Od dwóch dni jestem świadkiem czegoś niebywałego. Zdjęcie Ani, które zrobiła mi po operacji i jego publikacja wywołało niebywałą dyskusję o raku etc. Jestem szczęśliwa, bo to jedno z założeń mojego projektu rako-TWÓRCZEGO, żeby fantastyczni fotografowie, którzy zadeklarowali już tak dawno swoją chęć współuczestnictwa w nim, zrobili, każdy wierny swojej estetyce i stylistyce, sesje zdjęciowe ludziom(nie tylko Amazonkom), którzy chorują lub chorowali i zwyciężyli z nowotworem lub inną przewlekłą chorobą lub niepełnosprawnością. Bo chcę pokazać wraz z nimi LUDZI a nie ideę choroby. Chcę pokazać tą cichą walkę często na śmierć i życie, to zmaganie się z sobą, z własną cielesnością, fizycznością, seksualnością. Marzę o tym, żeby pokazać jak ci ludzie pięknie walczą codziennie o siebie, czasem z najtrudniejszym przeciwnikiem bo z samym, z samą sobą. Chcę pokazać jak piękni, jak silni, jak mocni i kreatywni są. Jak pełni erotyzmu nawet w najbardziej okaleczonym przez chorobę ciele. Chcę pokazać jak ważni są ludzie będący osobami wspierającymi (małżonkowie, przyjaciele, rodziny). Chcę pokazać, że ci ludzie się NIE PODDAJĄ. Że żyją pełnią życia, że kochają, marzą, zdobywają świat. Taki cel miała również ta sesja. Bo sama sobie chciałam pokazać, że bez tego tak "konstytuującego" moją kobiecość we współczesnym świecie atrybutu mogę patrzeć na siebie bez obrzydzenia, że mogę pokochać swoją cielesność na nowo, że nie chcę uciekać. Gdyby nie mój Mąż byłoby mi tysiąc razy ciężej. Bo to jego oczami patrzę do tej pory na siebie, szczególnie kiedy to patrzenie wymaga dużo samozaparcia. I za to codziennie jestem wdzięczna. Dlatego wiem, jak ważna jest ta dyskusja, jak obnaża naszą społeczną "niedouczoność", brak tolerancji, nieświadomość. Pokazuje płaszczyzny, na których jest jeszcze dużo do zrobienia i to jest bezcenne. Taki jest jeden z celów projektu rako-TWÓRCZEGO, jego części związanej z fotografią. A z drugiej strony ta sytuacja pokazuje jak WSPANIALI, MĄDRZY LUDZIE ŻYJĄ WŚRÓD NAS. i JESTEM DUMNA I ZASZCZYCONA, że tylu z Was nie od dziś gości w moim życiu:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
środa, 26 czerwca 2013
gadżeciara i małe radości:):):):):)
Od dwóch dni jestem świadkiem czegoś niebywałego. Zdjęcie Ani, które zrobiła mi po operacji i jego publikacja wywołało niebywałą dyskusję o raku etc. Jestem szczęśliwa, bo to jedno z założeń mojego projektu rako-TWÓRCZEGO, żeby fantastyczni fotografowie, którzy zadeklarowali już tak dawno swoją chęć współuczestnictwa w nim, zrobili, każdy wierny swojej estetyce i stylistyce, sesje zdjęciowe ludziom(nie tylko Amazonkom), którzy chorują lub chorowali i zwyciężyli z nowotworem lub inną przewlekłą chorobą lub niepełnosprawnością. Bo chcę pokazać wraz z nimi LUDZI a nie ideę choroby. Chcę pokazać tą cichą walkę często na śmierć i życie, to zmaganie się z sobą, z własną cielesnością, fizycznością, seksualnością. Marzę o tym, żeby pokazać jak ci ludzie pięknie walczą codziennie o siebie, czasem z najtrudniejszym przeciwnikiem bo z samym, z samą sobą. Chcę pokazać jak piękni, jak silni, jak mocni i kreatywni są. Jak pełni erotyzmu nawet w najbardziej okaleczonym przez chorobę ciele. Chcę pokazać jak ważni są ludzie będący osobami wspierającymi (małżonkowie, przyjaciele, rodziny). Chcę pokazać, że ci ludzie się NIE PODDAJĄ. Że żyją pełnią życia, że kochają, marzą, zdobywają świat. Taki cel miała również ta sesja. Bo sama sobie chciałam pokazać, że bez tego tak "konstytuującego" moją kobiecość we współczesnym świecie atrybutu mogę patrzeć na siebie bez obrzydzenia, że mogę pokochać swoją cielesność na nowo, że nie chcę uciekać. Gdyby nie mój Mąż byłoby mi tysiąc razy ciężej. Bo to jego oczami patrzę do tej pory na siebie, szczególnie kiedy to patrzenie wymaga dużo samozaparcia. I za to codziennie jestem wdzięczna. Dlatego wiem, jak ważna jest ta dyskusja, jak obnaża naszą społeczną "niedouczoność", brak tolerancji, nieświadomość. Pokazuje płaszczyzny, na których jest jeszcze dużo do zrobienia i to jest bezcenne. Taki jest jeden z celów projektu rako-TWÓRCZEGO, jego części związanej z fotografią. A z drugiej strony ta sytuacja pokazuje jak WSPANIALI, MĄDRZY LUDZIE ŻYJĄ WŚRÓD NAS. i JESTEM DUMNA I ZASZCZYCONA, że tylu z Was nie od dziś gości w moim życiu:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
A żeby nie było znów tak poważnie.... jestem pooootworną gadżeciarą:):):):):) i ku mojej ogromnej radości szczęśliwego trzylatka przedłużyliśmy dziś obydwoje z Sebem umowy i z dziką radością poznajemy nowe telefony;););)duża dziewczynka i duży chłopczyk w akcji:):):):) ach te zabawki:):):) tylko nadal nie rozumiem: czemu nie przeniosło mi zdjęć do kontaktów??????eh...;)
Od dwóch dni jestem świadkiem czegoś niebywałego. Zdjęcie Ani, które zrobiła mi po operacji i jego publikacja wywołało niebywałą dyskusję o raku etc. Jestem szczęśliwa, bo to jedno z założeń mojego projektu rako-TWÓRCZEGO, żeby fantastyczni fotografowie, którzy zadeklarowali już tak dawno swoją chęć współuczestnictwa w nim, zrobili, każdy wierny swojej estetyce i stylistyce, sesje zdjęciowe ludziom(nie tylko Amazonkom), którzy chorują lub chorowali i zwyciężyli z nowotworem lub inną przewlekłą chorobą lub niepełnosprawnością. Bo chcę pokazać wraz z nimi LUDZI a nie ideę choroby. Chcę pokazać tą cichą walkę często na śmierć i życie, to zmaganie się z sobą, z własną cielesnością, fizycznością, seksualnością. Marzę o tym, żeby pokazać jak ci ludzie pięknie walczą codziennie o siebie, czasem z najtrudniejszym przeciwnikiem bo z samym, z samą sobą. Chcę pokazać jak piękni, jak silni, jak mocni i kreatywni są. Jak pełni erotyzmu nawet w najbardziej okaleczonym przez chorobę ciele. Chcę pokazać jak ważni są ludzie będący osobami wspierającymi (małżonkowie, przyjaciele, rodziny). Chcę pokazać, że ci ludzie się NIE PODDAJĄ. Że żyją pełnią życia, że kochają, marzą, zdobywają świat. Taki cel miała również ta sesja. Bo sama sobie chciałam pokazać, że bez tego tak "konstytuującego" moją kobiecość we współczesnym świecie atrybutu mogę patrzeć na siebie bez obrzydzenia, że mogę pokochać swoją cielesność na nowo, że nie chcę uciekać. Gdyby nie mój Mąż byłoby mi tysiąc razy ciężej. Bo to jego oczami patrzę do tej pory na siebie, szczególnie kiedy to patrzenie wymaga dużo samozaparcia. I za to codziennie jestem wdzięczna. Dlatego wiem, jak ważna jest ta dyskusja, jak obnaża naszą społeczną "niedouczoność", brak tolerancji, nieświadomość. Pokazuje płaszczyzny, na których jest jeszcze dużo do zrobienia i to jest bezcenne. Taki jest jeden z celów projektu rako-TWÓRCZEGO, jego części związanej z fotografią. A z drugiej strony ta sytuacja pokazuje jak WSPANIALI, MĄDRZY LUDZIE ŻYJĄ WŚRÓD NAS. i JESTEM DUMNA I ZASZCZYCONA, że tylu z Was nie od dziś gości w moim życiu:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
wtorek, 25 czerwca 2013
KONTROWERSJE
http://wiadomosci.wp.pl/gid,15762346,kat,1342,title,Gdansk-Press-Photo-2013,galeria.html?ticaid=110d58&_ticrsn=3
Cudowna wiadomość, Anna Maria zdobyła nagrodę Gdańskiego Press Photo. W dodatku za zdjęcie, którym oswajałyśmy moją kobiecość niepełną, obgryzioną. Zdjęcie dzięki któremu chciałam zobaczyć w sobie człowieka, bo gdzieś pomiędzy strachem przed śmiercią, nieznanym doświadczeniem walki z chorobą a plątaniną plastikowych rurek od kroplówki, drenów i sączków gdzieś się gubi to swoje jednostkowe "ja". Tym większa radość z jej wygranej. Bo zasłużyła, bo dała mi coś bezcennego. Przy tej okazji potwierdziła się również moja teoria na temat deficytu i ogromnej potrzeby oswajania naszego społeczeństwa z nowotworami, dokształcania go, cywilizowania. Bo komentarze wartościujące tego raka ponad tym, ośmieszanie Amazonek jako tych co to po "obcięciu" piersi niepotrzebnie robią z siebie ofiary, dewaluacja i ośmieszanie chorych. To jedno. Drugie to żenujące braki podstawowej wiedzy dotyczącej leczenia, specyfiki i rehabilitacji, a także profilaktyki nowotworów. Przerażające. Przerażające w tym samym stopniu co ilość jadu, frustracji i nieszczęścia wyzierające z tych komentarzy. To tak niewiarygodnie smutne. I tak bardzo potwierdza, że mój Projekt rako-TWÓRCZY ma sens, że jest potrzebny, że warto. Poza tym w tej sytuacji niebywałą radością napawa ta namacalna obecność moich Przyjaciół i Znajomych oraz całkowite zrozumienie i wsparcie Rodziny. Dlatego wiem, że ja mam szczęście. I nawet w takie dni jak dziś, kiedy blizny bolą mnie jakby mi na żywca je ktoś "przeorganizował, a kości i mięśnie przypominają sobie jak to jest boleć na maxa, to i tak wiem, że moje życie jest tak niewiarygodnie piękne:):):):) NAMASTE:):):):)
http://wiadomosci.wp.pl/gid,15762346,kat,1342,title,Gdansk-Press-Photo-2013,galeria.html?ticaid=110d58&_ticrsn=3
fot. Anna Maria Biniecka |
poniedziałek, 24 czerwca 2013
śni mi się i śni
uwielbiam spać, a ostatnio śpię jeszcze więcej niż mogłabym wyśnić. wczoraj przespałam większą część dnia. tak po prostu. organizm chyba się tego domaga. ale oprócz ej fizjologicznej funkcji uwielbiam jeszcze jeden aspekt spania. właściwie to nawet trzy. Primo: możliwość przytulania się do Seba (mogę wpisywać to absolutnie w rubrykę "hobby"), secundo: przytulanie się do mnie kotów (mruczenie powoduje, że odpadam już przy drugim "takcie" mruczanda":)), tertio: bo mi się śni. A śni mi się więcej niż roczna statystyka w bollywoodzie:) śni mi się dynamicznie, z akcją, z jej zwrotami, z kolorami. Był nawet relatywnie nieodległy czas, kiedy perspektywa snu była dla mnie wręcz męcząca, bo tyle się w tych moich snach działo. Tak jak bym co noc była na maratonie filmowym. Dziś też mi się śniło. Trochę chodzenia, wędrowania, podróżowania, trochę magii, trochę akcji. I to, że w wszyscy chciali mi stawiać drinki, a ja skromnie tylko piwo zamiast jakiegoś mohito czy whisky z colą. No nawet we śnie nie potrafię się zachować;)
http://www.youtube.com/watch?v=2Lz4sAmcZ70
Czytam Chustkę nadal. Poznaję dzięki niej dużo, bardzo dużo. Siebie, raka, muzykę, teksty. Wdzięczność... i smutek, że nie mogę jej tego powiedzieć. Przypominam sobie pierwszy raz, kiedy zetknęłam się z jej osobą poprzez wpisy na stronie Rak'n'Rolla. I pamiętam zdziwienie wynikające z obecności tam, wśród wielu komentarzy przepełnionych podziwem, życzliwością, ciepłem, także takich, które były przykre. Pisano w nich o tym w jaki sposób odnosiła się czasem do swoich wirtualnych korespondentów, a także o kontrowersjach jakie budziło jej pisanie. Zadziwiły mnie wówczas te komentarze. Czytałam je krótko po śmierci Joasi. W trakcie mojej walki z rakiem, która dopiero nabierała prędkości. Dopiero się rozpoczynała. Dziś z perspektywy prawie dwóch lat jej trwania, kończąc czytanie Chustki poczułam smutek, że tak późno o niej usłyszałam. Za późno. Chociaż wierzę, że tak po prostu miało być. Bo wierzę, że wszystko ma swój czas i swoje miejsce. Ale kończąc Chustkę właśnie dziś tak bardzo chciałabym, żeby ci, którzy w ten sposób komentowali osobę Joasi i wszystko co się z nią wiązało, żeby przeczytali tę książkę. Bo warto na chwilę zatrzymać się i spojrzeć na wszystko z tej perspektywy.
uwielbiam spać, a ostatnio śpię jeszcze więcej niż mogłabym wyśnić. wczoraj przespałam większą część dnia. tak po prostu. organizm chyba się tego domaga. ale oprócz ej fizjologicznej funkcji uwielbiam jeszcze jeden aspekt spania. właściwie to nawet trzy. Primo: możliwość przytulania się do Seba (mogę wpisywać to absolutnie w rubrykę "hobby"), secundo: przytulanie się do mnie kotów (mruczenie powoduje, że odpadam już przy drugim "takcie" mruczanda":)), tertio: bo mi się śni. A śni mi się więcej niż roczna statystyka w bollywoodzie:) śni mi się dynamicznie, z akcją, z jej zwrotami, z kolorami. Był nawet relatywnie nieodległy czas, kiedy perspektywa snu była dla mnie wręcz męcząca, bo tyle się w tych moich snach działo. Tak jak bym co noc była na maratonie filmowym. Dziś też mi się śniło. Trochę chodzenia, wędrowania, podróżowania, trochę magii, trochę akcji. I to, że w wszyscy chciali mi stawiać drinki, a ja skromnie tylko piwo zamiast jakiegoś mohito czy whisky z colą. No nawet we śnie nie potrafię się zachować;)
Siódmy anioł
Siódmy anioł
jest zupełnie inny
nazywa się nawet inaczej
Szemkel
to nie co Gabriel
złocisty
podpora tronu
i baldachim
ani to co Rafael
stroiciel chórów
ani także
Azrael
kierowca planet
geometra nieskończoności
doskonały znawca fizyki teoretycznej
Szemkel
jest czarny i nerwowy
i był wielokrotnie karany
za przemyt grzeszników
między otchłanią
a niebem
jego tupot nieustanny
nic nie ceni swojej godności
i utrzymują go w zastępie tylko ze względu na liczbę siedem
ale nie jest taki jak inni
nie to co hetman zastępów
Michał
cały w łuskach i pióropuszach
ani to co Azrafael
dekorator świata
opiekun bujnej wegetacji
ze skrzydłami jak dwa dęby szumiące
ani nawet to co
Dedrael
apologeta i kabalista
Szemkel Szemkel
- sarkają aniołowie
dlaczego nie jesteś doskonały
malarze bizantyjscy
kiedy malują siedmiu
odtwarzają Szemkela
podobnego do tamtych
sądzą bowiem
że popadliby w herezję
gdyby wymalowali go
takim jak jest
czarny nerwowy
w starej wyleniałej aureoli
jest zupełnie inny
nazywa się nawet inaczej
Szemkel
to nie co Gabriel
złocisty
podpora tronu
i baldachim
ani to co Rafael
stroiciel chórów
ani także
Azrael
kierowca planet
geometra nieskończoności
doskonały znawca fizyki teoretycznej
Szemkel
jest czarny i nerwowy
i był wielokrotnie karany
za przemyt grzeszników
między otchłanią
a niebem
jego tupot nieustanny
nic nie ceni swojej godności
i utrzymują go w zastępie tylko ze względu na liczbę siedem
ale nie jest taki jak inni
nie to co hetman zastępów
Michał
cały w łuskach i pióropuszach
ani to co Azrafael
dekorator świata
opiekun bujnej wegetacji
ze skrzydłami jak dwa dęby szumiące
ani nawet to co
Dedrael
apologeta i kabalista
Szemkel Szemkel
- sarkają aniołowie
dlaczego nie jesteś doskonały
malarze bizantyjscy
kiedy malują siedmiu
odtwarzają Szemkela
podobnego do tamtych
sądzą bowiem
że popadliby w herezję
gdyby wymalowali go
takim jak jest
czarny nerwowy
w starej wyleniałej aureoli
http://www.youtube.com/watch?v=2Lz4sAmcZ70
Czytam Chustkę nadal. Poznaję dzięki niej dużo, bardzo dużo. Siebie, raka, muzykę, teksty. Wdzięczność... i smutek, że nie mogę jej tego powiedzieć. Przypominam sobie pierwszy raz, kiedy zetknęłam się z jej osobą poprzez wpisy na stronie Rak'n'Rolla. I pamiętam zdziwienie wynikające z obecności tam, wśród wielu komentarzy przepełnionych podziwem, życzliwością, ciepłem, także takich, które były przykre. Pisano w nich o tym w jaki sposób odnosiła się czasem do swoich wirtualnych korespondentów, a także o kontrowersjach jakie budziło jej pisanie. Zadziwiły mnie wówczas te komentarze. Czytałam je krótko po śmierci Joasi. W trakcie mojej walki z rakiem, która dopiero nabierała prędkości. Dopiero się rozpoczynała. Dziś z perspektywy prawie dwóch lat jej trwania, kończąc czytanie Chustki poczułam smutek, że tak późno o niej usłyszałam. Za późno. Chociaż wierzę, że tak po prostu miało być. Bo wierzę, że wszystko ma swój czas i swoje miejsce. Ale kończąc Chustkę właśnie dziś tak bardzo chciałabym, żeby ci, którzy w ten sposób komentowali osobę Joasi i wszystko co się z nią wiązało, żeby przeczytali tę książkę. Bo warto na chwilę zatrzymać się i spojrzeć na wszystko z tej perspektywy.
niedziela, 23 czerwca 2013
Chustka
czytam Chustkę Joasi Sałygi. Już się nie śmieję tak jak na początku. Bo na początku czytałam fragmenty Mężowi i Gosiakowi i śmiałam się do rozpuku. Autopsja z jednej a cudowny humor i język Joasi z drugiej strony powodowały, że czytało mi się cudownie. Teraz czyta mi się gorzej. Powtarzam schemat oglądania "50/50" i "Odrobiny nieba" z Kate Hudson (PRZEPIĘKNY FILM, POLECAM KAŻDEMU JAKO CUDOWNY OBRAZ JAK MOŻNA CIESZYĆ SIĘ ŻYCIEM:):):)). Do pewnego momentu recepcji jest fajnie. Potem już gorzej. Bo zaczyna się powtórka z rozrywki, bo chemia, bo wszystkie skutki uboczne, bo tak jak u Joasi neupogen i te cholerne bóle kości i mięśni przez ponad pół roku. Przerażające jest to, że z perspektywy to wszystko wygląda jeszcze gorzej. I strach. Bo w momentach kiedy ona pisze, że jest lepiej, ja wiem, że to chwilowe, bo wystarczy odwrócić kilka kartek i zobaczyć wykres na początku książki. Czasem się boję i bez tego. Chociaż nie wiem czy o tym pisałam, chyba nie. Tak dygresyjnie. Uwielbiam adrenalinę. Wszystkie sporty extremalne (no prawie), spontaniczne wyprawy, odczuwanie życia każdym nerwem. U-W-I-E-L-B-I-A-M TOOO!!! OD ZAWSZE. Ale ostatnio dotarło do mnie w czasei moich wyjazdowych "niedziel", że straciłam strach będący udziałem większości ludzi. Nie tracąc jasności umysłu i zachowując (mam nadzieję) zdrowy rozsądek jestem w stanie dojść do extremalnej granicy bezpieczeństwa. Tego wynikającego z wysokości, przestrzeni, szybkości. I nie chodzi tu wcale o to, że ją przekraczam, że ryzykuję głupio zdrowie i życie. Absolutnie nie, tym bardziej, że każda jego minuta jest dla mnie bezcenna. Ale nie boję się. I to jest moje kolejne zwycięstwo dzięki rakowi. Równoważone tym strachem, że w każdej chwili ten koszmar choroby może znów wrócić lub wszystko może się nagle skończyć, bo po prostu umrę. Ale to poczucie wolności od strachu, od lęku, który był moim udziałem od zawsze (stany lękowe były jednym z najlepiej mi znanych stanów umysłu i jednym z tych aspektów jego działania, z którymi walczyłam od zawsze). Dlatego chcę powiedzieć, że to poczucie, że wreszcie po trzydziestu latach pokonałam strach, powoduje, że jestem BARDZO BARDZO SZCZĘŚLIWA. SZCZĘŚLIWA I WOLNA. I ŻE DZIĘKI TEMU SPEŁNIŁAM JEDNO Z NAJWIĘKSZYCH MARZEŃ MOJEGO ŻYCIA. NIE BOJĘ SIĘ.
czytam Chustkę Joasi Sałygi. Już się nie śmieję tak jak na początku. Bo na początku czytałam fragmenty Mężowi i Gosiakowi i śmiałam się do rozpuku. Autopsja z jednej a cudowny humor i język Joasi z drugiej strony powodowały, że czytało mi się cudownie. Teraz czyta mi się gorzej. Powtarzam schemat oglądania "50/50" i "Odrobiny nieba" z Kate Hudson (PRZEPIĘKNY FILM, POLECAM KAŻDEMU JAKO CUDOWNY OBRAZ JAK MOŻNA CIESZYĆ SIĘ ŻYCIEM:):):)). Do pewnego momentu recepcji jest fajnie. Potem już gorzej. Bo zaczyna się powtórka z rozrywki, bo chemia, bo wszystkie skutki uboczne, bo tak jak u Joasi neupogen i te cholerne bóle kości i mięśni przez ponad pół roku. Przerażające jest to, że z perspektywy to wszystko wygląda jeszcze gorzej. I strach. Bo w momentach kiedy ona pisze, że jest lepiej, ja wiem, że to chwilowe, bo wystarczy odwrócić kilka kartek i zobaczyć wykres na początku książki. Czasem się boję i bez tego. Chociaż nie wiem czy o tym pisałam, chyba nie. Tak dygresyjnie. Uwielbiam adrenalinę. Wszystkie sporty extremalne (no prawie), spontaniczne wyprawy, odczuwanie życia każdym nerwem. U-W-I-E-L-B-I-A-M TOOO!!! OD ZAWSZE. Ale ostatnio dotarło do mnie w czasei moich wyjazdowych "niedziel", że straciłam strach będący udziałem większości ludzi. Nie tracąc jasności umysłu i zachowując (mam nadzieję) zdrowy rozsądek jestem w stanie dojść do extremalnej granicy bezpieczeństwa. Tego wynikającego z wysokości, przestrzeni, szybkości. I nie chodzi tu wcale o to, że ją przekraczam, że ryzykuję głupio zdrowie i życie. Absolutnie nie, tym bardziej, że każda jego minuta jest dla mnie bezcenna. Ale nie boję się. I to jest moje kolejne zwycięstwo dzięki rakowi. Równoważone tym strachem, że w każdej chwili ten koszmar choroby może znów wrócić lub wszystko może się nagle skończyć, bo po prostu umrę. Ale to poczucie wolności od strachu, od lęku, który był moim udziałem od zawsze (stany lękowe były jednym z najlepiej mi znanych stanów umysłu i jednym z tych aspektów jego działania, z którymi walczyłam od zawsze). Dlatego chcę powiedzieć, że to poczucie, że wreszcie po trzydziestu latach pokonałam strach, powoduje, że jestem BARDZO BARDZO SZCZĘŚLIWA. SZCZĘŚLIWA I WOLNA. I ŻE DZIĘKI TEMU SPEŁNIŁAM JEDNO Z NAJWIĘKSZYCH MARZEŃ MOJEGO ŻYCIA. NIE BOJĘ SIĘ.
sobota, 22 czerwca 2013
just merried:):):)
Michał i Ewelina:):):) kolejne szczęśliwe młode małżeństwo:):):) piękni, młodzi, cudni:):):) spotkał mnie zaszczyt, po raz pierwszy zostałam świadkiem. To cudowne współuczestniczyć w tym ich święcie:):):) święto miłości, wiary, siły i wspólnej nadziei. ja od półtora roku codziennie dziękuję za ten cud tak bliskiego obcowania z drugim Człowiekiem. nie jest to łatwe, w wielu momentach wymaga ogromnej wiary i determinacji, ale kolejne wspólne zwycięstwa tak bardzo potwierdzają piękno tego sakramentu. Bo sacrum pomiędzy dwojgiem ludzi powstałe w małżeństwie jest czymś, z istnienia czego absolutnie nie zdawałam sobie sprawy zanim nie stało się moim udziałem. Dzięki Sebastianowi. Mojemu Mężowi. Najlepszemu, co mnie w życiu spotkało. A dziś oni:):):) Jakiż piękny dzień:):):) Poza tym po raz pierwszy w wyniku zbiegu okoliczności robiłam zdjęcia. Jutro okaże się czy można cokolwiek wybrać, ale myślę, że tak. Fantastyczne doświadczenie:):):):) Czyżby drodzy Mistrzowie Obiektywu aż tak głęboko zaszczepili mi bakcyla?:):):)
Kolejna część wieczoru. Wypuściłam znów kaprala Iwasiutę. Imprezka u młodzieży na czwartym. Butelki, miski, pety lecą w dół. Raz poprosiłam spokojnie i w drzwiach. Za drugim razem wparowałam do środka, żeby osobiście poinformować młodzież, że "jeśli jeszcze raz", że "dzieci i psy contra szkła", że szacunek. Jeśli jeszcze raz, będzie to ich ostatnia impreza, bo nie zamierzam znów szyć Shivie łap u weta. Czas imprez jest deprymujący.
Michał i Ewelina:):):) kolejne szczęśliwe młode małżeństwo:):):) piękni, młodzi, cudni:):):) spotkał mnie zaszczyt, po raz pierwszy zostałam świadkiem. To cudowne współuczestniczyć w tym ich święcie:):):) święto miłości, wiary, siły i wspólnej nadziei. ja od półtora roku codziennie dziękuję za ten cud tak bliskiego obcowania z drugim Człowiekiem. nie jest to łatwe, w wielu momentach wymaga ogromnej wiary i determinacji, ale kolejne wspólne zwycięstwa tak bardzo potwierdzają piękno tego sakramentu. Bo sacrum pomiędzy dwojgiem ludzi powstałe w małżeństwie jest czymś, z istnienia czego absolutnie nie zdawałam sobie sprawy zanim nie stało się moim udziałem. Dzięki Sebastianowi. Mojemu Mężowi. Najlepszemu, co mnie w życiu spotkało. A dziś oni:):):) Jakiż piękny dzień:):):) Poza tym po raz pierwszy w wyniku zbiegu okoliczności robiłam zdjęcia. Jutro okaże się czy można cokolwiek wybrać, ale myślę, że tak. Fantastyczne doświadczenie:):):):) Czyżby drodzy Mistrzowie Obiektywu aż tak głęboko zaszczepili mi bakcyla?:):):)
Kolejna część wieczoru. Wypuściłam znów kaprala Iwasiutę. Imprezka u młodzieży na czwartym. Butelki, miski, pety lecą w dół. Raz poprosiłam spokojnie i w drzwiach. Za drugim razem wparowałam do środka, żeby osobiście poinformować młodzież, że "jeśli jeszcze raz", że "dzieci i psy contra szkła", że szacunek. Jeśli jeszcze raz, będzie to ich ostatnia impreza, bo nie zamierzam znów szyć Shivie łap u weta. Czas imprez jest deprymujący.
piątek, 21 czerwca 2013
cóż za dzień;)
3ka podarowała mi dziś dwa fantastyczne wywiady: z Adamem Nowakiem (fr. książki "Biuro myśli znalezionych") oraz z Krzysztofem Głombowiczem ("Godzina prawdy", przepiękna audycja, przepełniona mądrością, spokojem i wiarą w siłę życia i marzeń, przepiękna lekcja, za którą serdecznie dziękuję Panu, Panie Krzysztofie). Jestem szczęśliwa, że w mediach można jeszcze usłyszeć głos ludzi mądrych, mówiących o sprawach ważnych, bez krzyku, bez chaosu, bez kłamstwa i tego wszystkiego od czego tak często chcemy uciec.
Odpowiedziałam dziś na pytanie: czy można założyć dwie soczewki kontaktowe na jedno oko z roztargnienia? Okazuje się, że można...eh...;)
Dziś mój Mąż kolejny raz dowiódł swojej niepowtarzalności i cudowności. Jest boski. Jutro jestem świadkiem na ślubie kuzyna i jego od jutra już Żony:):):) Dziś survivaloowy wypad "ostatniej szansy" po ciuchy i buty, bo z powodu wypraw i wojaży nie było wcześniej miejsca na myślenie o tym;) Efekt? 6 godzin w centrum handlowym i ON nadal pozostaje mężem idealnym: cierpliwym, pewnym, szczerym. Ma cudownie doskonały gust i umiejętność doradzenia. UWIELBIAM ROBIĆ ZAKUPY Z MOIM MĘŻEM, choćby to były tylko szaleństwa spożywcze w Lidlu:):):) dobranoc wszystkim :):):):
3ka podarowała mi dziś dwa fantastyczne wywiady: z Adamem Nowakiem (fr. książki "Biuro myśli znalezionych") oraz z Krzysztofem Głombowiczem ("Godzina prawdy", przepiękna audycja, przepełniona mądrością, spokojem i wiarą w siłę życia i marzeń, przepiękna lekcja, za którą serdecznie dziękuję Panu, Panie Krzysztofie). Jestem szczęśliwa, że w mediach można jeszcze usłyszeć głos ludzi mądrych, mówiących o sprawach ważnych, bez krzyku, bez chaosu, bez kłamstwa i tego wszystkiego od czego tak często chcemy uciec.
Odpowiedziałam dziś na pytanie: czy można założyć dwie soczewki kontaktowe na jedno oko z roztargnienia? Okazuje się, że można...eh...;)
Dziś mój Mąż kolejny raz dowiódł swojej niepowtarzalności i cudowności. Jest boski. Jutro jestem świadkiem na ślubie kuzyna i jego od jutra już Żony:):):) Dziś survivaloowy wypad "ostatniej szansy" po ciuchy i buty, bo z powodu wypraw i wojaży nie było wcześniej miejsca na myślenie o tym;) Efekt? 6 godzin w centrum handlowym i ON nadal pozostaje mężem idealnym: cierpliwym, pewnym, szczerym. Ma cudownie doskonały gust i umiejętność doradzenia. UWIELBIAM ROBIĆ ZAKUPY Z MOIM MĘŻEM, choćby to były tylko szaleństwa spożywcze w Lidlu:):):) dobranoc wszystkim :):):):
mój Mąż, fot. Krzysztof Przybylski |
czwartek, 20 czerwca 2013
rak powstaje z poczucia winy
od zawsze budowano we mnie poczucie winy. to niebywałe jak na tym "twardym dysku" dziecięcego i młodzieńczego mózgu zapisują się informacje generowane przez "słowa i wymagania z miłości płynące". Potem spotykamy ludzi, którzy w jakiś sposób wyczuwają słabsze strony i ugruntowują ten skrupulatny zapis. Dzięki temu powstają zastępy "małych wojowników" toczących codzienne batalie o poczucie, że coś znaczą, że to co robią jest dobre, że mogą być kimś, że MOGĄ. Do tej pory zadziwia mnie jak najbliżsi potrafią pracować nad taką "ścieżką nieustannych przewartościowań". Jak wiele energii trzeba włożyć codziennie w to, żeby nie słyszeć ciągle z tyłu głowy tych magicznych " przecież ty tego nie zrobisz", "wszyscy jesteśmy tacy przeciętni", "co znowu zrobiłaś", "pewnie to twoja wina". No więc kurwa to nie jest MOJA WINA. Mam dość spotykania na swojej drodze takich Grażyn K. , które swoją nieumiejętność w pracy przekładają na robienie sobie ze mnie "dziewczynki do bicia". Mam dosyć sfrustrowanych demiurgów, którzy tłumaczą mi co to trzecia generalna i nestor, a siłę spektaklu nad którym pracujemy rozdrabniają na utrzymaniem wizerunku wielkiego artysty. Nie mówiąc już o starych, tak STARYCH ludziach, nie dojrzałych, nie pięknych w swojej klasie i pięknie doświadczenia, ale starych, małych, sfrustrowanych ludzi, starych aktorów w tym wypadku takich jak Maria M. Mariusz M. Małgorzata T i inni, którzy dają rady, pozwalające im czuć się "żywymi", a w gruncie rzeczy odsłaniają ułomności, pokazują, że hipokryzja, słabość i wypalenie jest jedynym co im pozostało. Jestem podatna na poczucie winy, na brak wiary w siebie. Pracuję nad tym od zawsze. I od dwóch lat wreszcie czuję, że wiem mniej więcej gdzie jest meritum sprawy. Gdzie jestem ja, taka jak chcę. I nie potrzebuję kompromisów. Bo przy całej świadomości pracy jaką muszę nad sobą jako człowiek i jako aktorka wykonać, nie zamierzam już przepraszać, czuć się gorsza i pozwalać na sytuacje, w których mając problem, bo ktoś bliski zarzuca mi coś co mnie po prostu przerosło, ale też nie jest podstawą do żalu wyrażonego w takiej formie, już nie chcę w takiej sytuacji słyszeć od kogoś tak blisko I NIE JEST TO MĄŻ, BO ON JEST REMEDIUM NA CAŁE ZŁO, "co znowu za numer odwaliłaś". No więc odpowiadam uprzejmie. Nie odwaliłam żadnego numeru. I proszę zwracać się do mnie z szacunkiem, bo absolutnie na niego zasługuję.
od zawsze budowano we mnie poczucie winy. to niebywałe jak na tym "twardym dysku" dziecięcego i młodzieńczego mózgu zapisują się informacje generowane przez "słowa i wymagania z miłości płynące". Potem spotykamy ludzi, którzy w jakiś sposób wyczuwają słabsze strony i ugruntowują ten skrupulatny zapis. Dzięki temu powstają zastępy "małych wojowników" toczących codzienne batalie o poczucie, że coś znaczą, że to co robią jest dobre, że mogą być kimś, że MOGĄ. Do tej pory zadziwia mnie jak najbliżsi potrafią pracować nad taką "ścieżką nieustannych przewartościowań". Jak wiele energii trzeba włożyć codziennie w to, żeby nie słyszeć ciągle z tyłu głowy tych magicznych " przecież ty tego nie zrobisz", "wszyscy jesteśmy tacy przeciętni", "co znowu zrobiłaś", "pewnie to twoja wina". No więc kurwa to nie jest MOJA WINA. Mam dość spotykania na swojej drodze takich Grażyn K. , które swoją nieumiejętność w pracy przekładają na robienie sobie ze mnie "dziewczynki do bicia". Mam dosyć sfrustrowanych demiurgów, którzy tłumaczą mi co to trzecia generalna i nestor, a siłę spektaklu nad którym pracujemy rozdrabniają na utrzymaniem wizerunku wielkiego artysty. Nie mówiąc już o starych, tak STARYCH ludziach, nie dojrzałych, nie pięknych w swojej klasie i pięknie doświadczenia, ale starych, małych, sfrustrowanych ludzi, starych aktorów w tym wypadku takich jak Maria M. Mariusz M. Małgorzata T i inni, którzy dają rady, pozwalające im czuć się "żywymi", a w gruncie rzeczy odsłaniają ułomności, pokazują, że hipokryzja, słabość i wypalenie jest jedynym co im pozostało. Jestem podatna na poczucie winy, na brak wiary w siebie. Pracuję nad tym od zawsze. I od dwóch lat wreszcie czuję, że wiem mniej więcej gdzie jest meritum sprawy. Gdzie jestem ja, taka jak chcę. I nie potrzebuję kompromisów. Bo przy całej świadomości pracy jaką muszę nad sobą jako człowiek i jako aktorka wykonać, nie zamierzam już przepraszać, czuć się gorsza i pozwalać na sytuacje, w których mając problem, bo ktoś bliski zarzuca mi coś co mnie po prostu przerosło, ale też nie jest podstawą do żalu wyrażonego w takiej formie, już nie chcę w takiej sytuacji słyszeć od kogoś tak blisko I NIE JEST TO MĄŻ, BO ON JEST REMEDIUM NA CAŁE ZŁO, "co znowu za numer odwaliłaś". No więc odpowiadam uprzejmie. Nie odwaliłam żadnego numeru. I proszę zwracać się do mnie z szacunkiem, bo absolutnie na niego zasługuję.
środa, 19 czerwca 2013
MOJE ŻYCIE JEST PRZEPIĘKNE
Jest zjawiskowe. Dzięki Ludziom, którzy w nim są. Od półtora tygodnia moje życie pędzi z ponadświetlną prędkością. Gdynia. Ta cudowna wytęskniona Gdynia, w której uświadomiłam sobie, że wygrałam, że pokonałam moje demony. Asia S. (dziękuję Ci Kochana za cudne spotkanie) powiedziała, że zhardziałam:) coś w tym jest, chociaż nie w znaczeniu dosłownym. Zwyciężyłam siebie sprzed choroby. Tę stawiającą się niżej, tak podatną na "autorytety" (wbrew temu, co myślałam). Poczułam się szczęśliwa. Bo to znaczy, że to czego tak bardzo się obawiałam, że zapomnę, zagubię te bezcenne rzeczy, do których doszłam dzięki walce z rakiem i ze sobą, że wrócę do dawnych nawyków. Jestem szczęśliwa.
Ludzie w moim życiu. Wspaniali. Anna Maria:*:*:*:* nigdy Ci nie zapomnę, Tobie i Justce:*:*:*:* tej pięknej szlonej czwartkowej niedzieli z pakietem spełnionych marzeń, tego pikniku na zamku, tego lotu motolotnią i tego czasu z Wami, który jest piękny sam w sobie i przez to również, że mogę obserwować tak piękne, pełne życia, kobiecości i barwne jak najpiękniejsza tęcza Kobiety. Dziękuję Wam za Joasię, Matkę od Lwów o lwich, największych i najpojemniejszych serduchach. Za całokształt:*:*:*:*
Jestem szczęśliwa mogąc obserwować jak rosną dzieci Przyjaciół (Olgo i Rafale, Dominiko JużNieDziewczynko, Domi i Marcinie z Waszą Lenką, Gosiu-Chłopaku i wszyscy inni tak Wam jestewymagającym wdzięczna za tę możliwość, bo to obcowanie z autentycznym cudem natury:*:*:*:*). Patrzę na nie i na nich, tych cudownych Rodziców, którzy już teraz mnie tyle uczą i myślę, że świat jest doskonały.
Spotkania bezcenne jak to po tylu latach z Tobą , Jodżinie - Chimku, razem z tym pięknym czasem z Tobą kulinarno kulturalnym z taką cudną refleksją, że otaczają mnie Ludzie mający tak wielką wiedzę, inteligencję i głód świata. To piękne.
Post jak wystąpienie na Oscarach, ale gdzieś ma wiele wspólnego z tymi powtarzanymi tam "nie spodziewałam się" i "dziękuję tym, tym i tamtym". Bo mnie to codziennie zadziwia i wszystkie Oscary świata przy tym to pikuś mały.
Wczoraj Krzysiu i Asia ostatecznie przywrócili mi wiarę, gdzieś zagubioną na chwilę, w absolutne dopasowanie i Sens Świata. Spotkania, które powodują, że serducho z klatki piersiowej rozrasta się i wypełnia szczelnie całe ciało, bo jest takie szczęśliwe. Bo dostałam kolejne marzenia do wymarzenia i spełnienia. Bo dostałam tak piękne potwierdzenia słuszności drogi, którą idę. Bo usłyszałam, że ta piękna praca z Asią, tak trudna ze względu na materiał, który wymagał ode mnie przełamywań i poszukiwań, tak trudnych i wymagających, a zarazem tak cudownych i do tej pory tak bezcennych, że właśnie ta praca coś Komuś kto to widział dała, że po latach Asia usłyszała, że mój monolog wraca do tego Kogoś, że dopiero po latach został naprawdę zrozumiany i dał coś więcej jeszcze. I w takich chwilach czuję się OBDAROWANA. I CZUJĘ, ŻE MOJE ŻYCIE JEST PIĘKNE. ŻE JESTEM SZCZĘŚLIWA.
I Dziubki moje cudne, tak hojne, tak pełne czułości, dobroci, siły i pokazujące jak piękne jest życie w zgodzie ze sobą, z marzeniami. I mieszkanie-dom, które dzięki nim jest mi obecnie jeszcze przez kilka godzin Domem, w którym pierwszy raz w życiu zakochałam się bezgranicznie i marzę sobie na jawie, że jest moje licząc po cichu, że jakimś cudem Wszechświat się tak ułoży, że marzenia mi się kiedyś spełni:):):) No i jeszcze różowe kapcie z yorkami w okularach, w które się zaopatrzyłam i dają mi więcej radości niż wszystkie inne (oprócz basetów rzecz jasna;)).
I nasz dzisiejszy "work in progress" kolejny. Jestem zmęczona i tego się obawiam, że organizm może coś tam, ale nic to, wierzę, że będzie dobrze, więc cieszę się tym i o trzymanie kciuków uprzejmie proszę:*:*:*:*:*:*:*:*
czwartek, 13 czerwca 2013
pełnią życia upojona ja
po dwóch latach ruszyłam w przepiękną podróż sentymentalną. skmką (uwaga: niepełnosprawni pierwszej grupy NIE JEŻDŻĄ za darmooo!! !! o czym nie wiedziałam;)) wniosek pierwszy: bez Męża jestembardzo niesamodzielna. Po dwóch latach siedzenia w domu zagospodarowanie czasu i logistyka są czymś co mnie przerasta. Poza tym czuję się jak pijane dziecko we mgle, bo przecież tu jest największa liczba tak bliskich mi Ludzi. Przyjaciół. I nie wiem jak to wszystko zrobić, żeby ze wszystkimi się choć na chwilę spotkać, zobaczyć, poczuć. I odwlekam zaplanowanie, opanowanie czasu i przestrzeni, bo tego czasu tak malutko. Tak bardzo mało... Chociaż najważniejsze, że jest. Na razie jeszcze płynę na fali wydarzeń.
Wczoraj przeżyłam jeden z najwspanialszych dni w życiu. Magda i Piotr:*:*:* perspektywa wspólnego działania i robienia teatru, żeby mówić o rzeczach ważnych, włączać się aktywnie w życie, w świat. Piękna perspektywa. Azja:*:*:*:*:* jeden z najpiękniejszych koncertów, który dostałam w tak pięknym prezencie. Dead Can Dance. Piękne, atawistyczne, doskonałe formalnie i z tym, czymś przed czym pochyla się z szacunkiem głowę. Jeszcze z nią, z Azją, tak piękną, tak mistyczną, tak mądrą. Piękna noc z cudownymi ludźmi, Anna Maria, i Justynki, które są jak tęcza. Noc-niedziela. Motocykl spełniający marzenie, szczeniak nad morzem, wschód słońca w porcie z kotem wędkarzem, łódź podwodna o czwartej nad ranem i całkowita wolność, radość i poczucie, że można wszystko:):):) tak, jestem szczęśliwa:):):) jeszcze cudowna muzyka i pierożki aromatyczne, które są moim number one:)):) Dziś omlet z owsianką, plaża tak wytęskniona, ryba i tort bezowy i wino truskawkowe. jestem w raju:):):):) wczoraj przez chwilę Muzyczny. Tak dawno a tak niedawno. Kuba, ogromne dziękuję za zajęcia z wiersza z tymi młodymi zdolnymi, którzy mają tak dużo piękna, siły i talentu, którzy szukają i inspirują tym poszukiwaniem. Poczułam, że oni są młodzi dla równowagi dla mnie. To dziwne uczucie czuć w ten sposób upływ czasu, ale to też ważne. A dzięki nim te piękne.
Oczywiście podróże sentymentalne mają też ciemniejsze strony. Rozmawiam ze swoimi demonami. Oswajam je. Teraz chcę czuć, że to nie one, że to ja jestem silniejsza. Bo mam do tego prawo. Tutaj łatwiej wrócić do złych torów myślenia, do wypaczonych priorytetów sprzed choroby. To jak z paleniem, pewne rzeczy są sytuacyjne. Ale tak jak z paleniem, można je przewartościować i wyeliminować. To robię. Pracuję nad tym. Więc najważniejsza jest "niedziela". Ta moja mentalna, spokój umysłu. Zastanawiam się jak podzielić czas kilkudziesięciu godzin na dwadzieścia parę najbliższych mi Osób. Na razie nie mam pomysłu, ale absolutnie zamierzam tę kwestię rozwiązać. Bo niedziela ma właśnie tę moc. Układania wszystkiego. Więc jest niedziela, a ja jestem szczęśliwa:):):)
po dwóch latach ruszyłam w przepiękną podróż sentymentalną. skmką (uwaga: niepełnosprawni pierwszej grupy NIE JEŻDŻĄ za darmooo!! !! o czym nie wiedziałam;)) wniosek pierwszy: bez Męża jestembardzo niesamodzielna. Po dwóch latach siedzenia w domu zagospodarowanie czasu i logistyka są czymś co mnie przerasta. Poza tym czuję się jak pijane dziecko we mgle, bo przecież tu jest największa liczba tak bliskich mi Ludzi. Przyjaciół. I nie wiem jak to wszystko zrobić, żeby ze wszystkimi się choć na chwilę spotkać, zobaczyć, poczuć. I odwlekam zaplanowanie, opanowanie czasu i przestrzeni, bo tego czasu tak malutko. Tak bardzo mało... Chociaż najważniejsze, że jest. Na razie jeszcze płynę na fali wydarzeń.
Wczoraj przeżyłam jeden z najwspanialszych dni w życiu. Magda i Piotr:*:*:* perspektywa wspólnego działania i robienia teatru, żeby mówić o rzeczach ważnych, włączać się aktywnie w życie, w świat. Piękna perspektywa. Azja:*:*:*:*:* jeden z najpiękniejszych koncertów, który dostałam w tak pięknym prezencie. Dead Can Dance. Piękne, atawistyczne, doskonałe formalnie i z tym, czymś przed czym pochyla się z szacunkiem głowę. Jeszcze z nią, z Azją, tak piękną, tak mistyczną, tak mądrą. Piękna noc z cudownymi ludźmi, Anna Maria, i Justynki, które są jak tęcza. Noc-niedziela. Motocykl spełniający marzenie, szczeniak nad morzem, wschód słońca w porcie z kotem wędkarzem, łódź podwodna o czwartej nad ranem i całkowita wolność, radość i poczucie, że można wszystko:):):) tak, jestem szczęśliwa:):):) jeszcze cudowna muzyka i pierożki aromatyczne, które są moim number one:)):) Dziś omlet z owsianką, plaża tak wytęskniona, ryba i tort bezowy i wino truskawkowe. jestem w raju:):):):) wczoraj przez chwilę Muzyczny. Tak dawno a tak niedawno. Kuba, ogromne dziękuję za zajęcia z wiersza z tymi młodymi zdolnymi, którzy mają tak dużo piękna, siły i talentu, którzy szukają i inspirują tym poszukiwaniem. Poczułam, że oni są młodzi dla równowagi dla mnie. To dziwne uczucie czuć w ten sposób upływ czasu, ale to też ważne. A dzięki nim te piękne.
Oczywiście podróże sentymentalne mają też ciemniejsze strony. Rozmawiam ze swoimi demonami. Oswajam je. Teraz chcę czuć, że to nie one, że to ja jestem silniejsza. Bo mam do tego prawo. Tutaj łatwiej wrócić do złych torów myślenia, do wypaczonych priorytetów sprzed choroby. To jak z paleniem, pewne rzeczy są sytuacyjne. Ale tak jak z paleniem, można je przewartościować i wyeliminować. To robię. Pracuję nad tym. Więc najważniejsza jest "niedziela". Ta moja mentalna, spokój umysłu. Zastanawiam się jak podzielić czas kilkudziesięciu godzin na dwadzieścia parę najbliższych mi Osób. Na razie nie mam pomysłu, ale absolutnie zamierzam tę kwestię rozwiązać. Bo niedziela ma właśnie tę moc. Układania wszystkiego. Więc jest niedziela, a ja jestem szczęśliwa:):):)
poniedziałek, 10 czerwca 2013
mało czasu a czas w drogę!!!!
czas mi się kurczy. zamiast pakować się piszę, a tak mi się nie chce pakować, że aż mi się wszystko kurczy w środku....... dziś Warszawa jutro 3miasto...do niedzieli.... potem Warszaw.... potem Kielce.... potem Poznań..... potem?????.... przez 2lata byłam STACJONARNA. USTACJONARNINA. ZAKOTWICZONA. i teraz, kiedy wreszcie mam to o czym tak marzyłam mam mentalną i fizyczną zadyszkę;);););) a Mąż nie może ze mną jechać w część tych wojaży:(:(:(:(:( eh. UPRZEJMIE PROSZĘ O TRZYMANIE KCIUKÓW, ŻEBYM NIE ZGUBIŁA SIĘ, NADĄŻAŁA ZA SOBĄ I WSZYSTKIM NAOKOŁO, CIESZYŁA SIĘ CHWILĄ ZAMIAST STRESOWAĆ I KARMIĆ RAKA STRESEM. ENJOY LIFE & NAMASTE PIĘKNY ŚWIECIE:):):):)
czas mi się kurczy. zamiast pakować się piszę, a tak mi się nie chce pakować, że aż mi się wszystko kurczy w środku....... dziś Warszawa jutro 3miasto...do niedzieli.... potem Warszaw.... potem Kielce.... potem Poznań..... potem?????.... przez 2lata byłam STACJONARNA. USTACJONARNINA. ZAKOTWICZONA. i teraz, kiedy wreszcie mam to o czym tak marzyłam mam mentalną i fizyczną zadyszkę;);););) a Mąż nie może ze mną jechać w część tych wojaży:(:(:(:(:( eh. UPRZEJMIE PROSZĘ O TRZYMANIE KCIUKÓW, ŻEBYM NIE ZGUBIŁA SIĘ, NADĄŻAŁA ZA SOBĄ I WSZYSTKIM NAOKOŁO, CIESZYŁA SIĘ CHWILĄ ZAMIAST STRESOWAĆ I KARMIĆ RAKA STRESEM. ENJOY LIFE & NAMASTE PIĘKNY ŚWIECIE:):):):)
źródło: internet |
niedziela, 9 czerwca 2013
Wiera Gran & Watch Docs Films
Czytanie w szklanym domu w ciekotach "Oskarżona:Wiera Gran". Zadziwia mnie ta historia. Jak można było tak zniszczyć człowieka. Jak niebywałą sprawą jest niemożność oceny czasów wojny i tego co się wówczas działo. Ale to, co człowiek człowiekowi potrafi zrobić przeraża w tym kontekście. Poza tym radość, że mogłam wziąć udział w jednym z tych wydarzeń, które są zdecydowanie w kategorii: ważne.
Czytanie w szklanym domu w ciekotach "Oskarżona:Wiera Gran". Zadziwia mnie ta historia. Jak można było tak zniszczyć człowieka. Jak niebywałą sprawą jest niemożność oceny czasów wojny i tego co się wówczas działo. Ale to, co człowiek człowiekowi potrafi zrobić przeraża w tym kontekście. Poza tym radość, że mogłam wziąć udział w jednym z tych wydarzeń, które są zdecydowanie w kategorii: ważne.
lęk
mój mózg się zbuntował. piszę, żeby może w ten sposób usystematyzować chaos. zbyt wiele emocji, zbyt wiele rzeczy do poukładania, ogarnięcia, zaplanowania, zbyt wiele do określenia siebie w nich. mam stany lękowe o jakich w ogóle zapomniała, że mogą być. moje ciało i mózg są jak z drewna. działają, ale w tempie jednej tysięcznej w stosunku do normy. czuję, że mój umysł sztywnieje i broni się przed jakąkolwiek aktywnością. lęk. nie ogarniam. a przecież to wszystko w obliczu samych dobrych rzeczy, teraz i tych do zaplanowania. czuję, że Seb jest mi potrzebny tak organicznie, bo sama nie daję rady. wiem, że odwykłam, od takiej dynamiki życia, ale zaskakuje mnie sposób w jaki mój organizm na nią reaguje. czuję tak straszliwie paraliżujący lęk...
mój mózg się zbuntował. piszę, żeby może w ten sposób usystematyzować chaos. zbyt wiele emocji, zbyt wiele rzeczy do poukładania, ogarnięcia, zaplanowania, zbyt wiele do określenia siebie w nich. mam stany lękowe o jakich w ogóle zapomniała, że mogą być. moje ciało i mózg są jak z drewna. działają, ale w tempie jednej tysięcznej w stosunku do normy. czuję, że mój umysł sztywnieje i broni się przed jakąkolwiek aktywnością. lęk. nie ogarniam. a przecież to wszystko w obliczu samych dobrych rzeczy, teraz i tych do zaplanowania. czuję, że Seb jest mi potrzebny tak organicznie, bo sama nie daję rady. wiem, że odwykłam, od takiej dynamiki życia, ale zaskakuje mnie sposób w jaki mój organizm na nią reaguje. czuję tak straszliwie paraliżujący lęk...
sobota, 8 czerwca 2013
the SCAR PROJECT
Trafiłam na stronę the SCAR PROJECT na FB. Poraziła mnie siła zdjęć tam zamieszczonych, piękno Kobiet na nich uwiecznionych w sensie dosłownym. Brak słów, chcę to po prostu pokazać, podzielić się, bo przepiękne...
https://www.facebook.com/pages/The-SCAR-Project/255064983743
Trafiłam na stronę the SCAR PROJECT na FB. Poraziła mnie siła zdjęć tam zamieszczonych, piękno Kobiet na nich uwiecznionych w sensie dosłownym. Brak słów, chcę to po prostu pokazać, podzielić się, bo przepiękne...
https://www.facebook.com/pages/The-SCAR-Project/255064983743
totalny odlot czyli 25-lecie Świętokrzyskiego Klubu Amazonki
wczoraj miało miejsce kolejne z tych przedziwnych WYDARZEŃ, których rozmiaru nie ogarniam i istoty nie pojmuję. Na zaproszenie kieleckich Amazonek i cudnej Halinki Cecot uczestniczyliśmy w jubileuszu Klubu z naszym spektaklem, nadal w formie powstawania, na podstawie mojego monodramu z czasu leczenia "Bóg jest kobietą o jednej piersi". Bałam się diabelnie, bo mam świadomość jak wiele rzeczy jest w nim jeszcze do zrobienia, jak dawno nie byłam w teatrze "formą aktywną", jak mało czasu było na zrobienie tego wszystkiego. Wszystko zaczęło się od hymnu. Nigdy nie widziałam ludzi tak śpiewających wspólnie. Po wszystkim zaczęliśmy naszego "Boga". Myliłam się, miałam wrażenie, że nie trzymam ich uwagi. I kiedy Gosia rozpłakała się po zaśpiewaniu Kocham Cię życie, kiedy dostrzegłam w jaki sposób nas słuchają, usłyszałam ciszę, zobaczyłam jak wstają wszyscy po ostatnim słowie i klaszczą dłuuuuuugo, prawie bez końca, kiedy zobaczyłam tyle łez, jakich nigdy nie widziałam po żadnym ze spektakli moich czy na tych na których sama byłam, kiedy długo po zakończeniu ciągle podchodziły kolejne Amazonki, te niezwykłe, silne Kobiety i goście uczestniczący w gali, kiedy mówili to wszystko czego mówić nie musieli i w sposób jaki wyklucza kurtuazję czy fałsz, wtedy poczułam, że mnie/nas to przerosło. Że nie doceniłam siły słowa. Że nie rozumiem w jaki sposób to co pisałam w trakcie choroby aż tak porusza już kolejny raz Ludzi, którzy są po drugiej stronie. Wiem, że to specyficzne okoliczności, publiczność złożona z widza, który ten temat ma przerobiony "organicznie", osobiście. Ale i tak sposób i siła reakcji (tym bardziej, że część gości nie jest obarczona tym doświadczeniem) jest czymś czego nie ogarniam. Ale jestem za to tak przeogromnie wdzięczna. Bo to jedno z najsilniejszych doświadczeń. Usłyszałam od Dyrektora ŚCO, że pierwszy raz podczas całej swojej lekarskiej pracy coś w ten sposób go poruszyło i ten sposób patrzenia jest dla niego niezwykle ważnym doświadczeniem. Że mi/nam dziękuje. I w takich momentach już mi zupełnie brak słów. Żeby wyrazić zadziwienie i wdzięczność, że to wszystko się dzieje. Że mogę w tym uczestniczyć z Mężem, z Gosią, z Krzysiem, z naszymi Przyjaciółmi i Rodziną, którzy tak pięknie z nami są. Mam szczęście. Teraz 19go Warszawa. Potem prawdopodobnie Sandomierz, Starachowice i inne. Mam nadzieję, że praca nad tym pozwoli skonkretyzować też materiał na sam docelowy monodram. Dzięki Kasi trafiliśmy do prasy(teatrdlawas, e-teatr, gazeta świętojańska). To znaczy, że wracamy do życia, do pracy. Ja wracam. Zaczynam czuć, że żyję. Wczoraj okazało się, że dostaniemy pieniądze na nagranie tego spektaklu z grantu, który Amazonki dostały na muzykoterapię. Jaki piękny prezent. Dyrektor zaś stwierdził, że chciałby, żeby był pokazywany właśnie w formie dvd w ramach terapii zajęciowej dla chorych. TO JEST TOTALNY ODJAZD!!!!:):):):):):):) Czyli teraz praca i radocha:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:* Potem piękne zakończenie dnia z Olgą. Ludzie Słońca w naszym życiu są tak pięknym zjawiskiem:):):) i jeszcze kot roland, subaru i ciechan;););)
http://www.echodnia.eu/apps/pbcs.dll/article?AID=/20130607/ZDROWIEIURODA010101/130609148
Na zakończenie Anna Iwasiuta – Dudek, najmłodsza Amazonka z Kielc zaprezentowała poruszający, oparty na osobistych przeżyciach spektakl słowno – muzyczny. Z towarzyszeniem swojego męża Sebastiana i przyjaciółki Małgorzaty Regent, pięknym, mocnym głosem opowiedziała historię koszmaru choroby i kurczowego chwytania się nadziei, budowania siebie od nowa dzień po dniu. Kobiety siedzące na sali słuchały jej ze łzami w oczach. Spektakl koił jak muzykoterapia.
Iza Bednarz, Echo Dnia
To przepiękne słowa:):):):) Oby w tym nowym życiu takie recenzje towarzyszyły wszystkim naszym przedsięwzięciom:):):):):):):):):):):)
wczoraj miało miejsce kolejne z tych przedziwnych WYDARZEŃ, których rozmiaru nie ogarniam i istoty nie pojmuję. Na zaproszenie kieleckich Amazonek i cudnej Halinki Cecot uczestniczyliśmy w jubileuszu Klubu z naszym spektaklem, nadal w formie powstawania, na podstawie mojego monodramu z czasu leczenia "Bóg jest kobietą o jednej piersi". Bałam się diabelnie, bo mam świadomość jak wiele rzeczy jest w nim jeszcze do zrobienia, jak dawno nie byłam w teatrze "formą aktywną", jak mało czasu było na zrobienie tego wszystkiego. Wszystko zaczęło się od hymnu. Nigdy nie widziałam ludzi tak śpiewających wspólnie. Po wszystkim zaczęliśmy naszego "Boga". Myliłam się, miałam wrażenie, że nie trzymam ich uwagi. I kiedy Gosia rozpłakała się po zaśpiewaniu Kocham Cię życie, kiedy dostrzegłam w jaki sposób nas słuchają, usłyszałam ciszę, zobaczyłam jak wstają wszyscy po ostatnim słowie i klaszczą dłuuuuuugo, prawie bez końca, kiedy zobaczyłam tyle łez, jakich nigdy nie widziałam po żadnym ze spektakli moich czy na tych na których sama byłam, kiedy długo po zakończeniu ciągle podchodziły kolejne Amazonki, te niezwykłe, silne Kobiety i goście uczestniczący w gali, kiedy mówili to wszystko czego mówić nie musieli i w sposób jaki wyklucza kurtuazję czy fałsz, wtedy poczułam, że mnie/nas to przerosło. Że nie doceniłam siły słowa. Że nie rozumiem w jaki sposób to co pisałam w trakcie choroby aż tak porusza już kolejny raz Ludzi, którzy są po drugiej stronie. Wiem, że to specyficzne okoliczności, publiczność złożona z widza, który ten temat ma przerobiony "organicznie", osobiście. Ale i tak sposób i siła reakcji (tym bardziej, że część gości nie jest obarczona tym doświadczeniem) jest czymś czego nie ogarniam. Ale jestem za to tak przeogromnie wdzięczna. Bo to jedno z najsilniejszych doświadczeń. Usłyszałam od Dyrektora ŚCO, że pierwszy raz podczas całej swojej lekarskiej pracy coś w ten sposób go poruszyło i ten sposób patrzenia jest dla niego niezwykle ważnym doświadczeniem. Że mi/nam dziękuje. I w takich momentach już mi zupełnie brak słów. Żeby wyrazić zadziwienie i wdzięczność, że to wszystko się dzieje. Że mogę w tym uczestniczyć z Mężem, z Gosią, z Krzysiem, z naszymi Przyjaciółmi i Rodziną, którzy tak pięknie z nami są. Mam szczęście. Teraz 19go Warszawa. Potem prawdopodobnie Sandomierz, Starachowice i inne. Mam nadzieję, że praca nad tym pozwoli skonkretyzować też materiał na sam docelowy monodram. Dzięki Kasi trafiliśmy do prasy(teatrdlawas, e-teatr, gazeta świętojańska). To znaczy, że wracamy do życia, do pracy. Ja wracam. Zaczynam czuć, że żyję. Wczoraj okazało się, że dostaniemy pieniądze na nagranie tego spektaklu z grantu, który Amazonki dostały na muzykoterapię. Jaki piękny prezent. Dyrektor zaś stwierdził, że chciałby, żeby był pokazywany właśnie w formie dvd w ramach terapii zajęciowej dla chorych. TO JEST TOTALNY ODJAZD!!!!:):):):):):):) Czyli teraz praca i radocha:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:* Potem piękne zakończenie dnia z Olgą. Ludzie Słońca w naszym życiu są tak pięknym zjawiskiem:):):) i jeszcze kot roland, subaru i ciechan;););)
http://www.echodnia.eu/apps/pbcs.dll/article?AID=/20130607/ZDROWIEIURODA010101/130609148
Na zakończenie Anna Iwasiuta – Dudek, najmłodsza Amazonka z Kielc zaprezentowała poruszający, oparty na osobistych przeżyciach spektakl słowno – muzyczny. Z towarzyszeniem swojego męża Sebastiana i przyjaciółki Małgorzaty Regent, pięknym, mocnym głosem opowiedziała historię koszmaru choroby i kurczowego chwytania się nadziei, budowania siebie od nowa dzień po dniu. Kobiety siedzące na sali słuchały jej ze łzami w oczach. Spektakl koił jak muzykoterapia.
Iza Bednarz, Echo Dnia
To przepiękne słowa:):):):) Oby w tym nowym życiu takie recenzje towarzyszyły wszystkim naszym przedsięwzięciom:):):):):):):):):):):)
wtorek, 4 czerwca 2013
stan umysłu - leniwcowy
Mój dzisiejszy stan umysłu i zdolność mobilizacji jest odwrotnie proporcjonalna do ilości rzeczy do zrobienia "na wczoraj"..... Nie rozumiem: dlaczego zaproszenia ślubne hand made nie mogą się zrobić same jak nie przymierzając w Harrym Potterze, Kopciuszku czy innym bajkowym odnośniku? Czuję się tym wybitnie zdezorientowana...;) od rana pada( pięknie) burze przelotne (piękne) koty ukochane (blisko) cisza spokój (nie licząc pralki z kolejnym praniem, ale to na plus dla mnie, że zrobiłam COKOLWIEK oprócz nakarmienia zwierzyńca i siebie;). I ogromne zmęczenie całym poprzednim tygodniem, w które spokojnie mogłabym opatulić się jak w ciepły koc i iść spać na kolejny tydzień;) Człowiek jest dziwną istotą. Marudziłam tak potwornie, że nic się nie dzieje, że zastój, że stagnacja. Obecnie marzę, żeby doba przez najbliższy tydzień miała 48 h. Czas się wziąć w garść:) aaa i : Gosiu K. tu też Ci chcę podziękować za to, że jesteś:*:*:*:*:*:*
Mój dzisiejszy stan umysłu i zdolność mobilizacji jest odwrotnie proporcjonalna do ilości rzeczy do zrobienia "na wczoraj"..... Nie rozumiem: dlaczego zaproszenia ślubne hand made nie mogą się zrobić same jak nie przymierzając w Harrym Potterze, Kopciuszku czy innym bajkowym odnośniku? Czuję się tym wybitnie zdezorientowana...;) od rana pada( pięknie) burze przelotne (piękne) koty ukochane (blisko) cisza spokój (nie licząc pralki z kolejnym praniem, ale to na plus dla mnie, że zrobiłam COKOLWIEK oprócz nakarmienia zwierzyńca i siebie;). I ogromne zmęczenie całym poprzednim tygodniem, w które spokojnie mogłabym opatulić się jak w ciepły koc i iść spać na kolejny tydzień;) Człowiek jest dziwną istotą. Marudziłam tak potwornie, że nic się nie dzieje, że zastój, że stagnacja. Obecnie marzę, żeby doba przez najbliższy tydzień miała 48 h. Czas się wziąć w garść:) aaa i : Gosiu K. tu też Ci chcę podziękować za to, że jesteś:*:*:*:*:*:*
źródło: internet |
poniedziałek, 3 czerwca 2013
alogiczna niesprawiedliwość raka
Dziś USG i lekarz sztuk jeden, na szczęście ok. Ale dla równowagi okazało się, że moja kochana Fretka o najpiękniejszym uśmiechu świata ma prawdopodobnie wznowę raka... a Gosia, która walczyła z chorobą jak mały-WIELKI rycerz miesiąc temu poległa i odeszła... Ludzie ze mną rozmawiają, tam bardzo często, myślę, że to dar. Dziś jedna z pielęgniarek, której wcześniej nie znałam płakała. Martwi się o Fretkę, o swoją Mamę i już nie daje rady na onkologii. W takich momentach wierzę, że siła tkwi w wierze, w uśmiechu w nieustannej walce. Potem wierzę mniej, kiedy jestem dalej i widzę to z dystansu z całą niesprawiedliwością raka. Fretka i Gosia w momencie kiedy je poznałam miały wychodzić na prostą... Ciągle liczę, że to jednak będzie błąd badań, bo tak też może być. Wszystkich Was, którzy to czytacie, a modlicie się czasem wierząc, że wtedy Bóg łatwiej da się przekonać, pomódlcie się proszę, bo to jedna z tych Osób o wielgachnym sercu i uśmiechu i wiele radości wnosi w życie całego świata. Więc Boże wszystkich wychodzących na prostą, pomóż i w tej sprawie bardzo Cię proszę...
niedziela, 2 czerwca 2013
chillout on the river
Piasek, woda, "save the vinyl", fresbee, Kasia i Spółka i dziecięca radość i spokój.. Marcin i Krzysiu i czas, który razem z nimi zawsze nabiera harmonii i tempa właściwego dla bycia szczęśliwym. Szpinaczki wieloziarniste z przejścia podziemnego i kawa z Coffee HEAVEN:):):) I jeszcze chichuachua do głaskania, Vive wygrywające mecz i powrót do domu:):):) A moja wisienka na torcie w białych skarpetkach mrucząca na poduszce obok, to już pełnia sczęścia:):):) I Mama:*:*:*:*:* jESTEM SZCZĘŚLIWA:*:*:*:*:*:*
Piasek, woda, "save the vinyl", fresbee, Kasia i Spółka i dziecięca radość i spokój.. Marcin i Krzysiu i czas, który razem z nimi zawsze nabiera harmonii i tempa właściwego dla bycia szczęśliwym. Szpinaczki wieloziarniste z przejścia podziemnego i kawa z Coffee HEAVEN:):):) I jeszcze chichuachua do głaskania, Vive wygrywające mecz i powrót do domu:):):) A moja wisienka na torcie w białych skarpetkach mrucząca na poduszce obok, to już pełnia sczęścia:):):) I Mama:*:*:*:*:* jESTEM SZCZĘŚLIWA:*:*:*:*:*:*
fot. Kasia Rolak |
sobota, 1 czerwca 2013
zmiana lokum, tekst zamknięty, czas podsumowań
Przedostatnia próba z Krzysztofem, tekst zamknięty, utwory wybrane. Jutro ostatnie wspólne działania i tydzień samodzielnego działania przede mną. Seb przyjechał, czyli nasza mała rodzina w DPNowskich progach. Wszystko to przecież dobre, więc czemu mi smutno i zachowuję się jak dzieciak? Dzień Dziecka jest przecież dla grzecznych dzieci?
Przedostatnia próba z Krzysztofem, tekst zamknięty, utwory wybrane. Jutro ostatnie wspólne działania i tydzień samodzielnego działania przede mną. Seb przyjechał, czyli nasza mała rodzina w DPNowskich progach. Wszystko to przecież dobre, więc czemu mi smutno i zachowuję się jak dzieciak? Dzień Dziecka jest przecież dla grzecznych dzieci?
Subskrybuj:
Posty (Atom)