Rodzina z wyboru. Nie wiem, czy wszyscy, o których myślę, w tej kategorii przyjęliby to z radością (sic!;)), ale ja jestem szczęśliwa, że mam taką Rodzinę z wyboru. Moi Przyjaciele. Ludzie, którzy codziennie dają mi tak wiele ciepła, inspiracji, dobra, obecności, wsparcia. Są dla mnie nieustannym zadziwieniem, że otrzymuję taki DAR. Bo to Dar (masz rację Patryku:)). Wdzięczność i poczucie siły, bo wiem, że z Wami przetrwam wszystko. Nawet najtrudniejsze. Dziękuję.
Od kilku dni mam trochę słabszy czas. Czuję, że w niektórych najważniejszych kwestiach jestem potworną hipokrytką. Tworzę pozory wspaniałości czegoś, co w moim życiu momentami rozpada się z hukiem. Z powodu drobiazgów. A waśnie, że nie drobiazgów. Ale tracę jasność, klarowność sytuacji. Znów mam ten cholerny atawistyczny odruch ucieczki. Zostawić, wyjechać, odciąć się. I tylko w nielicznych chwilach widzę, że przecież jestem szczęściarą. Że mam więcej niż mogę wymarzyć. Że takie sytuacje tylko w bajkach. I powstaje pytanie, czy ja tworzę obraz zewnętrzny tej bajki na potrzeby swoje i "na wynos"? Dziś przyszedł mi do głowy pomysł, żeby wyjechać z psem na dwa tygodnie nad moje ukochane morze, żeby tam zebrać myśli. Myślę, że to najlepsze wyjście. Tylko jak to pogodzić z koniecznością wizyty na onkologii w tym tygodniu, z potrzebą kontynuacji warsztatów, które staram się zainicjować, z potrzebą wyjazdu do Krakowa, z tyloma innym rzeczami, które tworzą mój obecny kosmos w chaosie na użytek prywatny????
Dziś, 31. 08.2013 r. mijają dokładnie dwa lata od mojego wyjazdu z Gdyni. Miałam świetną firmę przeprowadzkową... A Uszas, która jechała w samochodzie z Sebą i naszym Panem Przewoźnikiem prawie przez całą drogę miauczała. Chociaż jest ostoją spokoju i podróże znosiła dobrze. Dwa lata. Bardzo dziwne dwa lata. Bardzo ważne dwa lata. Zaczynamy trzeci. Show must go on jak to mówią klasycy;););)