to pikuś, na żadnym maratonie nie płakałam tyle razy co dziś. Są PIĘKNI. A my mamy zaszczyt poznania ich w takich, tak wymagających szczerości, otwartości i zaufania okolicznościach.


fot. THE SCAR PROJECT

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, 

a miłości bym nie miał, 
stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. 
Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadł wszelką wiedzę, i miał tak wielką wiarę, iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, 
byłbym niczym. 
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, 
a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, 
nic mi nie pomoże. 
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; 
nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; 
nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. 
Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. 
Miłość nigdy nie ustaje, 
[nie jest] jak proroctwa, 
które się skończą, choć zniknie dar języków i choć wiedzy [już] nie stanie. 
Po części bowiem tylko poznajemy i po części prorokujemy. 
Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. 
Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecinne. 
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [ujrzymy] twarzą w twarz. 
Teraz poznaję po części, wtedy zaś będę poznawał tak, jak sam zostałem poznany. 
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: największa z nich [jednak] jest miłość.

Z Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian (1 Kor 13, 1-13)

poniedziałek, 1 lipca 2013

niestabilność

niestabilność


czasem tak bardzo siebie nie rozumiem. "wszystko w swoim czasie" i mówiąc to już zaczynam czuć niespełnienie, gonitwę, głód doświadczeń. "jest ok" "nareszcie się spełniam" "szukanie nowych dróg rozwoju i realizacji".... no i cóż... i wystarczy drobiazg, coś się odwleka, coś czeka na nadanie mu kształtu, coś nie pędzi w dół pi ścieżce progresji... frustracja. A jeszcze kiedy staję się świadkiem czegoś w teatrze co mnie zwala z nóg, pozbawia oddechu, rozwala na kawałeczki, to chcę krzyczeć. Krzyczeć, że ja też tak chcę.... bo chcę.... a teraz zasypiam... eh...

para do pary

pary do pary:):):)


Sieraków. Warsztaty dla par organizowane przez Federację Stowarzyszenia Amazonek. Doświadczenie polecane przeze mnie absolutnie każdej parze. Tydzień warsztatowej pracy przez zabawę i fajnie skonstruowane zajęcia. Mój Mąż i ja. Osiem innych par. Jesteśmy najmłodsi, ale to już norma i absolutnie nam nie przeszkadza. Wprost przeciwnie. Chłoniemy cudowne wzorce Ludzi, którzy są dowodem na to, że można spędzić ze sobą kilkadziesiąt lat w miłości, szacunku, w ekstremalnych warunkach związanych z nowotworami i nadal dostrzegać potrzebę pracy nad sobą, nad związkiem. Piękna lekcja. i w dodatku w ciszy, w lesie, w słońcu.

A Listy do M.  nieodłącznie mnie urzekają:):):) natomiast Para do poprawki jest godna polecenia